Ślepa sprawiedliwość
Japoński awangardowiec postanowił zmierzyć się tym razem z klasyką gatunku i klasycznym bohaterem, jakim jest Zatoichi. Jest on bowiem przedstawicielem bezpańskich samurajów, żyjących na pograniczu prawa. Jak to bywa z takimi postaciami, nie brak mu wad i daleko mu do kryształowej czystości. Kodeks zasad Bushido go nie obowiązuje, kieruje się raczej elementarnym człowieczeństwem. Przede wszystkim jednak jest znakomitym wojownikiem, o tyle genialnym, że ślepym.W wywiadach Kitano wyraźnie podkreśla swoją fascynacje Zatoichim. I tę fascynację widać w filmie. Sama historia jest powtórzeniem fabularnym filmu z 65 roku. Wędrowny masażysta Zatoichi przybywa do małego miasteczka, gdzie walkę o władzę toczą rywalizujące gangi, które kradną, ściągają haracze, gnębią ubogich wieśniaków. Zatoichi staje w obronie prostych ludzi.
Jednak swojego herosa Kitano wpisuje we współczesne wyobrażenie o świecie i choć wyraźnie nawiązuje do mistrza kina samurajskiego, Kurosawy. Więcej tutaj relatywizmu moralnego i mroku charakterystycznych dla czarnego filmu. Jedną z ciekawych rewolt Kitano jest przesunięcie punktu ciężkości z głównego bohatera na postaci epizodyczne, które fabularnie są ciekawsze i wyrazistsze. Z jednej strony mamy historię rodzeństwa, którego rodzice, bogaci kupcy, zostają bestialsko zabici. Dzieci całe życie szukają morderców, dążąc do zemsty. W tym celu prostytuują się i pod przebraniem gejsz napadają klientów. Jawny tragizm tej historii zostaje zderzony z dramatem ronina, który zatrudnia się jako obstawa gangu, by zdobyć pieniądze na lekarstwa dla żony. I choć widzimy człowieka szlachetnego, dla którego zabijanie rzezimieszków jest sprzeczne z zasadami, będzie to czynił, aż los jego i kobiety, którą kocha, dopełni się. Dla przeciwwagi otrzymujemy postać hazardzisty i nieudacznika, która wprowadza wyraźny rys komediowy.

Tym, który scala te historie, jest oczywiście Zatoichi. Jego bohater nie jest jednak charyzmatyczną postacią, z którą łatwo się utożsamić. Kitano gra go inaczej niż poprzednicy. Zatoichi przede wszystkim milczy. Nie wiemy, co myśli, co czuje, jakie są jego motywy czy wartości. Nieprzeniknioną twarz wykrzywiają jedynie liczne grymasy. Jest zimny i nieprzewidywalny. Twórca "Hana – bi" zbudował Zatoichiego na podobieństwo swych poprzednich bohaterów. To indywidualista podążający drogą buntu. Potrafi być wyrozumiały i delikatny, ale również bezwzględny i okrutny, To nie jest romantyczny obrońca, wzniosły i piękny. To człowiek kamień, który pod stoicką twarzą kryje mordercę. A staje się nim, kiedy laska ślepca zamienia się w miecz. Bez emocji przyjmuje śmierć wrogów, nie liczy się z nikim i niczym. Sam stanowi prawo. Chłodniejszy, bardziej niejednoznaczny wizerunek japońskiego mistrza miecza bierze się stąd, że dla Kitano Zatoichi jest w zasadzie czarnym bohaterem.
Nieruchomy, kamienny Zatoichi, kiedy zaczyna walczyć, zaczyna skupiać na sobie całą uwagę. Wtedy jego sylwetka nabiera innego tempa, elektryzuje widzów. Nie ulega wątpliwości, że sceny walk w filmie są najważniejsze – mamy do czynienia przecież z filmem samurajskim. I choć pojedynki są podrasowane komputerowo, nie zmienia to faktu, że są znakomite. Ogromna dynammika, odpowiednie budowanie napięcia, świetna choreografia. To balet, wyjątkowo okrutny, ale i efektowny. Każda taka scena ma swój charakter, klimat, indywidualny styl, a największe wrażenie robi pojedynek w deszczu.

Sceny walk są krwawe, mocne, ale brak tu celebrowania okrucieństwa. Pojedynki są rozgrywane szybko, w tempie i nieobcy jest im humor. Kitano traktuje swojego Zatoichiego poważnie, ale sam gatunek z lekkim przymrużeniem oka. Całości nadaje pastiszowy charakter. Mamy tu sceny niemal slapsticowe, jak kaleczących się samurajów, czy z pogranicza absurdu, jak wioskowego głupka udającego samuraja. Innym ciekawym zabiegiem burzącym klasyczne konwencje jest strona muzyczna. Rytm bębnów zostaje sprzężony z pracą rolników czy padającym deszczem. Daje to kapitalne efekty. W ogóle energetyczna muzyka oddaje klimat i spełnia podobną rolę co montaż – tworzy napięcie i spaja całość. Zakończenie ma także charakter muzyczny. Radosny taniec wszystkich bohaterów (poza Zatoichim) ma rodowód musicalowy. Mieszanka różnych stylów, dominujący rytm bębna i stepowanie. Happy end, ale z odrobiną melancholii i ironicznego dystansu. I to chyba największy atut jego filmu. Umiejętność wpisania jak najbardziej tradycyjnej historii w świeżą, inteligentną formę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz