sobota, 14 lipca 2007

Tatuaż


W otchłań kobiecości



Określenie "erotyczny thriller", jakim film został opatrzony, nie budzi większych zastrzeżeń, jeśli przyjrzymy się treści. Bo z jednej strony mamy śledztwo w sprawie makabrycznych morderstw kobiet, z drugiej historię związku, którego podłożem jest erotyczna fascynacja. Taka reklama prowadzi nas w stronę "Nagiego instynktu" i niektóre recenzje próbowały tak sytuować ten film, co jest błędem w samym założeniu. Najważniejsze jest tu bowiem nazwisko reżysera –Jane Campion, autorki ambitnego kina kobiecego.

Nie ulega wątpliwości, że wybierając powieść Susanny Moore, Campion utrudniła sobie zadanie. Dotychczasowo opowiadane przez nią historie były motywowane wielką literaturą, sztuką, epoką z jej kulturą i obyczajowością, pewną egzotyką. W tym wypadku świat przedstawiony jest stereotypowy, osadzony w banalnej rzeczywistości. Pewien zlepek schematów prowadzi do uproszczeń i spłyconych interpretacji. W rzeczywistości Campion sięga dalej. W filmie "Tatuaż" nie o sensację chodzi ani o erotyzm jako taki, to tylko otoczka, która pozwala reżyserowi powiedzieć coś ważnego o kobiecie, o świecie jej emocji i odczuć. W centrum zainteresowania autorka "Fortepianu" stawia postać Frannie, która wypełnia sobą niemal cały ekran.

Przyglądając się bliżej głównej bohaterce, zauważyć można, że jest ona "siostrą" innych postaci z filmów Campion. Formalnie Frannie jest niezbyt ciekawa: mało atrakcyjna, podstarzała, niemodnie ubrana. Samotna, zmęczona, rozczarowana życiem. Nie jest też jakaś szczególnie inteligentna ani kreatywna. Ot, przeciętna nauczycielka, która żyje w zamkniętym świecie swoich czterech ścian i słów. Banalność i nijakość. Zgodnie jednak z zamierzeniami Campion, zewnętrzność jej bohaterki – tak jak wcześniej w przypadku Ady z "Fortepianu" - jest myląca. Ciało ją ogranicza, pęta, jest więzieniem.

Tylko więc pozornie mamy do czynienia z outsiderką wyrzuconą z życia, nieporadną, bezbarwną kobietą, niespełnioną emocjonalnie. Tkwi w niej wewnętrzna siła, pewna otwartość na świat, choć tego nie widać na pierwszy rzut oka. Jej nieujawnione pragnienie życia znajduje swój ekwiwalent w słowach, zapisywanych cytatach. Potrzebuje tylko znaleźć ujście, a tym, co ją do tego zmusza, jest świat zmysłów i pierwotnych instynktów. Brutalne morderstwa, poćwiartowane zwłoki, rabunkowy napad, napastliwy wielbiciel – tworzą swoistą spiralę strachu.

Atmosfera zagrożenia zagęszcza się, niebezpieczeństwo jest coraz bliżej. Ale to właśnie niepewność, lęk, poczucie osaczenia wyzwalają w niej determinację, potrzebę walki. To właśnie erotyczny związek z nieco brutalnym i cynicznym policjantem odkrywa w niej świat zmysłów, zapomnianą kobiecość. Pozornie wydaje się, że ten prostacki uwodziciel traktuje Frannie instrumentalnie, manipuluje nią, a ona masochistycznie dąży do destrukcji. W rzeczywistości pomaga jej dotrzeć do ukrytych uczuć i pragnień, do wnętrza jej osobowości, odkryć kobiecą moc, przekroczyć swoje ograniczenia.

Warto zwrócić uwagę, że punktem wyjścia jej dramatycznych przeżyć jest podejrzana scena oralnego seksu. W postawie Frannie jest voyeuryzm, ciekawość, jakieś pragnienie przekroczenia granicy, chęć posmakowania zakazanego. Frannie jest kobietą – jak to ujęła w w jednym z wywiadów Meg Ryan – "znad krawędzi". Jest jak wędrowiec z "Boskiej Komedii" - na zakręcie życia, "na połowie czasu". I podobnie jak Dante, postanawia zrobić krok w "głąb ciemnego lasu", wyjść naprzeciw swemu przeznaczeniu. Jej błądzenie w labiryncie uczuć, uwikłanie się w sytuację bez wyjścia jest walką o bycie sobą, szukaniem esencji swej osobowości. W jej usta można włożyć słowa Isabel z "Portretu damy": "Muszę zobaczyć światełko, zanim zgaśnie". Ale to światełko prędzej czy później zgaśnie.

Trudno tu więc mówić o happy endzie, który recenzenci chcą w tym filmie widzieć. Jeśli przyjąć, że zwycięstwem jest spojrzenie w lustro, przeciwstawienie się życiu, wyjście mu naprzeciw, to film kończy się optymistycznie. Kiedy w finale Frannie kładzie się na podłodze obok swego kochanka i tuli się do niego, to bardziej wygląda to na "odpoczynek wojownika" – niezależnej, twardej kobiety, dotkniętej jednak bardziej cierpieniem niż spełnieniem. Jane Campion często stawia swoje postacie w obliczu cierpienia – podobnie jest z Frannie. Ale jak jej poprzedniczki, tak i bohaterka "Tatuażu" nie boi się go, nie próbuje go unikać, bo w przeciwnym wypadku nie ma szans na jakąś osobowość. Nie ucieka przed miłością, nie unika niebezpieczeństwa. I to jest jej wygraną. Cena jest jednak wysoka.

Jane Campion dokonuje jeszcze jednego ciekawego zabiegu. Zawiesza Frannie w swoistej próżni, pozbawiając jej niemal przeszłości (jedyna retrospekcja dotyczy zaręczyn jej rodziców). Nie wiemy o niej w zasadzie nic. Jest nauczycielką angielskiego, jest samotna i ma siostrę prostytutkę. Reżyserki nie interesują fakty z jej życia - kreuje swoisty portret kobiety, skupiając się na niuansach emocjonalno- psychologicznych. Tą pewną impresywność obrazów znakomicie oddaje forma filmu. Campion ogromną rolę przywiązuje do budowania atmosfery, i co ciekawe, nie kreuje jej wokół zbrodni czy erotyki, lecz wytwarza poczucie jakiegoś emocjonalnego napięcia, którego źródłem są przeżycia bohaterki. Małe, zagracone pomieszczenia, ciemne, ponure knajpy, zatłoczone uliczki, liczne zbliżenia, drgania kamery, nieostre obrazy, dziwne kąty widzenia - wszystko to oddaje atmosferę zagubienia i pustki, duchowy pejzaż. I w przeciwieństwie choćby do "Fortepianu" - forma nie jest tu ani nachalna, ani zbyt jednoznaczna.

Założeniom formalnym podporządkowana została kreacja Meg Ryan, która nie tylko zrezygnowała z blond włosów, ale i ze swojego największego atutu - uroku osobistego. Odrzuciła także ekspresywny styl gry. Bardziej niż nagość cielesna aktorki ciekawość budzi "naga" twarz: dyskretny makijaż, zmarszczki, zmęczone oczy, poszarzała cera, brak wyrazistości. Meg Ryan nie boi się ukazać mniej atrakcyjnej strony swojej powierzchowności, by oddać osobowość i charakter jej postaci. Cichym, stonowanym stylem gry doskonale wpisuje się w koncepcję wyznaczoną przez Campion. I udowadnia, że zatrudnienie jej nie było chwytem marketingowym, że pod ręką autorki "Fortepianu" jej aktorstwo nabrało dojrzalszego, głębszego charakteru.

Czas na podsumowanie. Najnowszy film Campion nie rzuca na kolana, nie jest tak dobry jak poprzednie jej dzieła. Jednak "Tatuaż" to frapująca, sugestywnie opowiedziana historia kobiety, która odbywa wewnętrzną podróż. Celem jej peregrynacji jest dojrzewanie, odnajdywanie własnej osobowości, kształtowanie swej indywidualności. Pozwala zobaczyć w sobie kobietę, szczególnie w planie intymnym. I po raz kolejny w twórczości Jane Campion rolę lustra pozwalającego odkryć kobiecie cielesność i związane z nią pragnienia, spełnia mężczyzna.

Inteligentne i prowokujące kino.

Brak komentarzy: