piątek, 27 lipca 2007

Bądź ze mną

Zagubieni W LABIRYNCIE SAMOTNOŚCI



Chyba nikt we współczesnym kinie nie potrafi tak pięknie i przekonywująco mówić o samotności, zagubieniu, alienacji jak Azjaci. Wystarczy tu wspomnieć Wong Kar- waia, Kim Ki Duka, Tsai Ming - lianga. Do tego grona można zaliczyć też Singapurczyka Erica Khoo z filmem „Bądź ze mną"



Film opowiada trzy historie , choć w gruncie rzeczy element fabularny jest dość ubogi. Pierwsza opowieść dotyczy przyjaźni dwóch dziewczyn, które poznają się dzięki Internetowi. Ich znajomość, przeradza się w miłość, ale nim uczucie się rozwinie, jedna z nich znajdzie sobie chłopaka. Drugi wątek dotyczy pogardzanego przez rodzinę ochroniarza zakochanego platonicznie w pięknej businesswoman, którą podgląda w miejscu pracy. Wreszcie trzecia historia dotyczy starego właściciela sklepu, który nie może pogodzić ze śmiercią żony i traci całkowicie sens życia


Obraz zaskakuje nie tyle treścią , co budową, przemyślaną , precyzyjna, jednocześnie bardzo subtelną , niemal niezauważalną . Mamy do czynienia z tryptykiem. Skrzydła opowieści stanowią historie dziewczyn i pracownika ochrony, zwornikiem jest natomiast historia centralna- starca, a w zasadzie kobiety, którą poznaje dzięki jej książce To zresztą postać autentyczna. Teresa Chan jest jednocześnie i głuchoniema ,i niewidoma. A jednak poszła do szkoły, podróżowała po świecie, nauczyła się mówić , a nawet opanowała język angielski i teraz uczy go innych; chodzi na zakupy, pływa, pisze książkę . Jej los stanowi kontrapunkt dla pozostałych bohaterów. W finale skrzydła się zamykają , historia nastolatek i grubasa na sekundę splatają się ze sobą .


Co ciekawe –Khoo nie sili się tu wcale na zabawy z czasem, postmodernistyczne sztuczki narracyjne, nie tworzy skomplikowanej mozaiki fabularnej. Wszystkie trzy historie w zasadzie nie mają początku, zostajemy od razu wrzuceni w życie bohaterów. Nic o nich nie wiemy , więcej musimy się domyślać , intuicyjnie dopowiadać sobie. I w zasadzie tak już pozostanie. Momentami mamy wrażenie , że obcujemy z samymi emocjami .Struktura filmu jest bardzo delikatna, sposób obrazowania niemal impresjonistyczny, montaż subtelny, pozbawiony dynamicznych cięć. Bardzo płynnie przechodzimy z jednego obrazu w drugi. Reżyser nie rozgranicza bowiem tych historii, nie pokazuje w żaden sposób ich odrębności. Nie ma zmiany tonacji kolorystycznej, muzycznego motywu, nastroju czy scenografii. Nie wiem, czy taka była intencja reżysera, ale przypomina to wędrówkę po ulicy, gdzie spotykamy przypadkowych ludzi, którzy dokądś zmierzają , o czymś myślą , z kimś rozmawiają . Każdy z nich ma jakąś historię Na ułamek sekundy , czasem dłużej, nasze losy stykają się . Intuicyjnie oceniamy ich, albo w ogóle nie zauważamy, po czym znikają . Możemy sobie wymyślić ich, osobowość, przeszłość, perypetie, które ich spotkają. To niemal poetyckie impresje i to o każdym z nas, bo wszyscy jesteśmy takimi przechodniami. Co ważne sposób opowiadania idealnie współgra z tematyką filmu


A film jest o smutku, płynącym z emocjonalnego niespełnienia. Bohaterowie są tutaj otoczeni przez pustkę . Są zagubieni, samotni, zamknięci w świecie swoich uczuć , pragnień . Poszukują ciepła, bliskości, miłości. Wyciągają rękę , proszą o zrozumienie, czasem tylko o słowo. Nastolatka pisze do ukochanej : „chcę tylko wytłumaczenia, czy o tak wiele proszę po tym wszystkim, przez co przeszłyśmy? Nie mogłabyś odnaleźć tej drobiny w swoim sercu i zaoszczędzić mi bólu?’ . Ale kiedy odrobina miłości się znajdzie, będzie za późno. Dlatego bohaterowie żyją w ciągłej tęsknocie, zanurzeni w zimnym, obojętnym świecie, który przepływa obok nich. Przezroczyści, niezauważalni, wydają się pozbawieni znaczenia. Nie obnoszą się ze swym bólem, cierpią w milczeniu, wszystkiego , czego pragną , to porozmawiać . To takie zagubione istoty, które tylko na moment osiągają bliskość. Są jak bohaterowie japońskiego pisarza Haruki Murakami z powieści ‘Sputnik Sweetheart’ : „ samotne , metalowe dusze które w niewzruszonym mroku kosmosu spotykają się , mijają się i rozstają , by nie zetknąć się już nigdy więcej. Nie pada między nimi ani jedno słowo”


Ale w środku tej swoistej czarnej dziury tkwi jednak miłość. I to miłość jakby we wszystkich możliwych odsłonach. Miłość i nastolatków, i starych ludzi, miłość lesbijska i fascynacja pięknem . Miłość małżeńska i inicjacja seksualna. A jednak znajdziemy w tych diametralnie różnych historiach wspólny mianownik. Khoo pokazuje miłość jako uczucie czyste, tak naturalne, jak oddychanie. Niezależnie jaką formę przyjmuje, jaki jest jej stopień natężenia , pozostaje wartością samą w sobie ,niezbędna do egzystencji. Miłość to przede wszystkim dialog, potrzeba nawiązania kontaktu, bliskość ,wystarcza bohaterom sama świadomość bycia potrzebnym; wołają : daj znać , porozmawiaj ze mną, bądź ze mną- nawet wtedy kiedy nic nie mówią . Ciekawe jest właśnie , że bohaterowie niewiele mówią . Ich krzyk, płacz, cierpienie – to wszystko ma miejsce w środku. Dramat rozgrywa się w milczeniu. Pośrednikiem staje się komórka, Internet, maszyna do pisania. I myliłby się ktoś , kto by się spodziewał deprecjacji tego sposobu przekazu. Kaleki, banalny, skrótowy , ale wystarczający, bo to, co najważniejsze ,da się zamknąć w kilku zdaniach, a reszta kryje się gdzieś indziej.


Najlepiej pokazuje to historia Teresy Chan, która stanowi nie tylko wyraźny kontrast dla pozostałych opowieści , ale też jest wyrazistym komentarzem do całego filmu. To jej rękę wystukującą litery na maszynie widzimy przez cały film. To jej słowa zostają w pamięci. Banalne, proste, jak cała ksiązką tej kobiety, ale wyjątkowo mocno oddziałujące w kontekście jej przeżyć . Przekonuje nas jej ogromna wiara w miłość. Ale za tym stoi bezgraniczna ufność w opatrzność, ogromna potrzeba nadziei czy skromność. Ona , która ,jak biblijny Hiob, została obdarowana strasznym kalectwem, skazana niemal na śmierć , w Bombaju, widząc oczami swojej przyjaciółki hordy biednych rodzin śpiących na chodniku, dochodzi do wniosku ,że jako osoba ułomna , miała jednak wszystko i może się czuć szczęsliwa .Ci ludzie musieli walczyć ,by móc przeżyć każdy dzień i dlatego postanowiła zebrać dla nich pieniądze. Widzimy w niej ogromną pokorę wobec życia , ale dostrzegamy również , że nigdy nie straciła szacunku do samej siebie ,swojej godności i miłości do ludzi. Znajdujemy w niej upór i siłę , spokój i chęć walki . Ale nie walczy ona o przeżycie ,a o godną , pełną egzystencje , chce zasmakować wszystkiego, chce poczuć wszystko . Dlatego cieszy się każdą chwilą , jest głodna życia, co wyraża jej zajadanie się potrawami sklepikarza. Dzięki wszystkiemu, co przeżyła ,przychodzi to jej paradoksalnie najłatwiej. Ona jako jedyna potrafi nie tylko ubrać miłość w słowa, ale ją dotknąć i zachować na zawsze. Miała nawet ukochanego , z którym miała się pobrać , ale on zmarł na raka. Przez następne niemal 40 lat w każde Święta Bożego Narodzenia o 5 rano, płacze. Marzyła o miłości i rodzinie, ale Bóg zabrał jej ukochanego i wszystkie jej marzenia umarły. A jednak w finale mówi : Niestety czasem nawet prawdziwa miłość może zostać zniszczona, moi drodzy. Nie oznacza to końca świata. Miłość nie umiera, chociaż ciała tak. może zostać okaleczona przez wszystkie rodzaje ran.. Miłość gaśnie wtedy, gdy przestajemy rozumieć po co przyszła. W jej ustach banał nabiera niesamowitej głębi. Duża w tym zasługa nie tylko samej postaci, ale i kunsztu reżyserskiego. Postać te poznajemy bliżej w jednej długiej sekwencji, gdzie bohaterka opowiada o sobie ,wykonując normalne domowe czynności. Fragment ten przypomina dokument, co pozbawia go artystycznej formy oraz wzmacnia obiektywizm i szczerość przekazu. Tym bardziej , że ona ich nie wypowiada ,są to bowiem słowa z jej książki.


Teraz inaczej możemy spojrzeć na pozostałe opowieści. Ale bynajmniej historia Teresy nie ma charakteru dydaktycznego. Nie ocenia ani ona sama , ani jej historia. Bohaterka ma siłę, upór, ale i też szczęście, którego zabrakło być może innym .Ale nawet ci przegrani w filmie chcą dostrzec, że świat ma wiele do zaoferowania, nie tylko samotność i smutek. Trzeba się otworzyć . I wszyscy to robią . Nieszczęsny grubas próbuje napisać wyznanie miłosne na różowej papeterii, szukając najbardziej odpowiednich słów. Młoda dziewczyna odważy się spotkać internetową przyjaciółkę i okazać jej uczucie, stary sklepikarz wreszcie zacznie płakać i „pogrzebie” swoją żonę. I tylko on dostanie szansę , ale to dlatego, że znajduje na swojej drodze kogoś , kto go przytuli.


Naprawdę piękny film, dotykający miłość w sposób delikatny, a jednocześnie śmiały. Eric Khoo nie wstydzi się mówić , może dlatego , że tych słów tak niewiele pada. Wierzy , że prawdziwe uczucie tworzy się w niewyrażalnej przestrzeni. Więc przemawia do nas obrazami , a my wchłaniamy te obrazy i poddajemy się im. I podążamy za bohaterami, powtarzając za nimi :


BĄDŹ ZE MNĄ , MÓJ UKOCHANY, ABY MÓJ UŚMIECH NIE ZNIKNĄŁ

Brak komentarzy: