niedziela, 19 sierpnia 2007

Whisky

Specyficzny smak życia



Co może być atrakcyjnego w obserwowaniu podupadłej fabryki skarpetek i starszych ,nieciekawych ludzi. Zwłaszcza kiedy akcja dzieje się w podupadłej dzielnicy Montevideo w Urugwaju. A jednak Whisky to zadziwiająco pochłaniający, sugestywny film. Owszem , kameralny, mały , jednak frapujący i błyskotliwy w swej prostocie .Ci , którzy znają Jima Jarmuscha, nie będą mieli problemu , żeby zabrać się w monotonną podróż wraz z bohaterami i odkryć kolejne oblicze człowieczej samotności.


A zaczyna się ona jeszcze w nocy , kiedy Jacobo wyrusza rozklekotanym samochodem do swej fabryczki. Śniadanie w pustej , ciemnej knajpie, punktualnie o 7 :30 podniesienie bramy , gdzie już czeka Marta, wieloletnia pracownica, włączenie światła i maszyn, walka z zepsutą żaluzją i herbata w szklance. Marta w tym czasie wita dwie młodsze pracownice, a potem już nudne i żmudne segregowanie skarpetek, jakaś papierkowa robota, rozwiezienie towaru . Przy wyjściu Marta sprawdza dziewczynom torby - czy nie wynoszą czegoś . Lakoniczne pożegnanie i powrót do pustego domu .Następny dzień wygląda identycznie , te same rytuały , ta sama nużąca powtarzalność czynności.


Już sam wybór bohaterów jest bardzo Jarmuschowski. Widzimy typowych prowincjuszy tego świata .Choć żyją w stolicy Urugwaju, nie czujemy tego .Zapyziała dzielnica, obskurna ulica i zniszczony zakład. Obłażący tynk, ohydne kolory ścian, zepsute przedmioty, bałagan, przestarzałe maszyny i równie przestarzałe wzory skarpetek. Tutaj czas stanął w miejscu; domyślamy się , że ta fabryka kilkadziesiąt lat temu wyglądała tak samo. Dotyczy to oczywiście też bohaterów. Poszarzałe twarze, bez wyrazu, smutne i brzydkie. Jałowa egzystencja w tyranii zwyczajów i reguł. Wydają się nie mieć marzeń, pasji, wszystko robią bez przekonania. Ich działania są niemrawe, brak im inicjatywy, a w zasadzie energii życiowej. Żyją z dnia na dzień , pogrążając się letargu, wewnętrznej bezczynności.


Jesteśmy jednak świadkami wydarzenia, które przełamuje stereotyp monotonnego bytowania. Z okazji postawianie nagrobka zmarłej matki Jocobo, przyjeżdża z Brazylii jego brat .Mężczyzna wychodzi z niecodzienną propozycją , aby Marta na kilka dni zamieszkała u niego jako żona. Czujemy od początku , że między braćmi panują napięte stosunki i jakaś nieokreślona rywalizacja .Posiadanie przez Jacobo żony byłoby jakimś zatuszowaniem własnej miernej egzystencji . Pomysł zmienia układ między szefem a pracownicą i pozwala na zerwanie z nudną egzystencją. Marta wychodzi propozycji nie tylko naprzeciw, ale wskrzesza ona w niej inwencję i zmysł kreatywny. Kobieta ,najprawdopodobniej darząca jakimś uczuciem swego pracodawcę , widzi szansę na bliższe poznanie się . Traktuje sprawę bardzo profesjonalnie Już następnego dnia zmienia fryzurę, a to dopiero początek zmian. Zamienia jego brudne, zagracone mieszkanie w przytulny kącik, szykuje jedzenie, wdziewa eleganckie – jak na siebie – stroje. Z kopciucha zamienia się w podstarzałą, ale jednak księżniczkę . Niestety, Jacobo tego nie zauważa. Albo nie potrafi nagrodzić słowem. Bo jak u twórcy Broken flowers, postacie Urugwajczyków mają problem z wyartykułowaniem czegokolwiek, nie tylko swoich uczuć Głównie milczą ,a słowa rzuca się tu tylko dla zabicia czasu. Przyjazd brata niczego nie zmienia, mimo iż Hermanjest bardziej światowy, bardziej elokwentny i otwarty. Bracia nie mają o czym ze sobą rozmawiać, posiłki upływają w milczeniu, jakieś grzecznościowe formuły nie są w stanie przerwać niemocy słownej. Nawet wyjazd do nadmorskiej miejscowości nie zaowocuje barwną przygodą . Kurort poza sezonem zamienia się w szare, wyludnione, kiczowate wesołe miasteczko z wątpliwymi atrakcjami , jak obserwowanie jednego wrotkarza na torze czy słuchanie dziewczynki śpiewającej karaoke.


I znów kłania się Jarmusch, u którego bohaterowie wyruszają się w podróż , ale ta niczego nie zmienia w ich życiu .Z jednego nudnego pejzażu bohaterowie przemieszczają się w inny senny, pusty krajobraz. To tak jakby bohaterowie ze sobą zabrali swoją szarość, nie mogąc wyzbyć się martwoty. Bryluje w tym Jacobo. Nie zmienia tego ani pojawienie się kobiety w jego domu, ani wyjazd, pewnie pierwszy od stuleci, ani przyjazd dawno niewidzianego brata. Ta sama kamienna twarz, to samo zabójcze milczenie –zarówno kiedy się cieszy i kiedy się smuci. Podczas pobytu nad morzem najważniejsze jest kupienie wody mineralnej na noc, bo ta w hotelowym pokoju jest za droga. Groteskowe, żałosne, śmieszne.


A jednak. Twórcy filmu bardzo subtelnie i psychologicznie trafnie pokazują , że pod maską skrywają się jakieś tęsknoty, dość duże emocje, egzystencjalne tajemnice. Już wcześniej możemy dostrzec , że w tych skorupach tli się życie, ale trzeba być trafnym obserwatorem . Widzimy Martę palącą papierosa i w tym wzroku czujemy namysł, niewypowiedziany ból, jakieś melancholijną nutę .Podobnie kiedy słucha muzyki w słuchawkach. Jako małżonka szefa odsłania ,że jest kobietą prostą , ale niebanalną , pogodną, zaradną, niegłupią , z odrobiną szaleństwa, kiedy kupuje sobie kostium kąpielowy , kiedy popisuje się swoją umiejętnością czytania wspak czy kiedy niemal niezauważalnie flirtuje z Hermanem. Sama propozycja Jacobo też jest niecodzienna i świadczy o dużej desperacji. Między braćmi w ogóle iskrzy. Jakieś dawne resentymenty, zazdrość , duma , poczucie krzywdy- to wszytko podskórnie buzuje. Herman wyemigrował do Brazylii, ma żonę , dwie dorodne córki, nieźle prosperującą fabrykę – oczywiście skarpetek. Na tym tle Jacobo wypada katastrofalnie. Wykorzystuje więc każdy moment na pokonanie brata w czymkolwiek. Rywalizacja przybiera najczęściej groteskowy charakter. Już na lotnisku bracia obdarowują się nawzajem skarpetkami, Anie jest to bynajmniej ‘bezpieczny prezent’. Podobnie podczas gry w krążkiem- Jacobo wskrzesza w sobie nie tylko entuzjazm ,ale determinację , zawziętość, a na twarzy mimochodem gości smak zwycięstwa. Te cechy widać też wtedy, kiedy obaj próbują za pomącą chwytaka złapać zabawkę .Herman szybko rezygnuje, natomiast Jacobo gra tak długo, aż uda mu wyłowić aparat fotograficzny , którym zresztą robi pamiątkowe zdjęcie. Okazuje się ,że ma w sobie żyłkę hazardzisty .Jest zagorzałym kibicem drugoligowej drużyny i na meczu widzimy go przeklinającego ze złości. I to on postawi pod wpływem impulsu pieniądze otrzymane od brata w kasynie, a los będzie łaskaw dla jego próby . Nawet w przypadku Hermana czujemy ,że pod pozorami gładkości i pewnego dobrobytu tkwi zadra , jakiś niepokój. Wszyscy tu grają, ukrywają swoje lęki, porażki , słabości , ale ważne , że zdają sobie z tego sprawę .Happy endu jednak nie będzie. Zgodnie z wizją Jarmuscha- nie ma przełamania inercji i zapełnienia pustki. Brat wyjeżdża , a Jacobo ma Marcie do zaproponowania tylko pieniądze. A rano powrót do ustalonych tytułów


A jednak po raz wtóry. Kiedy patrzymy na twarz Marty zauważającej po powrocie brak zdjęcia ślubnego w mieszkaniu Jacobo , widzimy tylko smutek, rozczarowanie, porażkę Ale następnego dnia Marta już nie czeka punktualnie przed bramą .Wszystko niby odbywa się dokładnie tak samo, lecz jest już inaczej .I w tym tkwi nadzieja na jurto. Nawet jeśli Marta się tylko spóźni do pracy, już nigdy nie będzie tak samo.


Mali ludzie, małe sprawy, jednak wielkie emocje. I całe mnóstwo psychologicznych niuansów. I prawdy życiowej , że pod każdą jałowością i zwyczajnością chowają się pewne tajemnice i małe dramaty. Nieczęsto też się udaje pokazać w tak ciepły, poruszający sposób banalność egzystencji. Para urugwajskich reżyserów ma dużo zrozumienia dla swoich bohaterów, nie zahaczają ich szyderstwem czy pogardą. Piętnują natomiast humorem, momentami równie specyficznym co u Jarmuscha. To bardziej taki chichot wewnętrzny, jakby powiedział Gombrowicz- ‘tylny’ ,delikatny, mimochodem, z melancholijnym posmakiem, ale też momentami burleskowy. Mamy wrażenie ,że musielibyśmy śmiać się z siebie ,ze swoich małostek i słabostek .Nie znaczy, że film nie bawi, bo scen komiczno-tragicznych jest tutaj sporo i to najwyższej próby. Prosta, ale przemyślana konstrukcja, świetne aktorstwo (szczególnie), umiejętne balansowanie między różnymi tonacjami, bezpretensjonalność w opowiadaniu – to dużo atutów jak na tak skromny filmik.


Dodajmy zabawny i gorzki jednocześnie, bardzo ludzki i mądry . Jak ujął to ładnie Thomas Sotinel z Le Monde: Whisky płynie pomiędzy śmiechem i wzruszeniem, aż do wspaniałego zakończenia.. Bo choć tytuł jest odpowiednikiem cheese, a więc słowa wypowiadanego podczas pozowania do zdjęć , aby twarz przybrał odpowiedni wyraz, to rzeczywiście życie w filmie przypomina picie szlachetnego trunku w plastikowym kubeczku. Wyglądu nie ma , ale jednak smakuje.

Brak komentarzy: