środa, 13 maja 2015

Czarny łabędź


BALETOWA PSYCHOMACHIA






Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Aronofskym. Łódź, kino Polonia, sala kameralna , pierwszy rząd, no i film Pi. Pamiętam też pierwsze pięć minut. Czarno- białe zdjęcia w połączeniu z muzyka Clinta Mansella uderzyły z taką intensywnością, że poczułem, iż to doznanie nie będzie łatwe. Mocne, potężne , rozrywające bebechy kino. Oglądając Czarnego Łabędzia przypomniałem sobie tamte odczucia, tamtą siłę oddziaływania. Tutaj jednak drenaż emocjonalny odbywa się nieco inaczej. O ile Pi atakowało od razu, a potem następowała tylko zmiana tempa, tutaj reżyser dociera do naszego wnętrza powoli systematycznie, małymi krokami budując napięcie. Przypomina to rolecaster, który zaczyna przyśpieszać- pozostaje zamknąć oczy i krzyczeć. I choć koniec jazdy przynosi w końcu ulgę ,jednocześnie czujemy jakbyśmy wypluli siebie na zewnątrz. Powinienem doprecyzować, że ja czuję , bo niektórzy tę jazdę prześpią . Ale to nie mój problem, mnie trudno było wstać z fotela po seansie

W warstwie fabularnej – jak zwykle u Aronofskiego- da się film dość łatwo opowiedzieć. Baletnica stara się o główną rolę królowej łabędzi w nowej wersji "Jeziora łabędziego". Wymagający reżyser poszukuje tancerki, która jednak idealnie odegra dwie silnie kontrastujące ze sobą role. O ile Nina jest najlepszą kandydatką do odegrania partii białego łabędzia, tak nie może osiągnąć poszukiwanego przez reżysera efektu, esencji tytułowego czarnego łabędzia. Banalnie proste, ale jak opowiedziane

W filmie ważna jest każda scena, która precyzyjnie buduje świat przedstawiony i jego główną bohaterkę. Zobaczmy początek. Obraz rozpoczyna mglista sekwencja tańca. Odziana w białe światło Nina znajduje się w środku ciemnej przestrzeni. Jako Królowa Łabędzi wydaje się osaczona przez demoniczną postać. To jednak tylko sen, nieco surrealistyczna projekcja marzeń bohaterki. Przebudzenie Niny kamera ukazuje przez pryzmat ciała. To scena rozciągania kończyn, napinania szyi i trzeszczących kości. W końcu ćwiczenie przed lustrem i grejpfrut na śniadanie. Bolesna, rygorystyczna rzeczywistość miesza się z miękką, poetycką iluzją. To zderzenie dwóch rzeczywistości tworzy idealne otwarcie, niemal uwerturę. Prolog określa strukturę filmu, zarówno formalną, jak i treściową .Aronofsky buduje bowiem swoje dzieło na połączeniu poetyki onirycznej i realistycznej. Wizyjność i intensywność plastyczna Requiem dla snu zespolona zostaje z minimalizmem i prostotą Zapaśnika. Ta sprzeczność portretowania świata wpisuje się w problematykę filmu. Aronofsky z jednej strony wchodzi w hermetyczny, odmienny świat baletu, nie uciekając od scen, które tworzą koloryt i specyfikę tego środowiska. Ukazuje balet zarówno przez terror ciała tancerek, zakulisowe rozgrywki, jak i sam taniec. Ucieka jednak od pokazania baletu jako spektaklu barw, ruchu i dźwięku, a kręcenie kamerą oddaje wiarygodność portretu tego światka.

Jednak Aronofsky przekracza granice gatunku, nie interesuje go penetracja, wiwisekcja środowiska. Realistyczną rzeczywistość systematycznie przenika świat psychiki bohaterki. Realność delikatnie zaczyna się odkształcać, prawdziwość świata zanikać wraz z pęknięciami osobowości Niny. Te pęknięcia tożsamości pokazane są jednak przez najbardziej prozaiczne szczegóły życia. W świat psychiki Niny wchodzimy więc bardzo powoli i subtelnie, bez wizualnych szarż. Systematycznie jednak świat wyobrażeń Niny zaczyna pochłaniać otaczającą rzeczywistość. Reżyser zaciera granice tak, że nie tylko bohaterka, ale my sami nie wiemy, czy jestem w środku czy na zewnątrz Niny

Zabieg formalny rozwarstwienia rzeczywistości idealnie współgra z tematem filmu. Oczywiście można się zgodzić z formułą, która przylgnęła do Czarnego łabędzia- psychologiczny thriller, ale Aronofski poszerza to pojęcie tematami znanym ze swoich wcześniejszych filmów. Nina bowiem obsesyjnie, rozpaczliwie chce być perfekcyjna. I o tym jest film- o obłędzie perfekcji, o szaleństwie doskonałości. Tak jak bohaterowie Pi czy Źródła, Nina dąży do przekroczenia barier ludzkich, do maksymalizmu. Już sam balet kojarzy się z łamaniem ciała, dekonstrukcją materii. A taniec jest swoistym zaprzeczeniem grawitacji, kwintesencją lekkości, majestatyczności, oderwania od ziemi Nina chce wznieść się jeszcze wyżej. To kolejna wersja ikaryjskiego mitu. 

Aby wznieść się na sam szczyt, Nina zredukowała całe swoje życie do tańca, podporządkowała mu wszystko. Zamknięta w kieracie wielogodzinnych ćwiczeń i życia z despotyczną matką, oczekuje na swój moment. Szansą na dotknięcie doskonałości staje się główna rola w balecie Jezioro łabędzie. Ale choreograf Thomas tłumaczy jej, że ideał to nie tylko wyrachowanie, ale też wyjście poza ramy, puszczenie wodzy fantazji. Musi złamać nie tylko granice swojego ciała, ale i psyche. Jako biały łabędź jest idealna, zwiewna, lekka, delikatna, czysta. Ale nie potrafi wyzwolić w sobie emocji, namiętności, pasji, by zagrać czarnego łabędzia. Aby tego dokonać, musi zburzyć swój bezpieczny, przytulny świat stabilizacji i harmonii. Musi powołać do życia swojego sobowtóra.

Motyw sobowtóra jest kluczowy w całym filmie. U podstaw scenariusza w końcu stał utwór Dostojewskiego właśnie pod tytułem Sobowtór.U Aronofskiego funkcjonuje on na dwóch płaszczyznach. Reżyser Źródła wykorzystuje bowiem – stosowaną zresztą u autora „Zbrodni i kary”- technikę luster. Główna bohaterka przegląda się jakby w innych postaciach, są one jej odbiciem, alternatywną wersją, projekcją osobowości. Matka to Nina, której się nie udało odnieść sukcesu. Samotna, zgorzkniała, żyjąca w sferze mitu i rekompensująca swoją porażkę sukcesami córki. Primabalerina Beth to wersja Niny, która osiągnęła sukces, jednak ze względu na wiek musi ustąpić młodszej rywalce. Nina podziwia Beth, stara się jej dorównać, stać nią ,co symbolicznie czyni, kradnąc jej kosmetyki. Najciekawszą wersją sobowtóra jest Lily, młoda tancerka, która rywalizuje z Niną o rolę. Jest ona odwróconą osobowością Niny, tym, czego Nina się boi w sobie. Lily jest charyzmatyczna, ma energię, erotyczny powab

Ninie wydaje się ,że Lily ją prześladuje i jest dla niej zagrożeniem. Pierwszy raz widzi ją, kiedy udaje się na najważniejsze przesłuchanie. To tak jakby jej wyobraźnia powoła ją do życia, co potwierdza scena, w której spóźnienie Lily przerywa jej taniec czarnego łabędzia i niszczy szansę na główną rolę. Wroga istota zagrażająca jej marzeniu, ale raczej upostaciowanie lęku Niny, jej strachu przed rolą zmysłowej, mrocznej bohaterki. Lily pojawia się w trudnych momentach, raz jest wroga, raz przyjacielska. Nina boi się jej, bo boi się siebie, z drugiej strony pociąga ją i wydaje się niezbędna do jej przemiany. To ona umożliwia Ninie otworzyć się, poznać smak życia, zobaczyć w sobie energię i moc emocji.

Rewelacyjnie skonstruowana i znakomicie zagrana prze Milę Kunis Lily jest postacią na pograniczu realności i fantasmagorii, choć rzeczywista, wydaje się być wytworem psychiki Niny. Stosunek bohaterki do niej jest ambiwalentny i sprzeczny, co jest logiczne, biorąc pod uwagę wpisanie tej postaci w strukturę sobowtóra. Ma on z jednej strony odciążyć psychikę, z drugiej strony zagraża Ninie rozbiciem osobowości.Zresztą wszystkie kobiety wokół Niny są na przemian wrogie i bliskie, z jednej strony są katami, z drugiej - ofiarami. Budzą strach i współczucie. Matka jest opresyjna, toksycznie zaborcza, więzi w jakiś sposób córkę i ją uzależnia od siebie. Jednocześnie jednak ją chroni, widząc, że ta rola ją niszczy. W finale jej wzruszenie i miłość zawarte w spojrzeniu, kiedy córka tańczy na scenie, wydają się autentyczne. Natomiast Beth choć ją atakuje, widząc w niej rywalkę, jednocześnie jakby ostrzega przed Thomasem, który wykorzystuje tancerki; jest swoistym ostrzeżeniem przed całkowitym oddaniem się pasji – genialna, znajdująca się na wyżynach tancerka kończy jako sfrustrowana pijaczka i kaleka. Beth i matka, choć biegunowo odmienne, pokazują, jaką cenę może Nina zapłacić za swoje marzenia. Zarówno za te niezrealizowane, jak i spełnione. I wszystkie kobiety są na swój sposób Niną, stąd w którymś momencie przyjmują jej twarz. Postacie przenikają się nawzajem, zamieniają osobowościami. Nina w dążeniu do doskonałości musi swoje lustrzane odbicia poznać, okiełznać, pochłonąć. Stać się nimi.

I tu mamy drugą płaszczyznę funkcjonowania sobowtóra. Tak jak biały łabędź ma swój odpowiednik- czarnego łabędzia, tak Nina ma swoją mroczną siostrę, symbolizującą tę część osobowości, którą głęboko ukryła przed samą sobą. Oczywiście Nina zmaga się ze swoją naturą, boi się jej, ale podświadomie uwalnia ją z siebie. Aronofsky sugestywnie ukazuje ten proces, wykorzystując motyw luster. Rozbita rzeczywistość, odchylenia kąta widzenia, przesunięcia granic- wszystko to oddaje schizofreniczną osobowość baletnicy. Bo Nina powoli traci kontrolę nad swoim światem. Cały ten proces jest niezbędny jednak, by zagrać rolę swojego życia. Musi wydobyć z siebie emocje, które dotychczas były tłamszone. Wyzwolenie jest bardzo bolesne, przemiana to cielesne przepoczwarzanie, zrywanie więzów, przełamywanie granic własnego ja, co zobrazowane jest okaleczeniem ciała, rozdrapywaną skórą, krwawiącymi paznokciami, trudnością w oddychaniu. Ciało to ograniczenie, to balast dla sfery duchowej, by być doskonałym, ciało trzeba odrzucić, zabić. Matka próbuje powstrzymać córkę, ograniczając jej przestrzeń, zamykając w klatce i sprowadzając do roli małej księżniczki. Prosta, ale sugestywna scena obcinania paznokci to nie tylko ubezwłasnowolnienie córki, ale symboliczne okiełznanie jej dzikości, zmysłowości, drapieżności. To niemal tortura, gwałt na ciele i osobowości Niny. Ale dziewczyna dojrzewając do roli łabędzia, buntuje się przeciw dotychczasowemu życiu i osobowości jej narzuconej. U Niny rodzi się złość, gniew, zazdrość, pożądanie, pasja. Aż w końcu jej tożsamość rozdziela się na czarnego i białego łabędzia, wciąż zamieszkując jedno ciało. 

Akt przemiany dokonuje się podczas premiery baletu. W czasie przerwy Nina zabija Lilly, gdyż już nie potrzebuje swego sobowtóra. Odnalazła swe mroczne ja. W tańcu otwiera się, oczyszcza się z lęków, staje się silna, dzika, nieokiełznana. Staje się czarnym łabędziem. I symbolicznie, i niemal dosłownie - kiedy wiruje na scenie, wyrastają jej skrzydła, słyszymy niemal szelest piór, szum skrzydeł. Pozostaje już tylko lot. I lot nastąpi – w zakończeniu przedstawienia. W prostej, ale świetnie pomyślanej scenie finałowej Nina zrzuca się z wysokości na materac. Spadając, w rzeczywistości unosi się. Unosząc się, spada. Ikaryjskie przekroczenie granic ludzkich dopełniło się. Nina goniąc za niemożliwym, doprowadza się do destrukcji. Ale doskonałość u Aronofskiego zawsze nosi znamiona klęski. By osiągnąć pełnię, trzeba zniszczyć siebie. Tak jak w Pi – trzeba zabić swoją ograniczoną powłokę. Paradoksalnie - chcąc osiągnąć triumf, trzeba ponieść klęskę .Finału nie odczytywałbym jednak jako pesymistycznego. Aronofski pokazuje, jaką trzeba zapłacić cenę za absolut. Zawsze za wysoką. Ale czy to znaczy, że nie warto. Twarz Niny w końcowej scenie przeczy temu. Czarny i biały łabędź połączyły się w jedność, dopełniły się. Nina odnalazła siebie, zrozumiała, kim jest. Dotknęła szczytu, dotknęła doskonałości, sama stała się doskonałością, poczuła coś, co innym jest niedostępne. Intensywność emocjonalna sprawiła, że poczuła jakby ta chwila była ostatnia w jej życiu… i dla niej może być ona ostatnia .

Dążenie do doskonałości reżyser ukazuje nie tylko na płaszczyźnie sztuki, film możemy bowiem odczytać jako opowieść o dochodzeniu do kobiecości. Nina to mała dziewczynka zamknięta w ciele kobiety. Konstrukcja przestrzeni jej pokoju idealnie oddaje świat dzieciństwa. Ciepłe, pastelowe barwy, z dominacją różu. Pokój, wypełniony pluszakami, które dają poczucie harmonii i bezpieczeństwa, zamyka przestrzeń przed złowieszczą rzeczywistością. Na noc kołysanka z pozytywki i kołdra szczelnie otulająca ciało. A wokół wszechwładna matka, troskliwa i opiekuńcza, która swoją inwigilacją jeszcze bardziej zacieśnia jej rzeczywistość.Świat Niny jest uporządkowany, czysty, harmonijny, pozbawiony niemal wszystkiego, co nie wiąże się z tańcem. Dziewczyna nie pali, nie pije, nie wychodzi z domu, nie ma chłopaka ani znajomych, nie ogląda telewizji, nie używa komputera. Jej problemem jest ,że żyje poza swoim ciałem, nieświadoma swej zmysłowości. Ciało jest tylko narzędziem potrzebnym do tańca. Stąd seksualność jest postrzegana przez nią jako niebezpieczeństwo, przemoc, źródło destrukcji. Za tłumienie erotyczności Niny bez wątpienia odpowiedzialna jest matka. Psychologizm Aronofskiego nie jest jednak nachalny, reżyser niczego nie podaje wprost. Możemy się jednak domyśleć, że matka projektuje na córkę swoje negatywne doświadczenia z mężczyznami. Paradoks polega na tym, że Nina jest efektem tym negatywnych kontaktów. Ale jej narodziny zniszczyły- przynajmniej w mniemaniu matki – karierę tancerki. Oczywiste więc, że z jednej strony chce uchronić córkę przed swoimi błędami, z drugiej chce zachować ja dla siebie. Emocjonalny szantaż, uzależnienie, nadopiekuńczość odcinają Ninę całkowicie od realnego świata.

Ale sama Nina, kiedy ją poznajemy, nie wydaje się buntować przeciw temu. Jest w niej zakodowane wewnętrzne przekonanie, że wielka sztuka ma charakter duchowy, że wielki tancerz musi być nieskazitelny, czysty w sprawach ziemskich. To romantyczne wyobrażenie artysty staje się narzędziem opresji wobec własnego ciała i seksualności. Stłamszenie kobiecości, naiwność emocjonalna są jednak przeszkodą do zatańczenie obu ról w baletowym spektaklu. Choreograf chcąc ją wydobyć z kokonu schematyczności i zasad, każe w ramach pracy domowej dotykać się w celach erotycznych. To coś więcej niż tylko rozbudzenie zmysłów, to poznanie swego ciała, jego granic, bo trzeba je znać, jeśli chce się je przekroczyć, poczuć coś więcej, odkryć w sobie to coś.
Bohaterka ma bowiem instynkt seksualny. Idzie przecież do Thomasa walczyć o rolę uzbrojona w czerwoną szminkę – ukradzioną zresztą Beth, muzie Thomasa. Problem w tym, że boi się mężczyzn, a raczej nie zna ich i nie wie, jak się zachować. Stąd na pocałunek reżysera reaguje ugryzieniem. Jak mała dziewczynka. Ale to ugryzienie świadczy też o tym, iż Nina skrywa siłę seksualną. Budzenie się zmysłów nabiera charakteru dramatycznego, staje się doznaniem bolesnym, na granicy tortury. Nina zmaga się z nim, walczy. Bo dojrzeć i dorosnąć, to stać się jak matka i Beth. A to oznacza nie tylko być starym, to znaczy być przegranym, skończonym, odtrąconym. Nina zdaje sobie sprawę, że choć matka mitologizuje swój talent artystyczny, to przestała tańczyć po jej urodzeniu. Dorosłość w jej oczach to zdeformowane ciało i niewydolność fizyczna, które niszczą w kobiecie artystkę Ciało zawodzi, zdradza. To w usta Beth, podstarzałej tancerki, naznaczonej dodatkowo kalectwem, wkłada słowa, których panicznie się boi: Jestem niczym. Jest więc w zachowaniu Niny naturalny strach przed dorośnięciem, próba zatrzymania czasu. Potrzebna jest jej świadomość, iż jeszcze może a sięgnąć po marzenie, że wciąż się wznosi, a nie opada.

Świat baletu jest pod tym względem bezlitosny. Ninę wciąż dręczy strach przed klęską, słabością, a więc i fizycznością. Dziewczynie seksualność kojarzy się z przemocą , bólem, wstydem, wizją zmieniającego się ciała. Stąd silnie obecny motyw krwi. W tym duchu można też zinterpretować drapanie się Niny po plecach. Jako sposób na wyładowanie frustracji erotycznej, zwłaszcza że matkę ten fakt wprowadza w panikę. I choć Nina się miota, widzimy, że dojrzewa jako kobieta. Naturalną konsekwencją takiego myślenia jest scena miłosnego zbliżenia z Lily. Po pierwsze jest ona kobietą, po drugie jest jej lustrzanym odbiciem. To jakby pomost prowadzący do uwodzenia mężczyzn. I choć cała scena jest tylko marzeniem Niny, otwiera jej możliwość odrzucenia niewinności dziewczynki. Bunt przeciw matce, chęć wyprowadzenia się, wyrzucenie maskotek to zewnętrzne przejawy tej przemiany. Ważniejsza stanie się konfrontacja z matką i Beth. Wyzwolenie się spod ich wpływu pozwala jej uwierzyć w swoją siłę, to, że może już sama kreować swoje życie, nie potrzebuje opiekuna ani mentora. Ostateczna batalia to spektakl. Czy wbicie sobie kawałka szkła to próba zamordowania w sobie małej dziewczynki, czy po prostu ostateczny gest rzeźbienia siebie jako kobiety? Jedno jest pewne – powrotu nie ma. Dojrzewanie według Aronofskiego to traumatyczne, bolesne, destrukcyjne doświadczenie. Ale niekoniecznie negatywne. W finale- jak wiemy- Nina jest szczęśliwa, osiągnęła doskonałość. Bo wszystko jest częścią procesu tworzenia, również niszczenie.

Czy o dochodzeniu do kobiecości myślała Natalie Portman, nazywając film feministycznym? Być może. Wszak świat Czarnego łabędzia to świat kobiet. Jedynym mężczyzną jest Thomas, choreograf. A jego rola też nie jest w filmie jednoznaczna. Czy to umiejętny obserwator i psycholog, genialny kreator, artysta umiejący wydobyć z kobiet to, co najcenniejsze, czy cyniczny manipulator wykorzystujący swoje tancerki? Odpowiedź nie jest łatwa. Niezależnie jednak od roli Thomasa, to Nina musi zmagać się sama ze sobą, musi znaleźć swoją tożsamość, swoje ja. A Nina to Natalie Portman. To jedna z najwspanialszych ról kobiecych ostatnich lat, perfekcyjna, powalająca. Portman jest cały czas w centrum, niemal nie spuszczamy z niej oka. I nie można oderwać od niej wzroku. Dzięki jej grze możemy niemal wejść do jej wnętrza, zobaczyć każdą emocję, bez jednoczesnego dopowiedzenia. Jest równie przekonywująca jako krucha, zalękniona dziewczyna, trochę nie z tego świata, jak i mroczna, demoniczna kobieta, zdolna do wszystkiego. Wspaniale też oddaje przemianę, subtelnie rysuje długo tłumione uczucia i pragnienia. Jej gra jest pełna niuansów, a jednocześnie niezwykle sugestywna i gorączkowa.

Całość to oszałamiający, gęsty, intrygujący obraz, wizualnie dopracowany w najmniejszym szczególe. Zawsze uwielbiałem Aronofskiego za wyobraźnię, mroczną i poetycką jednocześnie wizję świata. Aronofsky i jego przyboczny operator Matthew Libbatique zawsze potrafili świetnie opowiadać obrazami. Ale najważniejsze jest to, że jak w pozostałych filmach, potrafił Aronofsky doskonale dobrać sposób opowiadania do historii. Czarny łabędź to przejmujące studium obłędu, pokazane w sposób logiczny i niebanalny. Oczywiście pojawią się zarzuty o oczywistość symboliki, o nadużywanie pewnych efektów, ale zasadzie żadna scena nie jest zbędna. Skondensowana kompozycja, podkreślona jest jak zwykle perfekcyjnie muzyką, kolorem, odpowiednim katem kamery. Film jest spójny, doskonale dopracowany, inteligentnie skonstruowany. Wiele elementów w nim zasługuje na podziw. Filmy powinny zachwycać i ten zachwyca .Jest wielowarstwowy, piękny i wstrząsający jednocześnie. To emocjonalna śruba, zwłaszcza jeśli założymy, iż spektakl Jeziora Łabędziego odbył się tylko w umyśle Niny. A tego wykluczyć nie można. I dlatego film Aronofsky’ego autentycznie zachwyca

Brak komentarzy: