niedziela, 15 lipca 2007

Historia przemocy

KONIEC PRZEMOCY ?



Już ostatnie filmy Davida Cronenberga – szczególnie „Pająk” – pokazały, że szokujący mistrz grozy i eksperymentator coraz bardziej zamienia się w analityka duszy ludzkiej. Nadal penetruje mroczne zakamarki człowieczej osobowości, ale już bardziej jako psycholog i socjolog. Bardziej go interesuje zwyczajny człowiek niż mutanty , psychopaci i potwory. Groza bowiem tkwi w nas samych.


Jego najnowszy film „Historia przemocy” wpisuje się w tę tendencję. Już początek przeraża swą banalnością i zwyczajnością w pokazywaniu zła. Cichy, słoneczny poranek, brudny, zapyziały motel i dwóch przeciętnych osobników. W zasadzie nic się nie dzieje – powolne ruchy, rozmowa bez znaczenia, twarze bez wyrazu. Wieje nudą aż do finału sekwencji – kiedy widzimy dwa trupy. Grozę budzi prozaiczność sytuacji i kontrast w zachowaniu mężczyzn w stosunku do innych okrutnych czynów. Cronenberg i jego nadworny operator Peter Suschitzky kreują tę scenę genialnie. Pozbawiona całkowicie dramatyzmu, wyprana z kolorów i emocji. Kończy się bezsensowną przemocą – śmiercią dziecka. I kapitalny łącznik. Krzyk umierającego dziecka przechodzi w krzyk innego dziecka, które ma zły sen.


Jesteśmy w domu głównego bohatera Toma Stalla. I od razu rzuca się w oczy sielankowa atmosfera. Rodzice wraz ze starszym synem zbierają się, aby uspokoić przestraszoną dziewczynkę. Kolejne sekwencje potwierdzają początkowe przypuszczenie. Tu wspólnie jada się posiłki, tu członkowie rodziny mają czas ,żeby porozmawiać, tu panuje ciepło, zrozumienie i szacunek. I co najważniejsze- ten obraz nie posiada żadnej fałszywej nuty. Przy całej sielankowości mamy do czynienia z surowym, realistycznym kreowaniem rzeczywistości. Świadczy o tym chociażby dobór aktorów. Przeciętne, nieciekawe twarze, pozbawione większych emocji, a stonowane aktorstwo i brak błyskotliwych dialogów dopełniają całości.


Wracając jednak do sceny z krzyczącym dzieckiem, należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden element. Dziewczynka mówi, że śnią jej się potwory, które wychodzą z cienia. Ojciec przekonuje, że potwory nie istnieją. Problem w tym, że są, tyle że mają postać ludzką. Może więc ma rację brat, który nie neguje ich istnienia, ale mówi o tym, że wystarczy zapalić światło, aby je pokonać. To jakby dwa sposoby na przeciwstawienie się przemocy. A z tą przemocą obaj będą się musieli zmierzyć. Najpierw przyjmuje ona postać dwóch bandziorów z prologu, którzy napadają na lokal Toma. W obronie własnej i swoich pracowników zabija on obu opryszków. Staje się bohaterem małej społeczności, a media nagłaśniają sprawę.


To zajście nie jest jednak początkiem krzepiącej historii o bohaterskim mieszczuchu. To przecież historia przemocy. Bohater wydaje się zresztą całą tą sytuacją zmieszany, a szum wokół jego osoby wyraźnie mu przeszkadza. Jak najszybciej chce zapomnieć o tym ,co się stało. Nam jednak trudno zapomnieć scenę, w której Tom rozprawia się z napastnikami, to Cronenberg, którego znamy z innych filmów. Reżyser nie szczędzi nam ohydy i brutalności zabijania. Scena jest okrutna i wstrząsająca, bo rzeczywista, piękna czy dramatyzmu. Zwłaszcza, że to dopiero początek zabijania w tym filmie- i początek przemocy.. Kiedy więc na pytanie reporterki Tom odpowiada, że zrobił to ,co każdy by zrobił na jego miejscu, nie wierzymy mu i czekamy na ciąg dalszy. Ten ciąg dalszy to czarna limuzyna z trójką gangsterów, którzy twierdzą, że Tom nie jest tym za kogo się podaje. Okazuje się, że nic w życiu Toma nie jest takie jak nam się wydawało. Tajemnica nie jest tu jednak najważniejsza, podobnie jak intryga sensacyjna, choć Cronenberg buduje napięcie znakomicie – od kulminacji do kulminacji, przy czym agresja i przemoc zataczają coraz szerszy krąg. Co ciekawe w filmie niewiele jest strzelaniny i mordobicia. Tutaj większe napięcie buduje widok samochodu. Twórca „Muchy” świadomie ucieka od chwytów znanych z horrorów i thrillerów. Erupcja przemocy jest zaskakująca i przebiega bardzo szybko.. Brak stylizacji, patosu, ornamentyki, długich tyrad i spowolnionych zdjęć. Krótkie, proste zwarcie, dające druzgocący efekt, zmasakrowane ciało i przerażenie widza.


Dlatego rozprawa bohatera z gangsterami nie przynosi żadnej ekspiacji . Nie ma oczyszczenia, satysfakcji, poczucia sprawiedliwości. Jesteśmy w sytuacji żony Toma. Patrzymy na bohatera i zaczynamy się go bać. A strach budzi świadomość, że człowiek którego widzimy, jest zupełnie inny niż nam się wydawało. W ten sposób Cronenberg stawia nam pytanie, czy człowiek może się uwolnić od swojej przeszłości, od swojej tożsamości. Film sugerowałby, że powołane do życia demony nigdy nie umierają i prędzej czy później do nas wracają. Przemoc rodzi przemoc i w zasadzie nie ma końca ten łańcuch. Tom stworzył sobie nową osobowość, bardzo wiarygodną – nie tylko dla otoczenia, ale i dla siebie. Duża w tym zasługa Viago Montersena. Gra człowieka bezbarwnego, zwyczajnego, niemal pozbawionego właściwości. To swoisty everyman. Jest jednak nie mniej przekonujący jako bezlitosny zabójca, choć i tutaj daleki jest od wizerunku heroicznego mściciela. Zresztą sam Mortensen w wywiadzie dla „Filmu” powiedział : „Dla mnie Tom był człowiekiem, który po prostu jak każdy z nas – ma różne cechy osobowości. Może być dobry, może być zły. To okoliczności decydują o tym, która z cech dominuje”. I dlatego nie jest oczywiste w finale, że nie można uwolnić się od zła, które kiedyś się uczyniło. Czy można być dobrym człowiekiem, czyniąc źle? Z tym pytaniem wychodzimy z kina.


Dla naszych rozważań ważny jest równoległy wątek syna Toma. Inteligentny, obdarzony wrażliwością i otaczany miłością, jest wrogiem przemocy. Napastowany przez szkolnego zabijakę, po prostu kapituluje, oddając zwycięstwo walkowerem. Nie daje się sprowokować, bo – jak sam mówi – przemoc jest głupia i bezsensowna. Jednak zmienia się jego optyka spojrzenia po wyczynie ojca, zaatakowany ponownie- daje upust swojej nienawiści i masakruje napastnika. Ojciec zaraził go agresja? Nauczył, że przemoc rodzi przemoc. Ale znowu nie jest to tak oczywiste. Równie przekonująca jest interpretacja, że przekroczona został jakaś masa krytyczna, kiedy włącza się mechanizm obrony, kiedy działa instynkt. Czy chodzi jednak o zwierzęcy instynkt, wrodzoną agresję? Przecież sekundujemy i jemu, i jego ojcu. I wcale nie jestem przekonany, że jest to potwierdzenie tezy, że przemocy nie da się wykorzenić z człowieka. Albo inaczej – że historia ludzkości to historia przemocy, a dzisiejszy świat jest tego największym odzwierciedleniem. Albo jeszcze inaczej – że zło można dzisiaj tylko pokonać złem, siłą, przemocą.


Wszystko to się da udowodnić. Ale trzeba zwrócić uwagę, że nasza sympatia do bohatera bierze się stąd, że Tom staje w obronie fundamentalnych wartości. Owszem zabija, szybko i bezlitośnie, ale tylko wtedy, kiedy musi, kiedy zagrożone jest życie jego rodziny. Czy powinien się biernie przyglądać, kiedy czynione jest zło? Bo w jego przypadku działa nie tylko instynkt zabójcy, ale elementarna moralność, miłość ojcowska i odpowiedzialność za rodzinę. Aby ja ocalić, sięgnie do samego źródła zła, nie zawaha się przed niczym. Ale to właśnie rodzina będzie jego sędzią w finale. I kiedy wraca do domu, nie widać triumfu, zadowolenia i spokoju. Jest niepewność i strach. Ten człowiek, który przed chwilą zabijał z zimną krwią, teraz boi się odrzucenia własnej rodziny. I chyba nie jest przypadkiem, że pierwsza wyciągnie rękę jego córka. Pamiętajmy, że w pierwszej scenie mężczyzna zabija dziecko, Tom natomiast zabija w obronie dziecka. To jednak dość znacząca różnica. Dziewczynka stawia przed nim talerz, syn podaje mięso. Już nigdy nie będzie tak jak było – ale Tom pozostał ojcem, mężem, głową rodziny. Czy to oznacza, że miłość może pokonać przemoc, że rodzina jest w dzisiejszym świecie wartością najwyższą? Odpowiedź jest w was.

Brak komentarzy: