hiobowa zagłada świata
Życie jest cudem czy przekleństwem? Mamy wpływ na swoją egzystencję czy
tylko jesteśmy marionetką w rękach potężniejszych sił? Tak ważne pytania padają
w filmie braci Coen „Poważny człowiek”. Nie po raz pierwszy zresztą. I nie po
raz pierwszy waga pytań nie pozbawiła braci humoru. Tak lubiana przez nich
groteska jest obecna niemal w każdej scenie, nie jest jednak nachalna. Coenowie
tym razem nie szarżują, nie przekraczają granic, nie malują ostrą kreską,
absurd i deformacja mają oprawę nieco skromniejszą, bardziej ascetyczną w
porównaniu z poprzednimi filmami (nie znaczy, iż gorszą ). W tę koncepcję
idealnie wpisuje się swoją grą Michael Stuhlbarg, aktor mało znany, o twarzy
klasycznego przeciętniaka. Niezbyt wyrazisty, stonowany w mimice i ruchach,
czasem jakby nieobecny, zawieszony zostaje między karykaturą a realizmem. Jego
postać, jak i konstrukcja filmowej rzeczywistości podążając w stronę farsy i
satyry, jednocześnie nie zatracają lekkości. A lakoniczność i pewna oszczędność
środków wyrazu wcale nie powodują, iż film nie jest intelektualnie wymagający.
Gęsty od aluzji, jest i poruszający, i śmieszny jednocześnie.
„Poważny człowiek” to
też najbardziej autobiograficzne dzieło braci. Joel i Ethan dorastali w
Minnesocie na przedmieściach Minneapolis, w latach, w których rozgrywa się
akcja filmu. Trudno jednak w głównym bohaterze, Larrym Gopniku, widzieć
któregoś z braci, bardziej chodzi o obraz świata, który ich w młodości otaczał.
Właśnie na przedmieściach Minneapolis w roku 67 żyje profesor fizyki,
uosobienie stabilności i normalności. Bungalow na przedmieściu, dodge na
podjeździe, syn przygotowujący się do bar micwy, uczelnia przymierzająca się do
przyznania mu stałego etatu. Aż nagle zaczynają spadać na niego wszystkie
nieszczęścia naraz.
Larry jest postacią bardzo Coenowską. Mały człowieczek zaplątany w wielkie
sprawy tego świata. Może największe, jeśli przyjmiemy, że po drugiej stronie
barykady stoi sam Bóg. Bo Larry to współczesny Hiob, dotknięty wszelkimi
możliwymi plagami. Jedno nieszczęście sprowadza kolejne. Jak sobie radzi w tej
sytuacji obiekt boskiej sprawiedliwości? Jak na antybohatera przystało. Jest
wycofany, bierny, bezwolny, nie kreuje swojego życia i szybko przechodzi do defensywy.
Nie potrafi albo nie chce się buntować - wszystkie porażki przyjmuje ze
spokojem. Nie otrzymuje jednak nagrody ani za pokorę, ani za cierpliwość. Im
bardziej jest potulny wobec losu, tym intensywniej los go kastruje. Nie tylko
ląduje w motelu z bratem nieudacznikiem, a żona opróżnia mu konto, to jeszcze
wisi nad nim widmo szantażu studenta, któremu postawił ocenę niedostateczną.
Jego brat jest ścigany za hazard i sodomię, on sam w wypadku kasuje samochód, a
na dodatek facet z klubu płytowego ściga go za niezapłacone raty. Los dotyka go
każdy możliwy sposób, podstępnie, niemal złośliwie.
Czy więc życie to spisek przeciwko niemu? Pytanie, które bohater i my
musimy sobie zadać – czy zasłużył? Według niego samego- nie. Jak wielokrotnie
powtarza - jest porządnym człowiekiem, który stara się odpowiednio postępować.
Syn chodzi do szkółki żydowskiej, wobec żony jest zgodny i dobry, w pracy
uczciwy i sumienny. W chwili słabości wyznaje, iż był w kinie na zakazanym
filmie. Jeśli to jest największe przestępstwo moralne, którego się dopuścił, to
musimy się zgodzić, że mamy do czynienia z prawym i bogobojnym człowiekiem,
który unika zła.
Ale choć w filmie padają słowa” Niezrobienie czegoś nie jest złe”, to może
ta apatia i wycofanie są jego grzechem. Widzimy człowieka wyalienowanego, który
zatracił kontakt z rzeczywistością. Stagnacja i bezwolność powodują, że zawsze
staje przed faktem dokonanym. Życie bohaterowi przepływa obok, między palcami,
a inni wokół narzucają mu swój punkt widzenia. Kiedy żona go rzuca , jest
autentycznie zaskoczony, podobnie jak tym, że kochankiem okazuje się jego
przyjaciel. Nie zauważa żadnych pęknięć w swoim świecie. Z dziećmi ma jeszcze
mniejszy kontakt. Na pytanie, co się dzieje, odpowiadają nic i znikają w swoich
pokojach. A dzieje się dużo, bo syn zamiast przygotowywać się do bar micwy, ma
problemy z narkotykami, córka natomiast zbiera pieniądze na operację nosa,
dodajmy żydowskiego. Te pieniądze zresztą kradnie ojcu z portfela. W orbicie
syna Larry pojawia się jedynie wtedy, kiedy trzeba nastawić antenę telewizyjną.
Jest jeszcze jeden domownik, nieszczęsny brat okupujący wciąż łazienkę ze
względu na opróżnianie swojej torbieli. Problemu „lokatora” też nie potrafi
załatwić.
Dlaczego? Czy to oznaka lenistwa, zmęczenia życiem. Może kryzys wieku
średniego, a może charakterologiczny brak przebojowości. Nie znamy jego
przeszłości, trudno więc dociec, skąd taka postawa. Wydaje się jednak, że
najbardziej prawdopodobne jest przyjęcie przez niego filozofii minimalistycznej.
Świat Gopnika jest ciasny, ograniczony. A tym, co go więzi, jest bez wątpienia
tradycja. Skostniałe ramy jego pochodzenia żydowskiego wyznaczają granice jego
pragnień i działań. Tradycja, która jest pusta i martwa dla niego, ale i chyba
też dla współczesnego mu świata. Więzi go również moralność. Moralność rozumiana jednak
nie jako uczciwość, co zaniechanie. Unikanie pokus, a nie ich zwalczanie - to
domena Gopnika. Wydaje się, że przeszedł przez życie, patrząc w dół, skupiając
się na tym, co nieistotne. Kiedy więc w pewnym momencie wejdzie na dach, dozna
iluminacji. Świat staje przed nim otworem, świat, z którego cały czas
rezygnował. Widok nago opalającej się sąsiadki wprawi go w zachwyt. Ale ta
banalna przyjemność pozwala dojrzeć jego świadomości, iż świat z góry wygląda
inaczej, jest piękniejszy. I że jest na wyciągnięcie ręki. Problem w tym, iż
wcześniej tego nie zrobił. To takie Kafkowskie- za pustkę egzystencji,
banalność trzeba zapłacić. Może więc Larry płaci pasmem nieszczęść za
egzystencjalną miałkość?
Ale też Kafkowskie może być poczucie absurdu egzystencji. Larry wydaje się
bardziej ofiarą losu, Boga czy jakiejś potężnej siłyMoże go ścigają, jak
mitycznych bohaterów, grzechy przodków? Takie rozwiązanie podsuwa prolog filmu,
który rozgrywa się w gdzieś we wschodniej Polsce w XIX wieku. Żyd wchodzi do
chaty i oznajmia żonie, że podczas podróży odpadło mu koło od powozu. Na
szczęście, mimo późnej pogody i opuszczonej drogi, pomógł mu słynny rabin.
Pełen wdzięczności Żyd zaprosił rabina do domu na miskę zupy. Żona twierdzi
jednak, że rabin od dawna nie żyje i tym samym zaprosił do domu dybuka; w
konsekwencji wbija rabinowi w serce szpikulec do lodu. Kiedy słaniając się na
nogach rabin wychodzi, stwierdza, że są przeklęci. Możemy założyć, iż Larry jest
potomkiem tamtej pary i ponosi konsekwencje ich działań, samemu pozostając
niewinnym. Ale wtedy i tak stajemy przed pytaniem o naturze niemal
ontologicznej: Co prześladuje Larrego: Mityczny dybuk za pozbycie się go z
domu, czy Bóg za zabicie żywego człowieka? Bowiem XIX-wieczna historia nie
rozstrzyga, czy to był zły duch czy żywa istota. Pokazuje też w sposób prosty
dwie drogi dochodzenia do prawdy- racjonalną i mistyczną, nie rozstrzygając,
która jest właściwa.
I Larry posmakuje obu w dochodzeniu swoich racji. Jak biblijny Hiob, choć
się nie buntuje, zadaje odwieczne pytanie - dlaczego? Przecież jest poważnym,
uczciwym człowiekiem. Co ciekawe, choć jest dzieckiem oświecenia, pomocy,
wsparcia szuka w świecie religii. Niemal automatycznie włącza się jego
pochodzenie żydowskie i postanawia odwołać się do wiary i mądrości przodków.
Odwiedza po kolei trzech rabinów. Pierwszy, najmłodszy, oferuje mu stek
banałów, drugi spławia go powtarzaną wszystkim tą samą historią bez morału,
trzeci, najmądrzejszy, nawet go nie przyjmuje. Wszyscy sprawiają wrażenie
bardzo mądrych, ich słowa( lub milczenie) tchną metaforycznym, symbolicznym
sensem, a atmosfera wydaje się podniosła i mistyczna. W rzeczywistości Larry
dotyka tylko pustki. Cała tradycja żydowska okazuje się pusta jak wydmuszka.
Satyryczne żądło, niepozbawione złośliwości, uderza w to wszystko, co zwiemy
tożsamością narodu wybranego. Nuda, frazes, przerost formy nad treścią, a
przede wszystkim nieżyciowość, obojętność na człowieka – to da zaoferowania ma
religią, bo nie zawężałbym tego tylko do judaizmu. Cały mistycyzm zostaje
wielokrotnie wykpiony tak jak w scenach z rabinami. Ale najcelniejszy cios
zadają bracia sceną bar micwy syna. Zestresowany nie jest w stanie przeczytać
wskazanego mu ustępu. Iluminacji dostąpi dzięki marihuanie- to narkotyk ułoży
wszystko w logiczną całość i pozwoli przekroczy granicę dorosłości
Jak wspomniałem, bracia idą jednak dalej. Religijna peregrynacja Gopnika
obrazuje egzystencjalną prawdę o świecie. Jak u bohaterów Kafki, tak i jego
poszukiwania sensu istnienia, wyjaśnienia, co się z nim dzieje i co może on
zrobić, to podróż niekończącym się korytarzem z zamkniętymi drzwiami. Bóg zsyła
nam pytania, ale nigdy na nie odpowiada. Im więcej pytań, tym więcej
wątpliwości. Larry więc zamiast zbliżać się do odpowiedzi, czuje się coraz
bardziej zagubiony. Zamiast zrozumienia jest narastające poczucie bezsensu.
Zaczyna rozumieć, że nie ma sprawiedliwości, logiki, porządku. Zawodzi nie
tylko religia, zawodzi także rozum. Choć Larry jest wyznawcą teorii, że
przyczyna rodzi skutek, swoich uczniów uczy zupełnie czegoś innego. Nie potrafi
zaakceptować świadomości, iż on i my wszyscy żyjemy w świecie, w którym
jednocześnie jesteśmy i nas nie ma. Światem rządzi paradoks – tak jak w
przypadku kota Schroedingera. Jeden z twórców
mechaniki kwantowej, Edwin Schroedinger, zaproponował teoretyczny eksperyment z
kotem w pułapce. Podstawą paradoksu jest stworzenie sytuacji, w której
żywy kot zostaje zamknięty w pudle, a my nie mamy możliwości jego obserwacji.
Jednocześnie w pudle znajduje się urządzenie wydzielające trujący gaz, źródło
promieniowania emitujące co jakiś czas radioaktywną cząstką i licznik Geigera. Jeśli licznik
zarejestruje promieniowanie, urządzenie wydzielające trujący gaz zabije kota. Jeśli
licznik nie zarejestruje promieniowania, kot przeżyje. Dopóki nie otworzymy
pudełka, możemy założyć pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, iż kot miał równe szanse
zginąć lub pozostać przy życiu; i od jakiegoś czasu spoczywa w pudełku albo
martwy, albo żywy. I dopóki nie zobaczymy, kot jest jednocześnie i taki, i
taki. Choć większość osobników ludzkich nigdy nie słyszała o tym eksperymencie,
z powodzeniem stosuje ten paradoks w swoim życiu. A najbardziej sam Larry Tutaj
można być jednocześnie przyjacielem i wrogiem jak w przypadku Sly’a, można być
Żydem, nie będąc nim, można szantażować nauczyciela za wzięcie łapówki, choć
jej się nie wręczyło. Wszystko jest wewnętrzną sprzecznością. Widać to już w
prologu, gdzie wybawienie i przekleństwo to w końcu to samo. I w zasadzie
wszystko zależy od naszego punktu widzenia i naszej interpretacji.
Larry jest więc
winny i niewinny jednocześnie. Bo światem rządzi chaos, który tworzy ład. Tak
jest w przypadku brata Larry’ego. Geniusz i zboczeniec w jednej osobie. Pracuje
on nad Mentaculusem, mapą sensu świata, a jednocześnie jest zupełnie
nieprzystosowany do świata. Albo w jego zeszycie znajduje się odpowiedź na
wszystkie zagadki świata, albo to tylko bełkot nieudacznika i zboczeńca. Postać
brata tchnie obsesją i szaleństwem, a jego obliczenia matematyczne póki co
zostają zastosowane przy grze w karty. Jest rozpięty między wielkością i
trywialnością, odstręczająco żałosny, z drugiej strony- rozczulająco
błyskotliwy.
Czy w takim świecie da się dokonać wyboru. Tak, tylko- jak wspomniałem –
jest to wybór pozorny, bo cokolwiek zrobimy- i tak stoimy na przegranej
pozycji. Jak w prologu, do którego znów warto wrócić. Jeśli rabin był dybukiem,
będzie nas ścigał w nieskończoność, jeśli żywym człowiekiem, małżeństwo ma na
sumieniu zabójstwo człowieka. Każda droga prowadzi do zagłady. Idealnie oddają
to sny bohatera, w których bohater podejmuje działania, bawi się w konstruktora
swego życia. Finał zawsze zamienia się koszmar. Świat pozbawiony jest sensu,
ale ten sens próbujemy mu nadać przez odczytywanie znaków. Tylko że je możemy
interpretować jak chcemy. Takie jest też zakończenie filmu. Niejednoznaczne.
Jeśli przyjmiemy racjonalną wizję świata, uznamy, że zbliżające się tornado w
finale jest sygnałem boskiego gniewu za przestępstwo moralne, jakiego dopuścił
się Larry zmieniając ocenę. Ale przecież wcześniej nie zrobił nic złego, a i
tak Bóg czy cokolwiek innego obdarowywało go wszystkim co najgorsze. Wcześniej
była kara za bierność, a teraz za działanie? A może to tylko ironia losu- kiedy
uwierzyliśmy, że wszystko wraca do normy, że Larry może pokonać swoje
przeznaczenie, to los przypomniał mu, kto tak naprawdę rządzi. Zbliżające się
tornado zwiastuje apokaliptyczną zagładę nie tylko świata Gopnika, ale i nas
samych. Oczywiście nie w sensie dosłownym, ale egzystencjalnym. Widzimy małą,
dychawiczną flagę amerykańska, którą niemal rozrywa pojawiający się wiatr, i
żydowskiego nauczyciela, który nie może znaleźć klucza do piwnicy, gdzie
uczniowie mają się schronić przed żywiołem. Amerykański sen o potędze
cywilizacyjnej zostaje tak samo skompromitowany jak religia. Wobec tornada,
cokolwiek ono symbolizuje, i rozum, i wiara są równie bezradne. Co pozostaje? Może miłość, bo cała mądrość świata zostaje zamknięta w piosence Jefferson Airplane Somebody to Love:
Kiedy prawda okazuje się
Być
kłamstwem
I cała radość
Wewnątrz ciebie umiera
Czy
nie chcesz kogoś do kochania?
Czy nie potrzebujesz kogoś do
kochania?
Czy nie kochałbyś kogoś do kochania?
Lepiej
znajdź kogoś do kochania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz