chwilo ,trwaj wiecznie , jesteś piękna


Zacznijmy jednak od początku. Historia rozgrywa się na trzech płaszczyznach. Najważniejsza - to historia lekarza Tommy’ego, który poszukuje lekarstwa dla swojej chorej na raka żony. Izzy jest pisarką i właśnie drugi plan to jej książka o wyprawie konkwistadora Tomasa do Meksyku w poszukiwania źródła nieśmiertelności w postaci drzewa życia. Wreszcie trzecia opowieść dzieje się w dalekiej przyszłości, w kosmicznej przestrzeni, gdzie astronauta próbuje dotrzeć do umierającej gwiazdy. Skomplikowane - jak to u Aronofsky’ego , ale niezbyt głębokie w wymiarze symboliczno - filozoficznym. Jednak pamiętajmy, że reżyser "Requiem dla snu" nigdy filozofem nie był. Głębia jego filmów kryje się gdzieś indziej, w obrazach o ogromnej mocy emocjonalnej. Forma jego filmów jest niezwykle intensywna i tak sugestywna, że sięgają one dalej niż traktaty filozoficzne. Podobnie jest w tym dziele.
I właśnie lepiej przyjrzeć się podobieństwom, które pokazują, że "Źródło" to jednak wciąż ten sam Aronofsky. Tommy jest w końcu postacią , którą znamy z poprzednich jego obrazów, szczególnie z "Pi". Ogarnięty pasją, obsesją, poszukuje tego jedynego - w tym wypadku nieśmiertelności. To maksymalista gotowy do przekraczania wszystkich granic, nieuznający żadnych barier i ustalonego porządku. To przecież wciąż ta sama antropocentryczna wizja świata, w której człowiek sam wszystko określa, nazywa, buduje, ale też niszczy. W "Źródle" tym, kto tworzy życie i świat, jest właśnie człowiek, nie Bóg. Niesie on życie, ale i śmierć. Najważniejsze jest jednak samo poszukiwanie, w które wpisane jest niejako błądzenie.
Pobrzmiewają tu echa mitu faustowskiego. Tak jak bohater Goethego -Tommy zmaga się ze skończonością. Im wyżej się wznosi, im mocniej walczy, tym silniej odczuwa swoją bezradność, ludzką nieudolność. Pozbawiony sceptycyzmu, nieustannie niezadowolony z ograniczoności swych umiejętności, dąży za wszelką cenę do osiągnięcia ziemskiej nieśmiertelności. To wahanie pomiędzy uniesieniem a przygnębieniem, siłą a słabością określa rytm życia bohatera, a zawieszenie między boskością człowieka, wynoszącą go ponad inne stworzenia, i jego ograniczonością stanowi źródło konfliktu tragicznego. Z tej jednak literackiej perspektywy happy end nie razi zakończenia filmu. Pamiętajmy, że Faust zostaje w końcu nagrodzony przez Boga. Ale nagrodzony za poszukiwanie, za dążenie, za zmierzenie się z losem. To nie tyle szczęśliwe zakończenie, co logiczna konsekwencja postawy Fausta, kogoś, kto próbuje poznać wszechświat, nadać mu sens.

Ciekawszym aspektem wydaje mi się motyw książki, który wprowadza reżyser przez postać Izzy. Jej książka o poszukiwaniu Drzewa Życia składa się z 12 rozdziałów, ale ten ostatni jest pusty. Książkę ma bowiem dokończyć Tommy, bo tylko on to może zrobić .Tylko on może rozstrzygnąć czy bohater w finale dotrze do celu, czy tylko spotka śmierć . Tylko on może odpowiedzieć sobie , czy uda mu się zwalczyć ból, pokonać strach , okiełznać niewiarę , pogodzić się ze stratą . Postawienie znaku równości między lekarzem a konkwistadorem to sugestia ,że jesteśmy czyjąś książką, bohaterem czyjejś powieści. Ale okazuje się, że to my piszemy ostatni rozdział, decydujący o naszym życiu. To my nie tyle może kreujemy naszą rzeczywistość, co nadajemy jej sens, określamy jej charakter, ją puentujemy. To my określamy swoją tożsamość.
Właśnie dlatego te trzy historie to w rzeczywistości jedna historia człowieka wciąż poszukującego. Odyseja Tommy’ego to nie tylko podróż w czasie i przestrzeni( znów podobieństwo do Fausta), ale też wędrówka duchowa. Konkwistador to kultura, tradycja, idea, archetyp, świadomość, lekarz to działanie, energia życiowa, uczucia, namiętności, pasje, wreszcie astronauta to duchowość, metafizyka. Trzy różne sfery, ale to samo dążenie, ta sama historia.
Warto jednak zwrócić uwagę, że świat Tommy’ego zostaje skontrastowany ze światem Izzy. To konfrontacja dwóch postaw. Tommy to typ naukowca, owładniętego wiarą we własne siły i własny rozum, nastawiony na działanie, kreowanie. To wojownik, zdobywca, który nie akceptuje świata i swego losu, buntownik, który zmierza do zmiany świata, nigdy się nie poddaje i uparcie dąży do celu. Izzy to pokora i zgoda na świat, harmonia i spokój. Jest uporządkowana, a ten ład znajduje w świecie wiary i ducha. Jej afirmacja życia to także afirmacja śmierci. Jej bierność jest jednak pozorna, to ona przecież kreuje rzeczywistość, ona jest siłą napędową działań męża. I tu pomału przechodzimy do sedna. Prawdziwą siłę daje jedność, połączenie obu sprzecznych pierwiastków w całość. To tak jak z lekiem na nieśmiertelność. Jego odkrycie jest możliwe po połączeniu dwóch substancji , będących strukturalnie lustrzanym odbiciem. Nieśmiertelność to dwie uzupełniające się domeny - żeńska i męska. Izzy to dla Tommy’ego natchnienie, siła duchowa, przewodniczka, która wskazuje drogę, wyznacza cel, pisarka, która pisze mu jego historię. Jest wszystkim tym, czym nie jest Tommy, ale bez czego nie może on istnieć . Natomiast jej życie jest w jego rękach. Bo tylko on może dać jej wieczność.
"Źródło" to najsłabszy film Aronofsky’ego, ale przemawia do mnie równie mocno. I czuję, że z każdym seansem będzie podobał mi się mocniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz