czwartek, 30 sierpnia 2007

Kafka

W cieniu wielkiego zamku


Nie potrafimy zrobić niczego dla takiego produktu jak Kafka- te słowa bossów wielkich firm filmowych najlepiej oddają z czym mamy do czynienia .Z fanaberią Stevena Soderbergha, który po sukcesie swego debiutu zamiast udać się na podbój Hollywood ,zrobił film tendencyjnie niekomercyjny, artystyczny i europejski.



Mimo tytułu obraz nie jest klasyczną biografią Franza Kafki ,chodź bohaterem jest słynny niemiecki pisarz. Film według scenariusza Lema Dobbsa jest niecodzienny i nad wyraz oryginalny. Pomysł polega na opowiedzeniu fikcyjnego wydarzenia z biografii pisarza tak, by rezultat sprawiał wrażenie adaptacji nieistniejącego dzieła Kafki. Soderberghowi udało się stworzyć świat żywcem wyjęty z powieści pisarza, zwłaszcza Procesu, choć znajdziemy także odniesienia do Zamku, Kolonii karnej i Przemiany.


Już pierwsze sceny tworzą nastrój mroczności , osaczenia , zagubienia. Puste, wąskie uliczki, posępność dnia, złowroga cisza, nieoświetlone zaułki i uciekający człowiek. Pojawiający się cień i brutalne morderstwo. W taki sposób wkraczamy do Pragi roku 1919, gdzie w Zakładzie Ubezpieczeń od ośmiu lat pracuje Franz Kafka. Skromny, zwyczajny urzędnik mający ambicje literackie, pisze opowiadania , których nikt niemal nie czyta. Żyje samotnie, nie udziela się towarzysko, wieczory spędza na pisaniu , także listów do rodziców. Każdy dzień niewiele się różni od poprzednich, a szarość egzystencji wzmacnia jałowa, monotonna praca.


Tym, co wyrywa go z letargu ,jest zniknięcie jego kolegi z pracy, niejakiego Edwarda Rabana. Kiedy jego zwłoki zostają wyłowione z rzeki, policja stwierdzi samobójstwo. Nie do końca przekonany Kafka , podejrzewa morderstwo i na własną rękę postanawia odkryć prawdę . W ten sposób wkracza on w niebezpieczny i tajemniczy świat , świat zakryty przed oczami zwykłych ludzi. Z jednej strony policja, z drugiej anarchiści, z trzeciej tajemniczy osobnicy. Nagle życie Kafki przyśpiesza. Dostaje niespodziewany awans plus dwóch asystentów, żywcem wyjętych z jego powieści. Absurdalni bliźniacy, zupełnie do siebie niepodobni, zawsze mający odmienne zdanie, którzy okazują się w konsekwencji zupełnie kimś innym. Poznaje też tajemniczą , silną kobietę Gabi Rossman, która wprowadza go w środowisko anarchistów.Chcąc nie chcąc Kafka nagle zostaje wciągnięty w rzeczywistość zamachów terrorystycznych, tajemniczych osobników i tajemniczych eksperymentów, agentów i donosicieli, masowych morderstw. A wszystkie drogi prowadzą do górującego nad miastem Zamku. To tutaj został wezwany tuż przed śmiercią Raban, to tutaj trafiają wszystkie dokumenty, to tutaj urzędują władcy tego świata. I to w końcu tutaj zawędruje Kafka w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące pytania.


Czarno – białe zdjęcia, ekspresjonizm w obrazowaniu i ciekawe pomysły inscenizacyjne świetnie oddają kafkowski świat totalitaryzmu. Zhierarchizowany i zbiurokratyzowany, gdzie wszyscy są obserwowani i wszyscy są winni, gdzie policja nie służy prawdzie , a tajemnicza władza strzeże zazdrośnie wstępu do swojego sanktuarium . Wizja przyszłości ,którą przed bohaterem odsłania naukowiec, doktor Murnau, jest jeszcze bardziej przerażająca. Eksperymentuje on na ludziach, chcąc zniszczyć indywidualizm i to, co czyni jedną istotę ludzką od drugiej różną. Tłum łatwiej się kontroluje niż jednostkę , która bywa nieprzewidywalna. Kafka jest porażony, bo Murnau urzeczywistnił jego koszmary , które przelał na papier.


W filmie udało się zatrzeć granicę między rzeczywistością a fikcją literacką , między biografią a prozą Kafki.. W filmie jego wyobraźnia nabiera realizmu, konkretności, a Kafka staje się swoim własnym bohaterem, swoistym everymanem, wyalienowaną jednostka , zagubioną , samotną , osaczoną . Warto tutaj zwrócić uwagę na rolę Jeremy’ego Ironsa . Blada twarz, ,cofnięta jakby w głąb, minimalizm ruchu, skupienie i minimalizm dobrze oddają dręczoną poczuciem winy, naznaczoną niemocą , świadomą uwikłania w mechanizmy świata, którego nie można opanować rozumem postać. Postać , która jednak podejmuje walkę , próbuje zgłębić rozpaczliwie prawdę . Kafka nie tylko dotrze do Zamku, ale uda mu się zniszczyć ogromny teleskop i doprowadzić do śmierci Murnau’a . Był jednak skazany na klęskę od samego początku. Świata tego nie da się pokonać, zniszczyć .Kapitalnie pokazuje to dialog z przełożonym tuż po wydarzeniach na Zamku :-Rozumiem, pomyślałem tylko,...że dziś...będzie inaczej -Dlaczego dziś miałoby być? No właśnie dlaczego miałby się zmienić .Naiwna jest wiara jednostki, że może zmienić świat. Naiwna jest wiara Kafki , że lupą nie dotrze się do duszy ludzkiej. Wiek XX pokazał, że dr Murnau miał rację , że to zależy po której stronie mikroskopu się stoi. Walka z nieuchronnością losu nie musi być jednak jednoznaczna z ciemnym fatalizmem, poddaniem się . Chwilą gdy człowiek dociera do przekonania, że nie można zmienić siebie i otoczenia, z którym walczy, osiąga kolejny szczebel wtajemniczenia. I może tak należy odczytywać postawę Kafki, kiedy zgadza się z tezą policji ,że śmierć panny Rossman to samobójstwo, choć wie ,że ją zamordowano. To nie apatia, bierność i słabość, tylko zdobycie wiedzy. W swoim ostatnim filmowym liście do ojca pisze: zawsze wierzyłem, że lepiej jest znać prawdę niż żyć w niewiedzy .Wkrótce się dowiem czy miałem rację. Przyszłość jest otwarta. Wiedza choćby najbardziej deprymująca, najgorsza , prowadzi do wyzwolenia. Kafka tę wiedzę zdobył : Nie mogę dłużej zaprzeczać, że jestem częścią otaczającego mnie świata.


Film jest rodzajem ciekawej paraboli, ale nie ulega wątpliwości, że to, co najciekawsze kryje się w formie. Sodebergh udowodnił , że jest świetnym stylistą , potrafiącym wnikliwie i z prawdziwą pasją stworzyć zamknięty świat - w tym wypadku utkany z prozy Kafki. Twórcą inteligentnym , który potrafi łączyć intelektualną grę z umiejętnością wartkiego opowiadania. Znawcy twórczości Kafki będą mieli prawdziwą ucztę , odszukując różne elementy. Nazwisko Rossman pochodzi od bohatera powieści Ameryka, a nazwisko inspektora Grubacha od gospodyni w Procesie .Postać grabarza Bizzlebecka przypomina przyjaciela Kafki ,Maxa Broda, którego autor procesu poprosił o spalenie po jego śmierci wszystkich dzieł, filmowa Anna natomiast jest wzorowana na Felicji Bauer, z którą Kafka zerwał zaręczyny. Wiele scen i wątków – jak już wspominałem- nawiązuje do jego dzieł zwłaszcza Procesu i Zamku. I najciekawsze jest to ,że nie wiemy czy świat jest wytworem wyobraźni literackiej Kafki ,czy jego wyobraźnia została ukształtowana przez wydarzenia , których był świadkiem. Bo i o tym może być ten film- o procesie twórczym, o literackiej kreacji. Zresztą inteligentny widz odszuka tutaj także filmowe aluzje –do Brazil Gilliama, ekranizacji Procesu dokonanej przez Wellesa czy twórczości niemieckich ekspresjonistów, wszak Murnau to nazwisko wybitnego twórcy filmowego , reżysera słynnego Nosferatu z Maxem Schreckiem. Jednocześnie Twórcy przyjęli zasadę , że intryga powinna być całkowicie zrozumiała dla widza , niezależnie od odwołań do prozy Kafki. I rzeczywiście można przyjąć , że film Soderbergha jest po prostu sprawnie opowiedzianym kryminałem, trzymającą w napięciu historią z ciekawymi kreacjami aktorskimi i intrygującymi zdjęciami Walta Lloyda.


Szkoda , że film nie został doceniony, otrzymaliśmy bowiem wysmakowane plastycznie dzieło, z niepowtarzalną atmosferą i intelektualnym podtekstem.


niedziela, 26 sierpnia 2007

Miller's Crossing


W pogoni za kapeluszem



Są filmy takie , które obdarza się miłością od pierwszego wejrzenia. Tak jest właśnie z dziełem braci Coen. Choć potem nakręcili takie arcydzieła , jak Barton Fink czy Fargo, to właśnie Miller’s Crossing pozostaje dla mnie ich najlepszym filmem


Bardzo ważnym dla odbioru filmu jest materiał literacki, do którego twórcy się odwołali. Chodzi o powieść Dashiela Hammeta Szklany klucz i nurt czarnego kryminału. Cyniczny bohater, sceneria nocy, demoniczne kobiety, niewyjaśnione morderstwa, negatywny morał, perwersja wątków erotycznych, dwuznaczna moralność- to oferuje nam mistrz gatunku. Bracia swobodnie poruszają się w tej konwencji . Poszczególne elementy są znane i oczywiste dla filmu gangsterskiego. Skorumpowane miasto ,w którym burmistrz i szef policji są na usługach lokalnego bossa, rywalizacja dwóch gangów, irlandzkiego i włoskiego, czasy prohibicji, ustawione walki bokserskie , zawodowi mordercy, prostytutki, bookmacherzy i hazardziści. Zdrada, kłamstwo, przemoc, egoizm ,manipulacja i donosicielstwo. Świat piekielny , ponury i ciemny, ale nie wynaturzony w swej czerni. Takie panują tu po prostu reguły, które wszyscy akceptują .Dlatego nie ma tu podziału na zło i dobro .


Ale twórcy nie idą tropem realistycznym, wyraźnie bawiąc się konwencją . Przejmując od Hammeta taką wizję rzeczywistości, stworzyli świat specyficzny , odrealniony , lekko surrealistyczny. Opowiadają tę historię w sposób oryginalny .Odginają nieco kontury gatunku, wpuszczając tam groteskę , karykaturę, humor i makabrę, wizyjność. Traktują jednak tę rzeczywistość najzupełniej serio, świat w zbudowanych przez nich ramach jest prawdziwy i jednorodny. Mimo to pojawiają się sceny, które unieważniają jakby całą historię , wprowadzają czynnik niezrozumiały. Widzimy na przykład trupa, któremu przygląda się z uwagą i zaciekawieniem chłopczyk, a obok stoi rozkoszny psiaczek. Chłopak ściąga w końcu z głowy martwego mężczyzny treskę i ucieka. Scena nie tyle jest śmieszna , co absurdalna i z punktu widzenia fabularnego całkowicie zbędna. Chłopak jest jakby z innego wymiaru, narusza ustalony porządek, łamie reguły. Tak odczytują to postacie filmu, nie mogąc pojąć dlaczego zabójca to uczynił , choć sam fakt morderstwa jest dla nich naturalny. Ale to nie wszystko- zaskakujące cięcia montażowe, dziwne kąty kamery, wysmakowana scenografia ze skłonnością do przesady, ‘twarzowi’ aktorzy z ekspresywną mimiką ( kapitalni John Turturro i Jon Polito ), ekstrawaganckie obrazowanie, rozmach inscenizacyjny, ceremonialność gestów nie tylko rozsadzają ramy gatunku, ale tworzą zadziwiającą mieszaninę opery , baletu, dramatu i komedii. Każdy gest, każdy rekwizyt, fragment muzyczny współtworzą specyficzną atmosferę tajemniczości, niejednoznaczności, mroku, - jak u Kafki. To świat wyobraźni, świat snu- momentami absurdalnego, momentami delirycznego.


I bardziej z Kafki, a nie z filmu gangsterskiego jest też główny bohater- Tom Reagan- zresztą jedna z moich ulubionych postaci filmowych, w kapitalnym wykonaniu Gabriela Byrne’ a Niby wszystko się zgadza .Zaufany consigliere irlandzkiego bossa, Leo O’Bannona, zadłużony , cyniczny drań zakochany w dziewczynie szefa. Odpowiednio zgorzkniały i bezkompromisowy. Ale od początku czujemy, że Tom jest inny niż reszta tego światka, nie pasuje tu , bierze udział w innej grze. Kiedy wszyscy mają buzię pełną frazesów i pompatycznych słów, Tom głównie milczy. Kiedy wszyscy stosują wyszukane gesty , miotają groźne miny, chichoczą nerwowo, Tom zachowuje kamienną twarz i przyjmuje nonszalancką pozę . Kiedy wszyscy noszą broń, nawet kobiety, Tom nie stosuje w ogóle przemocy. Kiedy każdego napędzają pieniądze , Tom wydaje się zupełnie nimi nie przejmować . Ma dużą władzę i ogromne możliwości , ale woli stać w cieniu, z boku. To zdystansowany obserwator, stoicki kontemplator tego świata. Niewiele sypia, ciągle ma coś do zrobienia, na coś czeka , o czymś myśli. Często widzimy, jak siedzi z papierosem w ręku i z nieruchomym wzrokiem gdzieś błądzi . Momentami wydaje nam się , że nic go nie obchodzi i nic nie może go ruszyć . Jednocześnie mamy wrażenie, że sam szuka kłopotów i świadomie w nie brnie. Jest zadłużony, ale zaraz po kolejnej przegranej znów obstawia, mimo iż ma przeczucie , że przegra. Nie jest zresztą uzależniony od pieniędzy, jak mówiłem- w ogóle go nie interesują . Jest w jego postępowaniu jakiś egzystencjalny fatalizm, niewiara w szczęście, poczucie absurdu. Kogoś takiego nie można złamać , nie można pokonać. Kiedy wierzyciel dzwoni o zwrot pieniędzy, Tom mówi, że nie ma i że mogą mu połamać nogi ,a on nawet nie piśnie . A my mu wierzymy, widzimy bowiem, jak wciąż obrywa, jak od wszystkich dostaje wycisk, nawet od kochanki, a on spokojnie przyjmuje ciosy i martwi się tylko o swój kapelusz. Mało tego- okazuje się , że to on tutaj rozdaje karty. Ma to , czego nie ma tu nikt- absolutną wolność i umiejętność myślenia. Inteligencja i znajomość natury ludzkiej pozwalają mu snuć skomplikowaną intrygę , pociągać za sznurki, manipulować . To on jest reżyserem wydarzeń , to on ustawia innych jak pionki. I im niżej upadnie , tym jest silniejszy. W końcu i tak wszyscy robią to, co on chce.


Jest w nim coś , co sytuuje go ponad tym światkiem, coś , co pozwala mu żyć ponad ludzką kondycję. Doskonale zna reguły rządzące tym światem , ale im się nie podporządkowuje. Ma swój niezrozumiały dla nas kodeks postępowania, w którym długi spłaca się samemu , a każde działanie ma swoją przyczynę. Choć jest mistrzem intryg, najczęściej mówi prawdę, nie składa też obietnic , żeby ich nie złamać. Jego ‘zastanowię się’ to manifestacja wspomnianej wolności. Paradoksalnie- choć w jego ustach nie padają takie słowa , jak przyjaźń , miłość, etyka, zaufanie, szacunek- jest jedynym , który je rozumie i je stosuje. Dziwnie je jednakże pojmuje i interpretuje po swojemu.


Nie przeszkadza to mu na przykład spać z Verną , z którą spotyka się jego szef i jednocześnie przyjaciel. To kolejna zagadka bohatera. Momentami wydaje się nam ,że robi to tylko, by udowodnić Leo, że Vernie nie można ufać i ona go zgubi. Momentami, że wybiera sobie najgorszą kobietę dla siebie, wiedząc , że ta go zniszczy. Jak mówiłem, jest fatalistą , kimś niezdolnym do szczęścia. To tak jak z hazardem. Jeśli nie postawisz, nie dowiesz się , czy wygrasz. Bo o to chodzi - o samą grę . Tom to człowiek absurdalny , gra z losem , którego nie można pokonać , a jednak próbuje go złamać . Znużony wędrowiec mający świadomość klęski .Czy dlatego wiąże się z kobietą która sam nazywa kanciarą ? Może jednak to miłość, ale jeśli tak, to robi wszystko, by ją stracić . Wprost mówi Vernie , jaka jest i jakie nią kierują motywy. Nie ukrywa także , że namawiał Leo do zabicia jej brata, który jest przyczyną wojny między gangami. Ale też kiedy może sam to zrobić , puszcza Berniego wolno .Może trafnie ujmuje to Verna, że Tom zawsze zdobywa wszystko okrężną drogą .Ale czy chodziło mu o zdobycie Verny czy wprost przeciwnie- udowodnienie, że jej nigdy nie będzie miał ? Może po prostu jest romantykiem , który szuka prawdziwej miłości


Wątpliwości rosną wraz z rozwojem akcji. Tom świadomie wyjawia prawdę Leo o swym romansie z Verną , daje się wyrzucić z gangu , pozbawia się protektora i niszczy swoją pozycję . Wydaje się , że w ten sposób chce uratować Leo przed zgubą , którą ten sam sobie szykuje. Poświecił dla Leo wszystko, aby załatwić jego największego wroga i pozwolić zachować władzę . Ale w finale Tom jeszcze dwukrotnie nas zaskakuje. Zabija Berniego, a potem zamiast długu wdzięczności i nagrody od Leo wybiera samotność. Rezygnuje ze wszystkiego i odchodzi. Dlaczego?


Możliwości jest kilka, każda frapująca. Może to była tylko gra. Obstawił, wygrał, koniec. Nie potrzebuje nagrody, bo nagrodą jest sam fakt zwycięstwa. Może chciał udowodnić Leo i Vernie , że jest od nich lepszy, że jest ponad nimi i ich światkiem małych ludzi i niskich pobudek. Może jest tylko konsekwentny. Wybrał pewną drogę i po prostu z niej nie zbacza. Kiedy Leo go wyrzuca , nadal robi dla niego wszystko, ale jak sam mówi , zerwał z nim. Może jest altruistą , który bezinteresownie poświęca się dla tych, których kocha. Możliwe też , iż zabijając Berniego , przekroczył granicę , doszedł do takiego miejsca , skąd się nie wraca. Może dlatego, że zawsze był samotnikiem i outsiderem i tak naprawdę innego wyjścia nie było . A może dlatego , że zawsze działa wbrew ogółowi i jego zasadom, zawsze indywidualista, na przekór wszystkim .A może zrobił to , bo złamał reguły , które sam ustanowił. I wyznacza sobie karę .


Tak czy inaczej jest w nim boska pycha kogoś , kto udowadnia , że jest ponad tym światem. Że może zrobić z nim wszystko. Ale nie potrzebuje poklasku, splendoru i tytułu do chwały. Jest jak artysta, tworzy pewną rzeczywistość dla niej samej, bawi się jej elementami, lecz jest też jedynym odbiorcą , bo tylko on rozumie ,co się tutaj dzieje. Na taką interpretację naprowadził mnie Tomasz Jopkiewicz , który kiedyś napisał w Filmie :Czyżby uznał , że jest jakaś droga wyjścia z widmowego miasteczka, które być może sam stworzył. Że wystarczy się odwrócić od demonów , by one zniknęły .I takie spojrzenie rzeczywiście kusi. Zamknięte, skończone dzieło – można odejść. Albo inaczej -twór nieudany, pokraczny , trzeba więc odwrócić się i zapomnieć. Albo jeszcze inaczej - artysta przekroczył granice rzeczywistości, zbyt mocno wszedł w postać przez siebie stworzoną , musi się wycofać zanim starci kontrolę nad tym światem.


Tu tkwi genialność filmu, Coenowie zabierają nas w labirynt interpretacji tak ciekawych i niebanalnych, że trudno się nie zachwycać . A to wcale nie koniec. Jeszcze głębszy sens zawiera w sobie tytuł Miller’s Crossing. To ścieżka w pobliskim lesie, którą prowadzi się ludzi na rozwałkę . Ale już sama nazwa wskazuje nam , że chodzi o coś więcej. Bo w końcu , kto to jest Miller- pierwsza ofiara czy pierwszy zabójca ? Pomysłodawca czy przypadkowa postać ? I dlaczego w rzeczywistości, w której trup się ściele gęsto, gdzie zabija się szybko i łatwo, potrzebne jest specjalne miejsce na zabijanie ? Dlaczego zadaje się tyle trudu, aby wywieść ofiary do lasu , poprowadzić ją długą ścieżka, ryzykując ucieczkę ? Ale kiedy widzimy po raz pierwszy Miller’s Crossing, jak Tom prowadzi Berniego , zaczynamy rozumieć . Najważniejsze jest właśnie to, co się dzieje podczas wędrówki po ”ścieżce strachu” ( jak nazwał ją niefortunnie dystrybutor). Miller’s Crossing to ścieżka życia, długa droga przez pusty las, a na końcu czeka śmierć . Idziesz przez nią samotny, zlękniony, bez poczucia nadziei .Takie jest życie. A jednak to od nas zależy , jaka rolę zagramy na tej ścieżce, my wybieramy sposób wędrówki. Możemy jak Bernie czołgać się , wyć , szlochać , błagać o litość, a możemy jak Tom- iść z lękiem , ale skupieniem, powagą i spokojem. Albo na kolanach, albo w postawie wyprostowanej. Albo pochylić głowę i patrzeć w ziemię albo wzrokiem błądzić po konarach i zobaczyć niebo. Tak rozpatrując Miller’s Crossing, finał objawia się nam nie tylko jako zrozumiały, ale kompletny. Tom już był na ścieżce strachu i wie , iż nie ma innej drogi,. Rusza więc w swoja Miller’s Crossing , z determinacja w oczach i godnością .Znużony wojownik uzbrojony tylko w kapelusz


Ale osobiście lubię jeszcze jedno rozwiązanie. Miller’s Crossing to czyściec, metafizyczna przestrzeń zawieszona między niebem a ziemią .Droga , w której sprawdzamy swoje człowieczeństwo, mierzymy się z przeznaczeniem. Bernie dostaje od losu w postaci Toma drugą szansę , ale jej nie wykorzystuje. Zamiast zniknąć , wraca . Niczego się nie nauczył, niczego nie zrozumiał. Nie przeszedł metamorfozy, nie wzbogacił swej duszy o żaden pierwiastek. Musi więc zginąć .Może Tom musiał go zabić , stając się narzędziem kary w rękach sił wyższych. Kary za głupotę, chciwość, błazeństwo, płytkość .W zasadzie zabicie Berniego jest przywróceniem pewnego ładu i porządku temu światu. Pamiętajmy, że tak czy inaczej z Miller’s Crossing się nie wraca. Losu nie da się oszukać.


Z Tomem jest inaczej. On szedł po tej drodze zarówno jako kat i ofiara. Poznał świat jakby od podszewki- i może stąd się bierze jego wiedza, jego specyficzne spojrzenie mówiące : wiem wszystko. Ale ważniejsze, że w obu przypadkach Tom wraca jako zwycięzca. Ta podróż go nie złamała, nie przekroczył swoich zasad, pozostał wierny sobie. I w pewien sposób przekroczył swój los. Lubię więc myśleć , że Miller’s Crossing to nasza próba człowieczeństwa. Tom podążył nią ze świadomością i zdolnością obserwacji. Poznał siebie od każdej strony, sprawdził swoje słabości i siłę, sprawdził swoje człowieczeństwo. Paradoksalnie zabójstwo Berniego potwierdziło jego człowieczeństwo.Za pierwszym razem został zmuszony go zabić , wtedy ryzykując własnym życiem , darował mu je .Ale kiedy wygodniej nie było go zabijać za drugim razem , czyni to. Poznał zło, zabił, przekroczył granicę .Ale wiedząc , że potrafi zabijać , wycofuje się z gry .To wymaga heroizmu.


Załatwiwszy wszystko, co miał załatwić , może już spokojnie podążyć za swoim kapeluszem. Tak jak w swoim śnie, gdzie wiatr porywa mu nakrycie głowy, a on za nim goni. I kiedy już go złapie, okazuje się , że kapelusz …. to tylko kapelusz. Nie ma nic głupszego niż gonić za kapeluszem- powie , ale jednak bez niego nie może się obyć . W absurdalnym świecie kapelusz zawsze pozostaje kapeluszem. Ale czy to powód, by go nie gonić ?

Bracia



Zawsze będę cię kochał. To jest jedyna prawda, która pozostaje.

Życie nie jest poprawne ani błędne, dobre ani złe.

Ale kocham Cię. To wszystko co wiem.



Kino skandynawskie jako jedno z niewielu śmiało sięga po tematykę moralną , stosując zresztą różne metody twórcze. Ma odwagę zadawać trudne pytania w czasach miałkich i płytkich , w których tego typu problematyka budzi znużenie i zniechęcenie. Ma też umiejętność niepopadania w melodramatyczne tony rodem z telenoweli. Twórcom Braci – bo obok reżyserki Susanne Bier ważną postacią jest scenarzysta Anders Thomas Jansen- udało się właśnie zrobić taki film- trudny, bolesny, tragiczny i mądry, pozbawiony mielizn i przesadnego patosu.


Sama historia w jakiś sposób nawiązuje do biblijnej opowieści o Kainie i Ablu , czyli złym i dobrym bracie, oczywiście bez zbyt daleko idących podobieństw. Tym dobrym bratem jest Michael. Stateczny, poważny człowiek, dobry mąż , opiekuńczy ojciec. Prowadzi ustabilizowane , odpowiedzialne życie. Jednocześnie jako zawodowy oficer armii duńskiej szykuje się właśnie do wyjazdu na misję do Afganistanu. Spokojny , wyrozumiały, rozważny. Trudno znaleźć w nim jakiekolwiek pęknięcie. Dzięki Ulrichowi Thomsonowi postać tę udało się pozbawić sztuczności, z jego twarzy bije normalnością . Po prostu porządny człowiek. Poznajemy go zresztą , kiedy odbiera brata z więzienia. Nie tylko nie zauważamy w jego podejściu do Jannika poczucia wyższości czy pogardy, ale odnajdziemy prawdziwą braterską więź. Widzimy również , że jest człowiekiem moralnym, z zasadami. Odnalazł kobietę , którą Jannik pobił podczas napadu, zdobył jej adres , a teraz prosi brata , żeby ten udał się do niej i przeprosił.


Jannik, czyli ten zły, to – jak już wiemy – przestępca , mający na swoim koncie napad na bank. Człowiek wybuchowy, agresywny, nieuznający granic. Nie ma rodziny, pracy, ambicji, celów, żyje powierzchownie ,z dnia na dzień .Alkohol , kobiety, brak zobowiązań – to jest esencja jego życia. Znów aktorska kreacja Nikołaja Lie Kaasa ratuje tę postać przed przerysowaniem, w żadnym wypadku nie jest to typ spod ciemnej gwiazdy. Na swój sposób sympatyczny, niepozbawiony uroku, ale całkowicie aspołeczny, cyniczny wrogo nastawiony do rzeczywistości , bez hamulców moralnych.


Kontrast jako metoda budowania postaci jest oczywista i bardzo czytelna , na szczęście pokazana nienachalnie, zarysowana subtelną kreską , zwłaszcza , że autorzy filmu dość szybko przestawiają zmienne w świecie przedstawionym. A to owocuje zmianą w postrzeganiu braci. Tym , co narusza diametralnie zastany porządek, jest zestrzelenie w Afganistanie helikoptera z Michaelem na pokładzie . W wyniku rodzinnej tragedii zmienia się stosunek Jannika do żony Michaela, Sary , i jej dzieci. Czuje się zobligowany do opieki nad rodziną zmarłego brata. Ale dzieje się to w sposób naturalny i powolny. Najpierw jest telefon do Sary z prośbą o zapłacenie rachunku w knajpie i podwiezienie do domu. Potem próba okazania wdzięczności w postaci remontu kuchni. Wreszcie przyjaźń z dziećmi i stwierdzenie ,że Sara nie jest taką drobnomieszczańską laską ,za jaką ją miał. Idealnie wpasowuje się w rodzinę , tak jakby to miejsce zawsze na niego czekało. Młodszy brat objawia się nam jako człowiek uczynny, zabawny, sympatyczny ,zdolny do poświęceń. Co ważniejsze- odpowiedzialny za swoje czyny i moralny. Mimo oporów odwiedził kobietę , którą skrzywdził .Najważniejszą jednak próbą okazało się uczucie do Sary. Pierwszy pocałunek jednak staje się też ostatnim. Ucieczka, zażenowanie i poczucie winy .Granica nie została przekroczona.


Jannik , jak i cała rodzina nie wie jednak, że Michael przeżył katastrofę i trafił do niewoli .Akcję śledzimy zresztą dwutorowo, co zwiększa napięcie i tworzy swoiste lustro. Początkowo Michael objawia nam postawę , jaką po nim oczekujemy. Siła duchowa, spokój, profesjonalizm, odwaga pozwalają mu nie tylko trwać , ale być oparciem dla innego duńskiego żołnierza. Niestety, tylko do momentu, kiedy staje przed dylematem moralnym, trudnym do zaakceptowania , zwłaszcza , kiedy nie ma czasu na analizę problemu. Afgańscy partyzanci zmuszają go do zabicia kolegi.Za cenę własnego życia Michael masakruje towarzysza broni. To, co najciekawsze jednak następuje po uwolnieniu. Mierzymy się z dramatem człowieka, który po bestialskim morderstwie próbuje wrócić do normalności. Dramat, który narasta, im dłużej trzyma to wszystko w tajemnicy. Ma trzy próby, trzy możliwości wyspowiadania się .Pierwsza przed wybawicielami wydawała się z góry przegrana. Zaraz po uwolnieniu był w szoku, swoistym letargu. Ale kilka tygodni później sam idzie do przełożonego. Nie powie jednak wszystkiego, armia nie bardzo jest zainteresowana tym , co się stało. I próba najważniejsza- odwiedziny żony zabitego. Widok małego dziecka i kobiety żyjącej nadzieją podcinają mu skrzydła i po raz trzeci tchórzy. Jednocześnie zło, którego się dopuścił, rozprzestrzenia się , pochłania i promieniuje na otoczenie. Zwraca się przeciwko tym , których najbardziej kocha. Coraz bardziej obcy, izoluje się , odsuwa od rodziny .Rośnie złość , agresja, frustracja. Zaczyna się zachowywać irracjonalnie, dręczy bliskich, staje się niebezpieczny.


Źródło takiego postępowania znamy, ważne są jednak motywy. Michael przeżył wstrząs, zawalił mu się świat, wszystko w ułamku sekundy zostało zniszczone. Kiedy jednak wraca, przekonuje się , że się nic nie zmieniło. Rzeczywistość nie dostosowała się do jego tragedii i dręczących go wyrzutów sumienia. Dlatego nie może ze spokojem patrzeć na bawiącą się rodzinę na łyżwach. Śmiech dzieci, beztroska brata, szczęście Sary bolą go ze zdwojoną siłą , traktuje to niemal jako atak na swoją osobę. Jednocześnie wie, że nie może powiedzieć nikomu tego, co zrobił, a żyć z tym nie może . Rośnie też zazdrość o brata, która nawet nie tyle- mimo podejrzeń – ma podtekst erotyczny, co egzystencjalny. Wyczuwamy podskórnie dręczące go pytanie , dlaczego mnie to spotkało . Dlaczego ja zabiłem, a mój brat nie. Nie przypadkowo wyładowuje się na kuchni zbudowanej przez brata. Jemu zabrakło czasu, by ją dokończyć . Jest ona znakiem stabilizacji, domu, spokoju, a przecież w jego duszy buszują demony potężniejsze od miłości i rodziny.


Ale jest powód chyba jeszcze ważniejszy. Michael zabił, by żyć , ale żyć dla rodziny. Z miłości przekroczył granicę człowieczeństwa. W napadzie szału wykrzykuje do Sary : Zdajesz sobie sprawę co zrobiłem? Zdajesz sobie sprawę co zrobiłem, żeby z tobą być? Nic nie rozumiesz! Zabiję cię! Powinienem cię zabić?! Nienawidzi jej i dzieci, bo to dla nich zakatował człowieka. Z miłości, a cena za tę miłość jest za wysoka, nie do zniesienia. Michael nie sprostał, okazał się słaby, ale słabością jego była właśnie miłość .Te psychologiczne niuanse udaje się pokazać na poziomie głębokiej znajomości natury ludzkiej, a jednocześnie w sposób emocjonujący. Tragedia Michaela, a tym samym i pozostałych postaci ,uderza z siłą antycznej tragedii a nie melodramatycznej telenoweli.
Podobnie jest z problematyka etyczną . Reżyserka zostawia wystarczająca dużo tropów interpretacyjnych, by nie poczuć się oszukanym łatwością diagnoz i rozwiązań .Zadaje ważne pytanie na temat źródeł zła i granicy między nim a dobrem. I pokazuje relatywizm tych pojęć.


Jeśli historię braci rozpatrywalibyśmy w kategoriach biblijnej opowieści, to dobro Michaela byłoby raczej słabością , uległością – wobec życia , wobec oczekiwań ojca, potem żony. Może Michael wybrał po prostu drogę łatwiejszą , wygodniejszą – być takim, jak mu inni każą. SA bardzo delikatne przesłanki, które mogą świadczyć , że Michael jest nieco inny niż to widać na pierwszy rzut oka. I pobyt w Afganistanie drastycznie obnażył jego słabość. To Jannik był tym dobrym , tylko że dobro przybiera u niego postać buntu. Kroczy drogą własną , trudniejszą , pełną błędów. Ale to jego wybory, świadectwo wolnej woli i siły charakteru. A także niezgody na rzeczywistość reprezentowanej tutaj głównie przez ojca. Jego pozorne zło to wyraz rozgoryczenia, poczucia odrzucenia, braku miłości, pustki emocjonalnej.


Bo jeśli nawet odejmiemy biblijny szablon ,wpływ rodzinnego domu i wychowania na obu braci jest niepodważalny. Może mamy do czynienia z determinizmem, zakładającym, że to czynniki zewnętrzne czynią nas takim, jakimi jesteśmy. Michael jako pierworodny zawsze był przez rodziców hołubiony , wielbiony, przygotowany do roli przywódcy, We wszystkim był najlepszy. Ojciec wielokrotnie przypomina to Jannikowi choćby na pogrzebie , kiedy mówi: to był mój syn Nie ma go już. Zostałem bez niczego. Tak jakby Jannik nie istniał dla niego Pewnie tak było. Po prostu Michael wyparł go całkowicie z rodziny .Nie starczyło dla niego miejsca. Dobro przypisano starszemu z braci , dla niego została już łatka tego gorszego. Zawsze w cieniu, zawsze z tyłu, wpatrzony tylko w Michaela .Z takim piętnem żyje się trudno. Nie zostawiono mu jakby innej możliwości


Nie mniej ważny dla naszych rozważań jest aspekt polityczny. Może zło kryje się w wojnie. Niewiele tu się o niej mówi, niewiele jej widzimy, zaledwie jakiś wycinek, a jednak jest obecna , blisko, za ścianą . Nie można od niej uciec, choć wydaje się , że nas ona nie dotyczy .Bier bez wątpienia interesowało, jak się zmienia nasze życie pod wpływem takich ekstremalnych sytuacji, jak polityka zmienia nasz świat -ten najbliższy, znajdujący się obok. Może zło przychodzi z zewnątrz i tkwi w terrorze, który zmusza nas do takich wyborów. Nas wszystkich- i nieważne jest , czy zachowalibyśmy się podobnie jak Michael czy nie. Ważne , że nieludzki świat stawia przed nami nierozwiązywalne pytania


I może dlatego finał niczego nie rozstrzyga , nie daje gotowych odpowiedzi , nie daje łatwego pocieszenia, choć nie zostawia nas bez odrobiny nadziei. Istnieje bowiem jeszcze jeden klucz interpretacyjny .Może zło jest wynikiem braku miłości- tutaj utożsamianej z rodziną . Michael jest taki , jaki jest , bo ma Sarę , Jannik dojrzewa, bo spotyka Sarę . Twórcy być może świadomie zwodzą nas nieco tytułem, bo najważniejszą postacią wydaje się być właśnie Sara. I to nie tylko dlatego , ze łączy obu braci. W zaskakującym wykonaniu Connie Nielsen , znanej z ról lodowatych, twardych kobiet w amerykańskich produkcjach, Sara jest kobietą ciepłą , pełną uroku, sympatyczną , ale i silną ,mądrą . Łączy w sobie najlepsze kobiece pierwiastki, pozostając jednocześnie zwyczajną , przyziemną istotą . Dużo w niej cierpliwości i zrozumienia dla drugiego człowieka. Jest otwarta i śmiała, odpowiedzialna i czuła. To ona jest zwornikiem rodziny, to na jej barkach niemal niezauważalnie spoczywa cała rodzina, ona tworzy klimat bliskości i oddania. Tu tkwi siła obu braci- w szeroko zrozumiałej miłości Sary. I być może dlatego Michael , pozbawiony jej wsparcia, ciepła ,przegrywa swoją batalię z sumieniem. W Sarze tkwi też nadzieja , w jej mądrości i sile .W finale ona zmusza Michaela do spowiedzi. Co jej powiedział, ile – nie wiemy. Nie wiemy, czy będą ze sobą razem, czy Sara zwiąż się z Jannikiem. Ale nie opuściła Michaela, widzi w nim cały czas człowieka, choć próbował ją zabić i skrzywdzić dzieci. wszystkich. Dla Bier ten film jest przede wszystkim o okazywaniu uczuć , a właśnie Sara jest tą , która potrafi to robić


Bracia to film odważny. Ważne też , że inteligentnie zrobiony. Jednak w innych rekach mógłby przerodzić się w łzawy melodramat. Od melodramatyczności zresztą Bier nie ucieka. Intensywny, sugestywny motyw muzyczny, poetyckie ujęcia falujących traw, nieba , piasku, częste zderzenia twarzy Sary i Michela , penetrowanie oczu bohaterów. Ale jednocześnie Dunka tym filmem , jak i innymi wpisuje się w schemat Dogmy, a to oznacza także, jak wiemy, kręcenie z ręki, pewną niestaranność kadrów, naturalne oświetlenie, surowość i prostotę . Dogma nie zawsze mnie przekonuje ,lecz tutaj rzeczywiście, w połączeniu z zabiegami bardziej filmowymi, daje poczucie realizmu i prawdziwości emocji .


Pasjonujący dramat psychologiczny o miłości i odpowiedzialności , stawiający ważkie pytania o kondycję moralną współczesnego człowieka


piątek, 24 sierpnia 2007

Zwiąż mnie


Uwięzieni w miłości


W powszechnym mniemaniu Zwiąż mnie to film niezbyt udany. Może dlatego , że powstał zaraz po świetnie przyjętych Kobietach na krawędzi załamania nerwowego . I rzeczywiście nie jest to film ani tak błyskotliwy, ani tak perfekcyjnie zrealizowany. Nie jest też tak mądry i głęboki jak późniejsze dokonania Almodovara. Zgodzę się , że jest zbyt sentymentalny, nieco płytki ,o banalnym zakończeniu. Ale ja go lubię . Że się tak wyrażę –to fajniutka, bezpretensjonalna komedia o romantycznej miłości


Para , którą jednak będziemy śledzić, jest specyficzna. Ricky niemal całe 23-letnie bytowanie na ziemskim padole spędził w zamknięciu –sierociniec, poprawczak, szpital wariatów. Marina to była narkomanka i gwiazda filmów porno , obecnie robiąca karierę w horrorach klasy B. Niecodzienne jest też ich spotkanie. Poznajemy Ricky‘ego ,kiedy zostaje przywrócony światu po opuszczeniu psychiatryka. Wbrew pozorom – świat stoi przed nim otworem, ma wyuczonych kilka zawodów, dzięki pielęgniarkom ciało kobiece nie jest dla niego tajemnicą , a dzięki wdzięcznej za posługę erotyczną dyrektorce ma nawet pieniądze na rozpoczęcie nowego życia. Ricky jednak już wcześniej obmyślił sobie wizję swojego nowego życia. Ma bardzo konkretny plan. Odnaleźć Marinę i założyć z nią rodzinę .Ricky poznał ją podczas jednej z ucieczek, przespał się z nią , obiecał, że wróci i zaopiekuje się nią .Problem w tym , że Marina była wtedy na narkotykowym haju i spała z kim popadnie, nie pamięta więc chłopaka. Nie mając wyjścia , Ricky włamuje się do jej mieszkania i więzi. Marina nie rozumie co się dzieje, widząc jednak pożądanie w oczach Ricky’ego , gotowa jest się dać zgwałcić i mieć to z głowy. Problem w tym, że Ricky chce miłości i gotów jest poczekać , aż Marina się nim zakocha, a to oznacza dla Mariny, że jej mieszkanie zamieni się w więzienie .


Marina ma chłopaka za szaleńca, no i nie jest daleka od prawdy . Ricky jest lekko szurnięty, wierzy bowiem, ze można rozkochać kogoś w kilka dni. To oczywiście efekt nie choroby psychicznej, a jego niedojrzałości psychicznej, infantylności i naiwności .Pozbawiony wzorców postępowania, odcięty od społeczeństwa, ukształtował swój świat na wzór czytanek dla małych dzieci i kolorowych obrazków, co pokazuje choćby jego prezent dla Mariny- pudełko czekoladek w postaci serca. Kiczowate i banalne, ale Ricky jest właśnie dużym dzieckiem .Są też i zalety takiej postawy - entuzjazm , zapał, szczerość , wiara w miłość. Ricky może Marinie ofiarować siłę swoich uczuć .Nie potrafi- co nie dziwi- przekonać jej do siebie, jak za pomącą więzów i kneblowania. I choć jest oprawcą , jednocześnie jest bardzo rozczulający w swojej troskliwości i cierpliwości. Cierpliwie znosi bowiem jej próby ucieczki, złośliwości, niechęć i pogardę . Mimo absurdalnej sytuacji, próbuje stworzyć normalne życie. Załatwia jej leki na ból zęba, naprawia zlew, kupuje bardziej delikatny plaster do zaklejania ust, jest czuły, opiekuńczy i gotowy do poświęceń. Podziwia Marinę i ją szanuję.


Była gwiazda porno nie jest osobą , którą łatwo zdominować , ale powoli cała sytuacja zaczyna mieć dla niej urok. Przełom następuje , kiedy Ricky zostaje pobity podczas próby zdobycia heroiny. Budzi to w Marinie czułość niemal matczyną , ale też zmysłowe pożądanie. Jakże inaczej zabrzmi w jej ustach późniejsze zwiąż mnie. Stanie się to elementem pewnej gry zmysłowej między nimi.


Film nie poraża może jakąś głębią , ale przekonuje jako film o miłości. Dziwacznej szurniętej, lecz jednak uświęconej na swój sposób .Film otwiera kiczowaty obraz religijny przedstawiający Matkę Boską i Chrystusa . Podobny obraz widzimy nad łóżkiem Mariny. W ten sposób Almodovar sakralizuje związek, bo – jak sam mówi – połączenie się dwóch osób zawsze należy do obszaru świętości. Każdy związek jest inny, ma swoje własne normy, swój własny wizerunek. Miłość Ricky’ego i Mariny jest szalona,niekonwencjonalna, naznaczona zmysłowością i przemocą , lecz wcale przez to nie mniej prawdziwa. Oczywiście Almodovar ukazuje całość w konwencji komediowej, momentami groteskowej – jak wtedy kiedy w trakcie pierwszego stosunku Marina wykrzykuje , że teraz dopiero poznaje Rick’ego. Tak właśnie Almodovar przekonuje nas do potęgi tego uczucia- wśród setek mężczyzn rozpoznał jednak swego księcia. Zresztą scen zabawnych , przerysowanych jest oczywiście więcej. Moja ulubiona to specyficzna scena łóżkowa, kiedy oboje udają , że śpią .Śmieszne, pełne uroku, ale i napięcia. W ich wzroku tak dużo się dzieje. I może właśnie dlatego należy film uznać za udany. Między odtwórcami ról ewidentnie iskrzy, wyczuwamy prawdziwe namiętności i emocje. To szczególnie ważne , że Almodovar w tym obrazie zminimalizował ilość charakterystycznych dla siebie przerysowanych, udziwnionych postaci. Choć widać w filmie zabawę dekoracjami, kolorami, symbolami, choć nie stroni od kiczu , sztuczności i ironii, to scenariusz Zwiąż mnie głównie opiera się na tej dwójce. Bez aktorskiej siły nie byłoby tego filmu. Ricky’ego świetnie zagrał Antonio Banderas, jeszcze taki Almodovarowski- młodzieńczy, nieokrzesany, żywiołowy, pełen temperamentu, z tym specyficznym błyskiem w oku. Po drugiej stronie po raz pierwszy u Almodovara Victoria Abril, późniejsza muza reżysera, drobna , rozedrgana, zmysłowa, emocjonalna. Z jednej strony dominująca, świadoma własnego ciała, z drugiej – na swój sposób delikatna i wrażliwa. Oczywiście w ich grze jest lekki ton przerysowania, zbytniej ekspresji, delikatnego pastiszu, ale los szyderczy dotyka tutaj bardziej świat mediów ( kapitalny pastisz reklamy )i świat filmu ( z delikatną nutą autoironii ). Bohaterowie natomiast są nam jednak bliscy , jak i ich uczucie


Widać i w warstwie scenariusza, i materii filmowej, że Zwiąż mnie jest filmem nie do końca przemyślanym i przygotowanym. Niezbyt błyskotliwym i głębokim. Ale czuje się w nim lekkość, świeżość, pewną filuterność i zadziorność. A ponadto sympatię do bohaterów. Na swój sposób to urzekająca bajka o miłości, tylko książę to świr, a księżniczka- gwiazdka porno. No ale to przecież Almodovar.


niedziela, 19 sierpnia 2007

Whisky

Specyficzny smak życia



Co może być atrakcyjnego w obserwowaniu podupadłej fabryki skarpetek i starszych ,nieciekawych ludzi. Zwłaszcza kiedy akcja dzieje się w podupadłej dzielnicy Montevideo w Urugwaju. A jednak Whisky to zadziwiająco pochłaniający, sugestywny film. Owszem , kameralny, mały , jednak frapujący i błyskotliwy w swej prostocie .Ci , którzy znają Jima Jarmuscha, nie będą mieli problemu , żeby zabrać się w monotonną podróż wraz z bohaterami i odkryć kolejne oblicze człowieczej samotności.


A zaczyna się ona jeszcze w nocy , kiedy Jacobo wyrusza rozklekotanym samochodem do swej fabryczki. Śniadanie w pustej , ciemnej knajpie, punktualnie o 7 :30 podniesienie bramy , gdzie już czeka Marta, wieloletnia pracownica, włączenie światła i maszyn, walka z zepsutą żaluzją i herbata w szklance. Marta w tym czasie wita dwie młodsze pracownice, a potem już nudne i żmudne segregowanie skarpetek, jakaś papierkowa robota, rozwiezienie towaru . Przy wyjściu Marta sprawdza dziewczynom torby - czy nie wynoszą czegoś . Lakoniczne pożegnanie i powrót do pustego domu .Następny dzień wygląda identycznie , te same rytuały , ta sama nużąca powtarzalność czynności.


Już sam wybór bohaterów jest bardzo Jarmuschowski. Widzimy typowych prowincjuszy tego świata .Choć żyją w stolicy Urugwaju, nie czujemy tego .Zapyziała dzielnica, obskurna ulica i zniszczony zakład. Obłażący tynk, ohydne kolory ścian, zepsute przedmioty, bałagan, przestarzałe maszyny i równie przestarzałe wzory skarpetek. Tutaj czas stanął w miejscu; domyślamy się , że ta fabryka kilkadziesiąt lat temu wyglądała tak samo. Dotyczy to oczywiście też bohaterów. Poszarzałe twarze, bez wyrazu, smutne i brzydkie. Jałowa egzystencja w tyranii zwyczajów i reguł. Wydają się nie mieć marzeń, pasji, wszystko robią bez przekonania. Ich działania są niemrawe, brak im inicjatywy, a w zasadzie energii życiowej. Żyją z dnia na dzień , pogrążając się letargu, wewnętrznej bezczynności.


Jesteśmy jednak świadkami wydarzenia, które przełamuje stereotyp monotonnego bytowania. Z okazji postawianie nagrobka zmarłej matki Jocobo, przyjeżdża z Brazylii jego brat .Mężczyzna wychodzi z niecodzienną propozycją , aby Marta na kilka dni zamieszkała u niego jako żona. Czujemy od początku , że między braćmi panują napięte stosunki i jakaś nieokreślona rywalizacja .Posiadanie przez Jacobo żony byłoby jakimś zatuszowaniem własnej miernej egzystencji . Pomysł zmienia układ między szefem a pracownicą i pozwala na zerwanie z nudną egzystencją. Marta wychodzi propozycji nie tylko naprzeciw, ale wskrzesza ona w niej inwencję i zmysł kreatywny. Kobieta ,najprawdopodobniej darząca jakimś uczuciem swego pracodawcę , widzi szansę na bliższe poznanie się . Traktuje sprawę bardzo profesjonalnie Już następnego dnia zmienia fryzurę, a to dopiero początek zmian. Zamienia jego brudne, zagracone mieszkanie w przytulny kącik, szykuje jedzenie, wdziewa eleganckie – jak na siebie – stroje. Z kopciucha zamienia się w podstarzałą, ale jednak księżniczkę . Niestety, Jacobo tego nie zauważa. Albo nie potrafi nagrodzić słowem. Bo jak u twórcy Broken flowers, postacie Urugwajczyków mają problem z wyartykułowaniem czegokolwiek, nie tylko swoich uczuć Głównie milczą ,a słowa rzuca się tu tylko dla zabicia czasu. Przyjazd brata niczego nie zmienia, mimo iż Hermanjest bardziej światowy, bardziej elokwentny i otwarty. Bracia nie mają o czym ze sobą rozmawiać, posiłki upływają w milczeniu, jakieś grzecznościowe formuły nie są w stanie przerwać niemocy słownej. Nawet wyjazd do nadmorskiej miejscowości nie zaowocuje barwną przygodą . Kurort poza sezonem zamienia się w szare, wyludnione, kiczowate wesołe miasteczko z wątpliwymi atrakcjami , jak obserwowanie jednego wrotkarza na torze czy słuchanie dziewczynki śpiewającej karaoke.


I znów kłania się Jarmusch, u którego bohaterowie wyruszają się w podróż , ale ta niczego nie zmienia w ich życiu .Z jednego nudnego pejzażu bohaterowie przemieszczają się w inny senny, pusty krajobraz. To tak jakby bohaterowie ze sobą zabrali swoją szarość, nie mogąc wyzbyć się martwoty. Bryluje w tym Jacobo. Nie zmienia tego ani pojawienie się kobiety w jego domu, ani wyjazd, pewnie pierwszy od stuleci, ani przyjazd dawno niewidzianego brata. Ta sama kamienna twarz, to samo zabójcze milczenie –zarówno kiedy się cieszy i kiedy się smuci. Podczas pobytu nad morzem najważniejsze jest kupienie wody mineralnej na noc, bo ta w hotelowym pokoju jest za droga. Groteskowe, żałosne, śmieszne.


A jednak. Twórcy filmu bardzo subtelnie i psychologicznie trafnie pokazują , że pod maską skrywają się jakieś tęsknoty, dość duże emocje, egzystencjalne tajemnice. Już wcześniej możemy dostrzec , że w tych skorupach tli się życie, ale trzeba być trafnym obserwatorem . Widzimy Martę palącą papierosa i w tym wzroku czujemy namysł, niewypowiedziany ból, jakieś melancholijną nutę .Podobnie kiedy słucha muzyki w słuchawkach. Jako małżonka szefa odsłania ,że jest kobietą prostą , ale niebanalną , pogodną, zaradną, niegłupią , z odrobiną szaleństwa, kiedy kupuje sobie kostium kąpielowy , kiedy popisuje się swoją umiejętnością czytania wspak czy kiedy niemal niezauważalnie flirtuje z Hermanem. Sama propozycja Jacobo też jest niecodzienna i świadczy o dużej desperacji. Między braćmi w ogóle iskrzy. Jakieś dawne resentymenty, zazdrość , duma , poczucie krzywdy- to wszytko podskórnie buzuje. Herman wyemigrował do Brazylii, ma żonę , dwie dorodne córki, nieźle prosperującą fabrykę – oczywiście skarpetek. Na tym tle Jacobo wypada katastrofalnie. Wykorzystuje więc każdy moment na pokonanie brata w czymkolwiek. Rywalizacja przybiera najczęściej groteskowy charakter. Już na lotnisku bracia obdarowują się nawzajem skarpetkami, Anie jest to bynajmniej ‘bezpieczny prezent’. Podobnie podczas gry w krążkiem- Jacobo wskrzesza w sobie nie tylko entuzjazm ,ale determinację , zawziętość, a na twarzy mimochodem gości smak zwycięstwa. Te cechy widać też wtedy, kiedy obaj próbują za pomącą chwytaka złapać zabawkę .Herman szybko rezygnuje, natomiast Jacobo gra tak długo, aż uda mu wyłowić aparat fotograficzny , którym zresztą robi pamiątkowe zdjęcie. Okazuje się ,że ma w sobie żyłkę hazardzisty .Jest zagorzałym kibicem drugoligowej drużyny i na meczu widzimy go przeklinającego ze złości. I to on postawi pod wpływem impulsu pieniądze otrzymane od brata w kasynie, a los będzie łaskaw dla jego próby . Nawet w przypadku Hermana czujemy ,że pod pozorami gładkości i pewnego dobrobytu tkwi zadra , jakiś niepokój. Wszyscy tu grają, ukrywają swoje lęki, porażki , słabości , ale ważne , że zdają sobie z tego sprawę .Happy endu jednak nie będzie. Zgodnie z wizją Jarmuscha- nie ma przełamania inercji i zapełnienia pustki. Brat wyjeżdża , a Jacobo ma Marcie do zaproponowania tylko pieniądze. A rano powrót do ustalonych tytułów


A jednak po raz wtóry. Kiedy patrzymy na twarz Marty zauważającej po powrocie brak zdjęcia ślubnego w mieszkaniu Jacobo , widzimy tylko smutek, rozczarowanie, porażkę Ale następnego dnia Marta już nie czeka punktualnie przed bramą .Wszystko niby odbywa się dokładnie tak samo, lecz jest już inaczej .I w tym tkwi nadzieja na jurto. Nawet jeśli Marta się tylko spóźni do pracy, już nigdy nie będzie tak samo.


Mali ludzie, małe sprawy, jednak wielkie emocje. I całe mnóstwo psychologicznych niuansów. I prawdy życiowej , że pod każdą jałowością i zwyczajnością chowają się pewne tajemnice i małe dramaty. Nieczęsto też się udaje pokazać w tak ciepły, poruszający sposób banalność egzystencji. Para urugwajskich reżyserów ma dużo zrozumienia dla swoich bohaterów, nie zahaczają ich szyderstwem czy pogardą. Piętnują natomiast humorem, momentami równie specyficznym co u Jarmuscha. To bardziej taki chichot wewnętrzny, jakby powiedział Gombrowicz- ‘tylny’ ,delikatny, mimochodem, z melancholijnym posmakiem, ale też momentami burleskowy. Mamy wrażenie ,że musielibyśmy śmiać się z siebie ,ze swoich małostek i słabostek .Nie znaczy, że film nie bawi, bo scen komiczno-tragicznych jest tutaj sporo i to najwyższej próby. Prosta, ale przemyślana konstrukcja, świetne aktorstwo (szczególnie), umiejętne balansowanie między różnymi tonacjami, bezpretensjonalność w opowiadaniu – to dużo atutów jak na tak skromny filmik.


Dodajmy zabawny i gorzki jednocześnie, bardzo ludzki i mądry . Jak ujął to ładnie Thomas Sotinel z Le Monde: Whisky płynie pomiędzy śmiechem i wzruszeniem, aż do wspaniałego zakończenia.. Bo choć tytuł jest odpowiednikiem cheese, a więc słowa wypowiadanego podczas pozowania do zdjęć , aby twarz przybrał odpowiedni wyraz, to rzeczywiście życie w filmie przypomina picie szlachetnego trunku w plastikowym kubeczku. Wyglądu nie ma , ale jednak smakuje.

środa, 15 sierpnia 2007

Zawieście czerwone latarnie


Kobiety w świetle czerwonych lampionów



To jeden z tych filmów, który otworzył mnie na kino, pozwolił zainteresowanie zamienić w miłość . Jak dzisiaj pamiętam – rok 93, Łódź , słynne Konfrontacje Filmowe i otwarte oczy ze zdumienia, że takie kino istnieje i że tak zachwyca. To także jeden z tych obrazów, który ma moc wciągania w swój świat z magiczną mocą , odcinając całkowicie od rzeczywistości. W końcu to także początek mojej przygody z twórczością Zhanga Yimou, jeszcze niedokończonej, ale pełnej barw i emocji. Zawieście czerwone latarnie to film piękny,subtelny, wysmakowany kolorystycznie, jednocześnie bardzo precyzyjnie skonstruowany i oszczędny w emocjach. To co najważniejsze tkwi w nastroju szczegółach, jednym spojrzeniu i jednym geście. Czas płynie tutaj spokojnie, ale nam się nie śpieszy, by tę rzeczywistość opuścić, choć jest ona smutna i naznaczona tragizmem.


Akcja filmu dzieje się w Chinach, na początku lat 20. Oto młoda dziewczyna przekracza próg ogromnego pałacu bogatego , wpływowego kupca . Ma na imię Song Lian, dziewiętnaście lat , przybyła zostać czwartą żoną Chen Zuoqiana . Do niedawna była studentką , ale musiała rzucić studia po śmierci ojca. Teraz musi dostosować się do egzystencji w zamkniętym świecie feudalnego porządku i tradycji. Szybko przekonuje się , jakie zasady określają pałacowe życie i że trwa zażarta rywalizacja miedzy żonami o względy męża .Kobiety pod maską konwencjonalnych uśmiechów, uprzejmości i prezentów skrywają wzajemną nienawiść i ambicje. Są gotowe na niemal wszystko, by to pan z nimi spędził noc, o czym boleśnie przekonuje się Song Lian, kiedy to trzecia żona pod pozorami choroby wywabia męża w ich noc poślubną .Znakiem tego przywileju są właśnie czerwone latarnie, które zawieszano i zapalano przed domem tej kobiety, z którą chciał spędzić pan noc. . Wbrew pozorom chodzi tu o coś więcej - o przywileje i władzę , które pociąga za sobą ten zwyczaj .Chodzi zarówno o masaż stóp i decydowanie w sprawie posiłku, które przysługują tylko wybrance , ale też o szacunek służby i poczucie wyższości nad innymi żonami.


Song Lian włącza się do wyszukanej gry intryg i podstępów i początkowo zwycięża w walce o czerwone latarnie. Jest młoda, piękna i inteligentna. Szybko się też uczy. Pomysł z ciążą powoduje , że latarnie zostają zawieszone przed jej domem na stałe. Nie docenia jednak swoich rywalek, zwłaszcza, że jej wrogiem zostaje też służąca Yaner, która miała nadzieję zostać właśnie czwartą żoną . Song Lian zostaje zdemaskowana, a to pociąga za sobą niełaskę pana i zasłonięcie lampionów czarnym jedwabiem. Odtrącona , upokorzona dziewczyna nie chce się poddać , co prowadzi do tragedii, najpierw śmierci służącej , potem trzeciej żony .Po pijanemu wyjawia drugiej żonie sekret o jej romansie z lekarzem. A ceną za niewierność w tym domu jest powieszenie.


Siła filmu oczywiście bierze się z jego egzotyki. Z kreacji świata nie tylko nieistniejącego, anachronicznego , ale dla nas niezrozumiałego, obcego, niepojętego. Bo to świat tradycji pełen skostniałych , sztywnych reguł i szablonów , zniewalający , tłamszący indywidualność , burzący tożsamość, niweczący prawdziwe uczucia. Świat nieludzki, bezlitosny i zabójczy. I wtedy doznajemy olśnienia. To przecież rzeczywistość totalitarna. Dostrzegamy kunszt i zamysł reżysera. Poza początkową sceną Yimou ani razu nie opuszcza domostwa bogacza. Zostajemy zamknięci w domu przypominającym więzienie. Długie , wysokie mury, mnóstwo niemal ślepych dziedzińców, osobne domy żon, przypominające luksusowe cele ( kobiety zresztą rzadko je opuszczają ) przytłaczająca szarość i martwota miejsca. Mamy uczucie klaustrofobii i pustki. Każdy gest, każde słowo i czyn wydają się być tu kontrolowane. Służba , grzeczna i posłuszna, w rzeczywistości jest wszechobecna i spełnia rolę niewidocznych strażników tego królestwa. Stwarza się pozorność wolności i normalności, w rzeczywistości wszyscy są niewolnikami reguł .Ale jednocześnie ten świat ma nieprzepartą siłę uroku. Widać to chociażby w scenie masowania stóp. Pierwsze uczucie Song Lian – to zdziwienie, pewien dyskomfort, po kilkunastu dniach jej stopy dopominają się masażu. Rytuały tutaj mają magiczną moc, otumaniają ,uzależniają- i dlatego są takie niebezpieczne.


To wszystko sytuuje film w kategoriach pojemnej metafory, ale też europejskich korzeni. I to jest największe zaskoczenie tego obrazu. Film tak odległy nam kulturowo, staje się bardzo czytelny , a co ważniejsze – bliski europejskiemu odbiorcy. Podobnie ma się z portretowaniem kobiet. Bo to o nich jest ten film. Yimou niezwykle inteligentnie, ale też świadomie pokazuje pana domu z boku , w dalszych planach, bez możliwości dojrzenia twarzy. Dlaczego? Bo jest on tylko figurą , pewnym znakiem. Nie chodzi o konkretną postać , ale o mężczyznę jako takiego, pana i władcę . Męskość jest tu traktowana jak odznaczenie, wyróżnienie, niemal profesja. Mąż rzadko zaszczyca swoja obecnością żony, niewiele mówi, niewiele robi. On tak naprawdę nie należy do tego świata . Rządzi nim, ale jest mu on obcy. Gardzi nim, ale ma niepodzielną władzę . Kobiety są tylko marionetkami w jego rękach , co szybko uświadamia sobie Song Lian. Nawet wspomniany masaż nie jest dla kobiet, po prostu lepiej zrelaksowana kobieta może lepiej służyć swemu panu.


Władza mężczyzny jest uświęcona wielowiekową tradycją i niepodważalna , więc kupiec nawet nie musi specjalnie krzyczeć czy tym bardziej bić żon. Wystarczy , że nie spędzi z nimi nocy. To wystarczająca kara- niełaska władcy. A to– jak już wiemy – oznacza utratę przywilejów i pozycji w królestwie. Najważniejsze jest jednak upokorzenie. Codziennie wieczorem na wspólnym dziedzińcu kobiety czekają na decyzję męża i przegrane publicznie obdzierane są z godności . Rytuał degraduje je , reitifikuje je. I dlatego czerwone latarnie stają się symbolem władzy absolutnej mężczyzny .Do tego świata wkracza Song Lian. Jest inna – co pokazuje początek filmu, w którym widzimy twarz dziewczyny wyrażającej zgodę na małżeństwo. Niemal nieruchomą , po której na koniec płyną delikatnie łzy. To silna osobowość , o sporym indywidualizmie, dziewczyna twarda, ambitna, ale i wrażliwa. Nie może się przystosować do panujących reguł, które albo ją śmieszą, albo denerwują . Gong Li, muza Yimou, znakomicie tworzy osobowość złożoną i skomplikowaną , znowu z ducha bardziej europejską . Doskonale pokazuje , jak jej bohaterka boleśnie dojrzewa jako kobieta, ale i jak miota się między sprzecznymi emocjami. Z jednej strony próbuje się buntować wobec męskiej dominacji, próbuje ten świat nagiąć do siebie, z drugiej izoluje się , ucieka w głąb własnych myśli. Szuka sobie miejsca w tym świecie – uporczywie, nieporadnie, ale najważniejsze , że świadomie. Jako jedyna ma tak naprawdę poczucie uwięzienia, dlatego ją ciągnie do góry, na dachy , gdzie często spaceruje. Jest wtedy nad tym światem, góruje nad nim. To tutaj także usłyszy grę na flecie syna jej męża z pierwszego małżeństwa, a właśnie w muzyce ukrywa się jej tęsknota za domem. Przeszłość jednak trzeba zabić, więc mąż pali jej flet, jedyną pamiątkę po jej ojcu .Nie ma powrotu do tamtego świata.


Song Lian jest zwyczajną , młodą dziewczynę , pozbawioną heroicznej natury. Ale to ona wypowie tej rzeczywistości walkę , odnajdzie w sobie siłę - i to kobiecą . Kiedy inne żony mówią do niej: po prostu żyj i staraj się być szczęśliwa , ona coraz bardziej uświadamia sobie, że życie to cierpienie. Jednocześnie jest niedoświadczona i zbyt naiwna. Jej walka naznaczona jest licznymi pomyłkami. Już na początku widzimy , jak nietrafnie w trzeciej żonie widzi swoją główną rywalkę i daje się łatwo zwieść serdeczności drugiej żony. Błąd popełnia też wobec służącej, która będąc jej rówieśniczką , mogła zostać jej sojusznikiem; duma i brak zrozumienia dla marzeń prostej dziewczyny, prowadzą do kary i śmierci . Jak w tragedii greckiej- Song Lian nie chce źle, ale wszystko obraca się przeciwko niej. Źle rozpoznaje rzeczywistość, działa zbyt emocjonalnie i impulsywnie . Ale to także jej atuty, w domostwie , gdzie wszystko jest skrywane, gdzie wszystko jest grą - szczerość i emocjonalność, a przede wszystkim walka o godność , jest zaskakująca i niepojęta. Nie była dla tego świata, musiała więc odejść, a jedyną drogą ucieczki okazało się szaleństwo.


Szaleństwo Song Lian jest jej i zwycięstwem, i porażką . Zwycięstwem dlatego, że szaleństwem bierze odpowiedzialność za popełnione zło. Ale jednocześnie jest ono odmówieniem mężczyźnie władzy nad sobą . Zabójstwo trzeciej żony obnaża całe okrucieństwo i pogardę dla kobiety w tym świecie, ale tylko ona nie akceptuje tego. Jej szaleństwo jest oczywiście też przegraną i czynnikiem tragicznym całej historii . Już na zawsze pozostanie w tym domu, bo stąd nie ma ucieczki. Film kończy przybycie piątej żony. Jest znowu lato, rok zatoczył krąg , jesteśmy w punkcie wyjścia .Nic się nie zmieniło. Śmierć trzeciej żony i szaleństwo czwartej nie tylko nie naruszyło fundamentów tego porządku, ale jeszcze go wzmocniło. Wszak tradycja broni właśnie przed takimi przypadkami. Nic się nie zmieniło. Jedynym śladem przeszłości będzie ta piękna , błąkająca się po dziedzińcu dziewczyna, mamrocząca niezrozumiałe słowa. Lecz jej historia na zawsze stanie się przejmującą i gorzką opowieścią o człowieku i jego losie


-To wszystko to tylko gra. Jeśli grasz dobrze, oszukujesz innych, jeśli grasz źle, oszukujesz tylko siebie. A jeśli nie umiesz oszukać nawet siebie, oszukujesz demony.
-A jaka jest różnica miedzy ludźmi a demonami? Ludzie są demonami