środa, 11 lipca 2007

Volver

Dyskretny urok kobiecości

Jak tu nie kochać Almodóvara? Głowa pełna zwariowanych pomysłów, nieposkromiona wyobraźnia, genialne postaci kobiece i to cudowne balansowanie na granicy dramatu i komedii.

A zaczyna się rozkosznie - sceną na cmentarzu. Kilkanaście kobiet w rytm starej piosenki pucuje pomniki – niektóre z nich swoje własne. To miejscowy zwyczaj. Miasteczko jest delikatnie ujmując dziwne. Nigdy nie przestaje tam wiać pustynny, silny wiatr, co owocuje największym odsetkiem wariatów i samobójców w całej Hiszpanii. Zapyziałą dziurę zamieszkują niemal same wdowy, dla których czas się zatrzymał. Widmowe miejsce, widmowe postaci. I tutaj właśnie wychowały się główne bohaterki.

Prowincję Almodóvar opisuje w charakterystyczny dla siebie sposób. Lekka dawka ironii, krytyczne wykrzywienie, negacja zaściankowej, zacofanej obyczajowości, jednak z przymrużeniem oka. To przecież kraina dzieciństwa samego Almodóvara. Tytuł "Volver" trzeba więc rozumieć jako powrót reżysera do rodzinnych stron. Już raz to zrobił, w "Kwiecie mego sekretu", i już wtedy był szyderczo – sentymentalny. Teraz choć naśmiewa się z dewocji i ciemnoty mieszkanek, ukazuje pustkę przestrzeni i nierealność egzystencji, tonacja opowieści jest wyjątkowo czuła, przyjazna i ciepła.

"Volver" jest od poprzednich filmów mniej wizualny, mniej jaskrawy, z mniejszą ilością kolorów i fetyszów. Więcej w nim tonacji komediowej, więcej nostalgii i delikatnej idealizacji. Pustka intelektualna miasteczka - tak ,ale już nie emocjonalna. To miejsce wydało na świat i ukształtowało główne bohaterki. Ono dało im rodzinne traumy, naznaczyło piętnem, dostarczyło bólu, ale to miejsce dało także miłość, siłę charakteru i moralny kręgosłup. Tu się wszystko zaczęło i tu się skończy. W finale bohaterki wrócą tu, odnajdując wewnętrzną harmonię i spokój-w świecie samych kobiet.

Almodóvar bowiem po dwóch ostatnich filmach ponownie wrócił do świata kobiecości. I dobrze, nikt dzisiaj chyba tak świetnie nie rozumie kobiet i nikt tak jak on nie potrafi o nich opowiadać. A w "Volver" idzie na całość. Świat mężczyzn jest reprezentowany przez jednego osobnika, Paco, który zresztą niemal natychmiast znika. I dobrze. Jedna odsłona mówi o nim wszystko – siedzi przed telewizorem, oglądając mecz i pijąc piwo. Właśnie stracił pracę, użala się nad sobą i oczekuje pocieszenia .Wreszcie patrzy pożądliwie na 12-letnią córkę. Słaby, mały człowieczek o rozbuchanym ego. Konkluzja jest wstrząsająca – i mówię to jako osobnik płci męskiej- mężczyźni są nie tylko niepotrzebni, ale są szkodliwi. Bez nich ten świat jest lepszy, mądrzejszy, więcej w nim ładu i uczuć. Kobiety doskonale sobie bez nich dają radę, mężczyźni są dla nich z reguły balastem. Tutaj tylko kobiety stać na dojrzałość.

Taki obraz nie jest wyrazem propagandy feministycznej, Almodóvar daje nam to do zrozumienia między wierszami, dyskretnie , choć jednoznacznie. Wnioski nasuwają się same, kiedy przyjrzymy się bohaterkom, a jest ich kilka. Hiszpański reżyser przygląda się aż trzem pokoleniom, które łączą więzy rodzinno – emocjonalne. Pokolenie najstarsze reprezentuje Irene i jej siostra  Paula, średnie – córki Irene - Raimunda i Sole, a także ich sąsiadka z miasteczka, Augustyna; wreszcie Paula - córka Raimundy – to pokolenie najmłodsze. Ale nawet postacie epizodyczne u Almodóvara są wyraziste i plastyczne. Dotyczy to klientek Sole i sąsiadek Raimundy. Zaradne, pomocne, silne, obdarzone osobowością. Każda jest choć trochę inna. Inny sposób mówienia, inny strój, inna gestykulacja. Bo kobiecość dla Almodóvara to różnorodność , indywidualność, oryginalność, a męskość to szablonowość i prostactwo. Najważniejsze jednak, że kobiety u niego są szczodre, usłużne, hojne i otwarte. Ich solidarność to wartość nie do przecenienia.

Na plan pierwszy wysuwa się postać Raimundy, kobiety ciężko doświadczonej przez los. Trauma z dzieciństwa, ucieczka z domu, tragiczna śmierć rodziców, a teraz choroba ukochanej ciotki i strata pracy przez męża. Apogeum problemów to zabójstwo Paco przez córkę , którą próbował zgwałcić. Przypadek sprawia, że Raimunda chowa ciało w zamrażarce znajdującej się w nieczynnej restauracji, do której miała klucze. Brzmi makabrycznie, ale jak zwykle hiszpański twórca umiejętnie rozbraja grozę , to subtelnym humorem, to dosadnym przerysowaniem. Mistrzostwo jego groteski polega na tym, że natychmiast godzimy się z zaistniałą sytuacją i nie budzi ona naszego sprzeciwu.

I od tego momentu objawia się cały Almodóvar. Zamiast dramatu i melodramatycznego patosu czy ewentualnie sensacyjnej intrygi mamy w zasadzie optymistyczną komedię o duchach. Raimunda nie załamuje się, nie rozpacza, bierze sprawy w swoje ręce i tragiczne wydarzenie przekuwa w coś, co można nazwać sukcesem. Przypadkowa obecność filmowej ekipy sprawia, że rozkręca interes z restauracją i zaczyna się realizować. Świetnie to ilustruje nóż, którym został zabity Paco. Narzędzie zbrodni służy potem Rajmundzie do gotowania w restauracji. Krew zostaje zmyta pracą. Punktem przełomowym staje się jednak w jej życiu spotkanie z matką, która wróciła z zaświatów, by pomóc swoim samotnym córkom. Ich spotkanie po latach i oczyszczająca rozmowa to jedna z najlepszych scen filmu. Nie ma tu, wbrew pozorom, rozbuchanych emocji, ekspresji i dramatycznych chwytów. Scena jest spokojna, niemal rzeczowa, rozmawiają nie tylko matka z córką, rozmawiają ze sobą dwie mądre, dojrzałe kobiety, które potrafią sobie wzajemnie wybaczyć i otworzyć ramiona, obdarzyć prawdziwym uczuciem. I miłość macierzyńska, choć niełatwa, wydaje się obok solidarności wartością nadrzędną. Dlatego Rajmunda tak bardzo chroni córkę, próbując ją samotnie wychowywać i rozmawiać z nią. Dlatego śmierć Paco tak łatwo zaakceptowała, chciał skrzywdzić jej córkę, a Rajmunda wie, jak mężczyźni potrafią zadawać dotkliwe ciosy kobietom, dziewczynkom. Wie, że trzeba zrobić wszystko, by swoje dziecko bronić przed przemocą i jest gotowa na wszystko.

Siłą Raimundy jest aktorska kreacja Penelope Cruz, jedyna i niepowtarzalna u Almodóvara, u którego dostaje dosłownie skrzydeł. Tutaj jej uroda nabiera powabu dojrzałości. Bardziej cielesna, namacalna,  nie pozbawiona zmarszczek i zmęczenia w oczach, przyciąga jak rzadko kiedy. To piękno zwyczajne i wyrafinowane jednocześnie. Zmysłowa, krucha, delikatna, a przecież jednocześnie silna, zdecydowana, zaradna. Penelope, świadomie zaaranżowana na gwiazdy włoskie lat 60., kreuje postać prawdziwej heroiny. Silna osobowość, gadatliwa i krzykliwa, jeśli nie powiedziec upierdliwa – jak twierdzi rodzina – ale też skupiona, zdeterminowana, dumna i pewna siebie. Pełna emocji. Wybuchowa, jednak pełna ciepła i wrażliwości. To ona uosabia tu pełnię kobiecości. Łączy mądrość z żywiołowością, siłę charakteru z siłą uczuć. Zdolność do poświęceń ze zdolnością do wybaczania. Trudne sytuacje nie przytłaczają jej, wprost przeciwnie – dodają siły, pobudzają do działania. Dramat nie zamyka jej na ludzi, a co najważniejsze - na rodzinę. Chroni córkę, jest dla niej wsparciem i wzorem. Z matką nie rozmawia od lat, ale jednocześnie czeka z utęsknieniem na choćby chwilę z nią.

Kobiety są tutaj dla siebie wsparciem, mogą na siebie polegać i to we wszystkich pokoleniach. Są otwarte i silne. Najmłodsza, choć wydaje się normalną nastolatką, nie ma w sobie nic z infantylizmu swoich rówieśniczek .Wiele już rozumie, ma w sobie spokój dojrzałej kobiety. Babcia Irene wraca, by odkupić swoje zaniedbanie wobec córki. Pogodna, wyrozumiała, obdarzona poczuciem humoru, a przede wszystkim gotowa do poświęceń. I co najważniejsze- traktuje to jako swój obowiązek wobec tych, których skrzywdziła. Naturalna dobroć okazuje się lekarstwem, ratunkiem dla strapionych kobiet. W kapitalnej scenie powrotu całej kobiecej rodziny do domu znajdujemy prawdziwą harmonię więzów rodzinnych. Nad rzeką, gdzie został pochowany Paco (a zasadzie zamrażarka z jego ciałem), następuje pełne pojednanie trzech pokoleń. Tu nie ma gniewu czy żalu, lecz przebaczenie i zrozumienie. Zrozumienie, że życie płynie dalej, ale już bez mężczyzn. Że życie jest jak płynąca rzeka, płytka, momentami bliska zaniku, ale jednak brnąca do przodu. Przeszłość została pokonana.

Tytuł: "Volver" należy więc też rozumieć jako powrót (dodajmy niełatwy) do domu, domu rozumianego jako korzenie, ale także rozumianego jako wspólnota.  Bohaterki wracają, by znaleźć to, co w dorosłym życiu utraciły, aby przypomnieć sobie to, co zapomniane, aby odpowiedzieć sobie na kilka elementarnych pytań. Kobiety chcą tu odnaleźć początek swojego życia, aby stawić czoła przyszłości: "Jednak wędrowiec, który ucieka prędzej czy później zatrzymuje swoje kroki".

Brak komentarzy: