środa, 16 lipca 2008

Happiness


Otchłań szczęścia
- Ja nie śmieję się z ciebie. Ja śmieję się z tobą.
- Ale ja się nie śmieję
Trudno lubić Todda Solondza. Ukazuje nam całą nędzę ludzkiej egzystencji klasy średniej , dotyka najbardziej kontrowersyjnych sfer bytowania człowieczego , a robi to w komediowej formie, każąc nam tych „potworów” lubić .Już wcześniejszym obrazem Welcome to the Dollhause zasłużył sobie na miano skandalisty, ale to właśnie Happinnes zagotowało w głowach Amerykanów. I chyba słusznie. Bo nadal ogląda się ten film z pewnym dyskomfortem
Nominalnym bohaterem są trzy siostry Jordan. Trish – gospodyni domowa , wiodąca szczęśliwe życie matka trójki dzieciaków i żony wziętego psychoterapeuty. Helen - młoda , atrakcyjna pisarka kontrowersyjnych tekstów. W końcu Joy , niemogąca znaleźć partnera nauczycielka. Ta trójka wraz z satelitami w postaci rodziny, znajomych, sąsiadów tworzy Altmanowską mozaikę życia na przedmieściach
Już pierwsza scena rozwiązuje nasze wątpliwości co do tytułu. Joy taktownie informuje przyjaciela o braku zaangażowania emocjonalnego. Oboje zapewniają się , że jest świetnie, problem w tym , ze widzimy w ich oczach smutek i przerażenie. Andy w końcu daje jej prezent, po czym go zaraz zabiera z informacją , ze to dla kobiety , która go kocha, a ona jest gównem. Naprawdę zabawne, ale też sugestywne, co do ironicznej wymowy tytułu, życie bohaterów ze szczęściem nie będzie miało nic wspólnego. Następujące po sobie obrazy to kolejne warianty szczęścia w krzywym zwierciadle. Może wynika to z tego , że Solondz opowiada o ludziach, którzy rzadko goszczą na ekranie; bo są, nudni, przeciętni, mało ciekawi ,co jednak najbardziej znaczące- nie zapewniają dobrego nastroju, ich portret nie krzepi widza. W Ameryce jest bowiem obowiązek bycia szczęśliwym, bohaterowie więc za wszelką cenę próbują wypełnić ten obowiązek. Na przykład Joy próbując znaleźć odpowiedniego partnera życiowego, bowiem bycie samotnym koło trzydziestki jest synonimem przegranej. Joy z punktu widzenia społecznych norm jest typem loosera, osoby , która nic w życiu nie może osiągnąć .Pracuje jako telefonistka, mieszka w domu rodziców, w którym się wychowała, jest niespełnioną artystka , komponuje jakieś piosenki do szuflady, no i nie może znaleźć mężczyzny. Dla rodziny jest nie tylko nieudacznikiem , ale kimś , kto nie ma szansy osiągnięcia czegokolwiek. Trish mówi otwarcie, że jest żałosna i skazana na przegraną .Joy(imię jest oczywiście ironiczne)jest mało asertywna, zbyt ufna , wrażliwa , wystawia się wciąż na kontrę rzeczywistości. Kiedy postanawia coś zmienić w swoim życiu i pomóc biednym jako nauczycielka obcokrajowców, już podczas pierwszego dnia spotyka się z nienawiścią zarówno kolegów , jak i uczniów ,nazwana zostaje łamistrajkiem i śmieciarą . A zamiast miłości w postaci rosyjskiego emigranta, odnajduje w jego mieszkaniu skradzione rzeczy i zapłodnioną przez niego krajankę.
Siostry nią gardzą , bo nic w życiu nie osiągnęła, a wiek i osobowość zamykają jej drogę do szczęścia. One pozornie stoją na przeciwległym brzegu. Helen jest kobietą sukcesu- sławna majętna, ma urodę i atrakcyjnych mężczyzn na pęczki. Ale cały ten świat to politura, powierzchowność i pustka powodują , że nie potrafi się z tego cieszyć , co ma .Znudzona, zmanierowana , afektowana męczy się sama z sobą . Jej zwierzenia :Tak jest ciężko, wszystkie te sukcesy. Jestem już taka zmęczona tym że mnie ciągle podziwiają. Wszyscy ci mężczyźni…:Mam na myśli że wszyscy są tacy piękni, Artystyczne umysły, wspaniały seks zakrawają niemal na absurd. Ale największy ból budzi w niej fakt, że to, co pisze ,nie ma zakorzenienia w jej życiu., że to są jej obce doznania. Pisze o zgwałconych nastolatkach, ale sama nie była zgwałcona, nad czym strasznie ubolewa. Więc kiedy dostaje obsceniczny telefon od nieznajomego, za wszelką cenę chce go poznać , wierząc , ze wyrwie ja z letargu. Problem w tym , że te obraźliwe, wulgarne telefony wykonuje jej zakompleksiony sąsiad, Allen -nudny i mało atrakcyjny. Kiedy więc dochodzi do spotkania, Helen nie potrafi wyjść poza stereotypy, nie chce prawdziwych emocji, stwierdza sucho, że nic z tego nie wyjdzie.
Trish pozornie z nich wszystkich jest najszczęśliwsza. Roześmiana, rozgadana, o wysokim poczuciu zadowolenia, wydaje się być spełniona jako gospodyni domowa i kobieta Te podstawy są jednak kruche. Widać wyraźnie jej rywalizację z Helen o palmę pierwszeństwa w rodzinie, zazdrość , a także niepewność, widoczną choćby w dyskredytowaniu Joy. Stąd jej american dream jest proste i naskórkowe. Lekarstwem na wszystko są leki i jedzenie czerwonego mięsa. Jak nietrwałe i sztuczne jest to szczęście ,okazuje się , kiedy wychodzi na jaw , ze jej mąż jest pedofilem. Nie potrafiła zauważyć nawet dramatu, który rozgrywał się w jej własnym domu
Historie te ,splecione wątkiem rozstających się po czterdziestu latach rodziców sióstr, wysyłającego obrzydliwe telefony Allena i morderczyni stróża, rodzą obraz ludzi zagubionych, wyalienowanych, skrywających w sobie prawdziwe dramaty. Bohaterowie tłamszą w sobie prawdziwe emocje, napiętnowani są frustracjami, depresjami, kompleksami, ułomnościami. Nie radzą sobie z tym. Bill Malpelwood, choć jest psychiatrą , sam chodzi do terapeuty, aby pokonać w sobie pociąg do dzieci. Jego uporczywym , powtarzającym się snem jest wizja sielankowego parku, w którym Bill spokojnie, bez emocji strzela do ludzi z karabinu. W ostatnim śnie na końcu popełnia samobójstwo. Na pytanie psychiatry , jak się z tym czuł, odpowiada, że budzi się szczęśliwy. Problem w tym, że trzeba wrócić do rzeczywistości. .Do udawania , że jest się szczęśliwym .Sam jako psychiatra wysłuchuje zwierzenia zakompleksionego, pozbawionego poczucia wartości Allena Ten wciąż mówi , jaki jest nudny, i widzimy jak słuchający go Bill rzeczywiście się nudzi. I czujemy to też my , widzowie- facet jest naprawdę przeraźliwie nudny. Dlatego nie potrafi komunikować się inaczej niż przez telefon i za pomocą wulgaryzmów.
Bohaterowie nie chcą się jednak przyznać się do tego otwarcie, ukrywając swoje problemy, depresje, pod postacią tytułowego szczęścia. Keep smiling na być antidotum na ich samotność. Dlaczego tak się dzieje? Bo niemal każda próba wyrażenia smutku, kończy się niezrozumieniem.. Co jednak ciekawe, kiedy bohaterowie próbują szukać szczęścia po swojemu, być może w sposób kaleki i nieudolny, ale indywidualny, zostaje to odrzucone. Ci którzy poszukują szczęścia w rodzinie, pieniądzach, karierze są społecznie akceptowani, Natomiast wyjście jakiekolwiek poza te ramy spotyka się ze sprzeciwem.
Solondz pokazuje , że niewielka jest granica między zdrowymi a chorymi, że w dzisiejszym świecie niemal wszyscy cierpią na depresję .Dotyka i odkrywa mroczną stronę niby normalnych ludzi- pedofilia, samobójstwo, zdrada, morderstwo. Mroczną , ale nie demoniczną .Ludzie nadal pozostają ludzcy, zwyczajni, śmieszni, banalni. I to jest chyba najtrudniejsza rzecz do zaakceptowania w filmie Solondza. Są straszni, żałośni, odpychający i na swój sposób sympatyczni. Otyła do granic możliwości Cristina opowiada Allenowi o tym , jak skręciła kark swojemu gwałcicielowi, jak pokroiła go na kawałki i powsadzała do lodówki w foliówkach, jedząc przy tym lody i roniąc łzy. Tak żałosne , że aż śmieszne, jednocześnie jednak niepozbawione dramatyzmu i patosu. Kristina bowiem ,jak mówi ,popełniła zbrodnię z namiętności.
Najwięcej kontrowersji, zresztą niesłusznie, wzbudziła postać pedofila Billa Maplewooda. Z jednej strony widzimy go , jak onanizuje się w samochodzie przy młodzieżowym czasopiśmie, kiedy za oknem widzimy wychodzącą ze sklepu matkę z dziećmi . Ohyda , ale z drugiej strony Bill to dobry mąż i kochający ojciec. Bill, w rewelacyjnej interpretacji Dylana Bakera ,jest postacią wyjątkowo złożoną i trudną do określenia. Daleki zarówno od karykatury , jaki odhumanizowania .Nie tylko dlatego , że potwór usypiający i wykorzystujący kolegów swego syna , próbuje walczyć ze swoimi skłonnościami .i zdaje sobie sprawę z okrucieństwa tego ,co robi. Ale widzimy też autentyczną czułość wobec przyszłej ofiary, kiedy proponuje kanapkę z tuńczykiem, chęć zaimponowania, pewną delikatność , zwłaszcza , że ojciec chłopca to klasyczny faszysta i kretyn . Również w stosunku do syna prezentuje zadziwiającą szczerość i chęć pomocy. Ukoronowaniem tego będzie rozmowa z synem po odkryciu jego zbrodni, gdzie zrewanżuje się synowi szczerością i opowie mu , co zrobił. Scena tak mocna , ze aż niepokojąca . Bo jedyna nadzieja to ucieczka w rozdzierającą prawdę
Bohaterowie Solondza są okropni, groteskowi, ale przecież normalni. Odmieńcy tak, ale nie szaleńcy, dewianci. Scenarzysta i reżyser jednocześnie unika banału i przerysowań .Jednocześnie zbliża nas do tych postaci. Kamera każe nam odczuwać ich fizyczność, słyszymy szept, widzimy pot, przerażenie w oczach. Obserwujemy bohaterów , kiedy się nie kontrolują , kiedy są odsłonięci, nieszczęśliwi -w najbardziej wstydliwych momentach. Większość scen dzieje się we wnętrzach i ma charakter nieco klaustrofobiczny. . to dodatkowy element wzmacniający alienację bohaterów. Jednocześnie jako widzowie jesteśmy w stanie zidentyfikować się z nimi, choć za wszelka cenę tego nie chcemy. Ale widzimy w końcu tylko ludzi rozpaczliwie szukających miłości, a że im nie wychodzi, no cóż .Większości nie wychodzi. Prawdziwe szczęście dla Solondza jest mitem
Pod pozorami normalności u reżysera skrywa się brzydota, pustka, głupota, korupcja umysłowa, obsesja, choroba. Tak jak u Davida Lyncha, z tą różnicą , że mamy u twórcy Happiness znacznie więcej humoru. Bo w zasadzie film można uznać za komedię , tylko że to humor cyniczny, a ironia jest niemal przytłaczająca. Solondz cały czas niemal balansuje na granicy , jest dosadny, prowokujący, miesza patos z grozą i śmiechem. A jednak tej granicy nie przekracza. Bohaterów nie traktuje z pogardą , choć bywa dla nich okrutny, nie demonizuje, jest po prostu szczery.
Hapinnes to dziwny film, specyficzny -naturalistyczny ,ale na krawędzi surrealizmu, śmieszny, ale śmiech co chwila spełza nam z twarzy. To rozpoznawalny język tego reżysera, co ważne- język ,za pomocą którego reżyser dekomponuje standardy amerykańskiego życia. Wnikliwość, prowokacyjność, zwalczanie stereotypów, wycieniowanie charakterów ludzkich, specyficzny humor, bardzo dobre dialogi, no i świetne, jedno z ciekawszych w ostatnim ćwierćwieczu zakończenie. Syn Billa oznajmia całej rodzinie siedzącej przy stole : Miałem wytrysk. Cóż więcej potrzeba do szczęścia ?

Brak komentarzy: