BALETOWA PSYCHOMACHIA
Pamiętam
moje pierwsze spotkanie z Aronofskym. Łódź, kino Polonia, sala kameralna ,
pierwszy rząd, no i film Pi. Pamiętam też pierwsze pięć minut.
Czarno- białe zdjęcia w połączeniu z muzyka Clinta Mansella uderzyły z taką
intensywnością, że poczułem, iż to doznanie nie będzie łatwe. Mocne, potężne ,
rozrywające bebechy kino. Oglądając Czarnego Łabędzia przypomniałem
sobie tamte odczucia, tamtą siłę oddziaływania. Tutaj jednak drenaż emocjonalny
odbywa się nieco inaczej. O ile Pi atakowało od razu, a potem
następowała tylko zmiana tempa, tutaj reżyser dociera do naszego wnętrza powoli
systematycznie, małymi krokami budując napięcie. Przypomina to rolecaster,
który zaczyna przyśpieszać- pozostaje zamknąć oczy i krzyczeć. I choć koniec
jazdy przynosi w końcu ulgę ,jednocześnie czujemy jakbyśmy wypluli siebie na
zewnątrz. Powinienem doprecyzować, że ja czuję , bo niektórzy tę jazdę prześpią
. Ale to nie mój problem, mnie trudno było wstać z fotela po seansie
W
warstwie fabularnej – jak zwykle u Aronofskiego- da się film dość łatwo
opowiedzieć. Baletnica stara się o główną rolę królowej łabędzi w nowej wersji
"Jeziora łabędziego". Wymagający reżyser poszukuje tancerki, która jednak
idealnie odegra dwie silnie kontrastujące ze sobą role. O ile Nina jest
najlepszą kandydatką do odegrania partii białego łabędzia, tak nie może
osiągnąć poszukiwanego przez reżysera efektu, esencji tytułowego czarnego
łabędzia. Banalnie proste, ale jak opowiedziane
W
filmie ważna jest każda scena, która precyzyjnie buduje świat przedstawiony i
jego główną bohaterkę. Zobaczmy początek. Obraz rozpoczyna mglista sekwencja
tańca. Odziana w białe światło Nina znajduje się w środku ciemnej przestrzeni.
Jako Królowa Łabędzi wydaje się osaczona przez demoniczną postać. To jednak
tylko sen, nieco surrealistyczna projekcja marzeń bohaterki. Przebudzenie Niny
kamera ukazuje przez pryzmat ciała. To scena rozciągania kończyn, napinania
szyi i trzeszczących kości. W końcu ćwiczenie przed lustrem i grejpfrut na
śniadanie. Bolesna, rygorystyczna rzeczywistość miesza się z miękką, poetycką
iluzją. To zderzenie dwóch rzeczywistości tworzy idealne otwarcie, niemal
uwerturę. Prolog określa strukturę filmu, zarówno formalną, jak i treściową
.Aronofsky buduje bowiem swoje dzieło na połączeniu poetyki onirycznej i
realistycznej. Wizyjność i intensywność plastyczna Requiem dla snu
zespolona zostaje z minimalizmem i prostotą Zapaśnika. Ta sprzeczność
portretowania świata wpisuje się w problematykę filmu. Aronofsky z jednej
strony wchodzi w hermetyczny, odmienny świat baletu, nie uciekając od scen,
które tworzą koloryt i specyfikę tego środowiska. Ukazuje balet zarówno przez
terror ciała tancerek, zakulisowe rozgrywki, jak i sam taniec. Ucieka jednak od
pokazania baletu jako spektaklu barw, ruchu i dźwięku, a kręcenie kamerą oddaje
wiarygodność portretu tego światka.
Jednak
Aronofsky przekracza granice gatunku, nie interesuje go penetracja, wiwisekcja
środowiska. Realistyczną rzeczywistość systematycznie przenika świat psychiki
bohaterki. Realność delikatnie zaczyna się odkształcać, prawdziwość świata
zanikać wraz z pęknięciami osobowości Niny. Te pęknięcia tożsamości pokazane są
jednak przez najbardziej prozaiczne szczegóły życia. W świat psychiki Niny
wchodzimy więc bardzo powoli i subtelnie, bez wizualnych szarż. Systematycznie
jednak świat wyobrażeń Niny zaczyna pochłaniać otaczającą rzeczywistość.
Reżyser zaciera granice tak, że nie tylko bohaterka, ale my sami nie wiemy, czy
jestem w środku czy na zewnątrz Niny
Zabieg
formalny rozwarstwienia rzeczywistości idealnie współgra z tematem filmu.
Oczywiście można się zgodzić z formułą, która przylgnęła do Czarnego
łabędzia- psychologiczny thriller, ale Aronofski poszerza to pojęcie
tematami znanym ze swoich wcześniejszych filmów. Nina bowiem obsesyjnie,
rozpaczliwie chce być perfekcyjna. I o tym jest film- o obłędzie perfekcji, o
szaleństwie doskonałości. Tak jak bohaterowie Pi czy Źródła, Nina
dąży do przekroczenia barier ludzkich, do maksymalizmu. Już sam balet kojarzy
się z łamaniem ciała, dekonstrukcją materii. A taniec jest swoistym
zaprzeczeniem grawitacji, kwintesencją lekkości, majestatyczności, oderwania od
ziemi Nina chce wznieść się jeszcze wyżej. To kolejna wersja ikaryjskiego mitu.

Aby wznieść się na sam szczyt, Nina zredukowała całe swoje życie do tańca,
podporządkowała mu wszystko. Zamknięta w kieracie wielogodzinnych ćwiczeń i
życia z despotyczną matką, oczekuje na swój moment. Szansą na dotknięcie
doskonałości staje się główna rola w balecie Jezioro łabędzie. Ale choreograf
Thomas tłumaczy jej, że ideał to nie tylko wyrachowanie, ale też wyjście poza
ramy, puszczenie wodzy fantazji. Musi złamać nie tylko granice swojego ciała,
ale i psyche. Jako biały łabędź jest idealna, zwiewna, lekka, delikatna,
czysta. Ale nie potrafi wyzwolić w sobie emocji, namiętności, pasji, by zagrać
czarnego łabędzia. Aby tego dokonać, musi zburzyć swój bezpieczny, przytulny
świat stabilizacji i harmonii. Musi powołać do życia swojego sobowtóra.
Motyw
sobowtóra jest kluczowy w całym filmie. U podstaw scenariusza w końcu stał
utwór Dostojewskiego właśnie pod tytułem Sobowtór.U Aronofskiego funkcjonuje on
na dwóch płaszczyznach. Reżyser Źródła wykorzystuje bowiem – stosowaną
zresztą u autora „Zbrodni i kary”- technikę luster. Główna bohaterka przegląda
się jakby w innych postaciach, są one jej odbiciem, alternatywną wersją,
projekcją osobowości. Matka to Nina, której się nie udało odnieść sukcesu.
Samotna, zgorzkniała, żyjąca w sferze mitu i rekompensująca swoją porażkę
sukcesami córki. Primabalerina Beth to wersja Niny, która osiągnęła sukces,
jednak ze względu na wiek musi ustąpić młodszej rywalce. Nina podziwia Beth,
stara się jej dorównać, stać nią ,co symbolicznie czyni, kradnąc jej kosmetyki.
Najciekawszą wersją sobowtóra jest Lily, młoda tancerka, która rywalizuje z
Niną o rolę. Jest ona odwróconą osobowością Niny, tym, czego Nina się boi w
sobie. Lily jest charyzmatyczna, ma energię, erotyczny powab
Ninie
wydaje się ,że Lily ją prześladuje i jest dla niej zagrożeniem. Pierwszy raz
widzi ją, kiedy udaje się na najważniejsze przesłuchanie. To tak jakby jej
wyobraźnia powoła ją do życia, co potwierdza scena, w której spóźnienie Lily
przerywa jej taniec czarnego łabędzia i niszczy szansę na główną rolę. Wroga
istota zagrażająca jej marzeniu, ale raczej upostaciowanie lęku Niny, jej
strachu przed rolą zmysłowej, mrocznej bohaterki. Lily pojawia się w trudnych
momentach, raz jest wroga, raz przyjacielska. Nina boi się jej, bo boi się siebie,
z drugiej strony pociąga ją i wydaje się niezbędna do jej przemiany. To ona
umożliwia Ninie otworzyć się, poznać smak życia, zobaczyć w sobie energię i moc
emocji.
Rewelacyjnie
skonstruowana i znakomicie zagrana prze Milę Kunis Lily jest postacią na pograniczu
realności i fantasmagorii, choć rzeczywista, wydaje się być wytworem psychiki
Niny. Stosunek bohaterki do niej jest ambiwalentny i sprzeczny, co jest
logiczne, biorąc pod uwagę wpisanie tej postaci w strukturę sobowtóra. Ma on z
jednej strony odciążyć psychikę, z drugiej strony zagraża Ninie rozbiciem
osobowości.Zresztą
wszystkie kobiety wokół Niny są na przemian wrogie i bliskie, z jednej strony
są katami, z drugiej - ofiarami. Budzą strach i współczucie. Matka jest
opresyjna, toksycznie zaborcza, więzi w jakiś sposób córkę i ją uzależnia od
siebie. Jednocześnie jednak ją chroni, widząc, że ta rola ją niszczy. W finale
jej wzruszenie i miłość zawarte w spojrzeniu, kiedy córka tańczy na scenie,
wydają się autentyczne. Natomiast Beth choć ją atakuje, widząc w niej rywalkę,
jednocześnie jakby ostrzega przed Thomasem, który wykorzystuje tancerki; jest
swoistym ostrzeżeniem przed całkowitym oddaniem się pasji – genialna,
znajdująca się na wyżynach tancerka kończy jako sfrustrowana pijaczka i kaleka.
Beth i matka, choć biegunowo odmienne, pokazują, jaką cenę może Nina zapłacić
za swoje marzenia. Zarówno za te niezrealizowane, jak i spełnione. I wszystkie
kobiety są na swój sposób Niną, stąd w którymś momencie przyjmują jej twarz.
Postacie przenikają się nawzajem, zamieniają osobowościami. Nina w dążeniu do
doskonałości musi swoje lustrzane odbicia poznać, okiełznać, pochłonąć. Stać
się nimi.

I tu
mamy drugą płaszczyznę funkcjonowania sobowtóra. Tak jak biały łabędź ma swój
odpowiednik- czarnego łabędzia, tak Nina ma swoją mroczną siostrę,
symbolizującą tę część osobowości, którą głęboko ukryła przed samą sobą.
Oczywiście Nina zmaga się ze swoją naturą, boi się jej, ale podświadomie
uwalnia ją z siebie. Aronofsky sugestywnie ukazuje ten proces, wykorzystując
motyw luster. Rozbita rzeczywistość, odchylenia kąta widzenia, przesunięcia
granic- wszystko to oddaje schizofreniczną osobowość baletnicy. Bo Nina powoli
traci kontrolę nad swoim światem. Cały ten proces jest niezbędny jednak, by
zagrać rolę swojego życia. Musi wydobyć z siebie emocje, które dotychczas były
tłamszone. Wyzwolenie jest bardzo bolesne, przemiana to cielesne
przepoczwarzanie, zrywanie więzów, przełamywanie granic własnego ja, co
zobrazowane jest okaleczeniem ciała, rozdrapywaną skórą, krwawiącymi
paznokciami, trudnością w oddychaniu. Ciało to ograniczenie, to balast dla
sfery duchowej, by być doskonałym, ciało trzeba odrzucić, zabić. Matka próbuje
powstrzymać córkę, ograniczając jej przestrzeń, zamykając w klatce i
sprowadzając do roli małej księżniczki. Prosta, ale sugestywna scena obcinania
paznokci to nie tylko ubezwłasnowolnienie córki, ale symboliczne okiełznanie
jej dzikości, zmysłowości, drapieżności. To niemal tortura, gwałt na ciele i
osobowości Niny. Ale dziewczyna dojrzewając do roli łabędzia, buntuje się
przeciw dotychczasowemu życiu i osobowości jej narzuconej. U Niny rodzi się
złość, gniew, zazdrość, pożądanie, pasja. Aż w końcu jej tożsamość rozdziela
się na czarnego i białego łabędzia, wciąż zamieszkując jedno ciało.
Akt przemiany
dokonuje się podczas premiery baletu. W czasie przerwy Nina zabija Lilly, gdyż
już nie potrzebuje swego sobowtóra. Odnalazła swe mroczne ja. W tańcu otwiera
się, oczyszcza się z lęków, staje się silna, dzika, nieokiełznana. Staje się
czarnym łabędziem. I symbolicznie, i niemal dosłownie - kiedy wiruje na scenie,
wyrastają jej skrzydła, słyszymy niemal szelest piór, szum skrzydeł. Pozostaje
już tylko lot. I lot nastąpi – w zakończeniu przedstawienia. W prostej, ale
świetnie pomyślanej scenie finałowej Nina zrzuca się z wysokości na materac.
Spadając, w rzeczywistości unosi się. Unosząc się, spada. Ikaryjskie
przekroczenie granic ludzkich dopełniło się. Nina goniąc za niemożliwym,
doprowadza się do destrukcji. Ale doskonałość u Aronofskiego zawsze nosi
znamiona klęski. By osiągnąć pełnię, trzeba zniszczyć siebie. Tak jak w Pi
– trzeba zabić swoją ograniczoną powłokę. Paradoksalnie - chcąc osiągnąć
triumf, trzeba ponieść klęskę .Finału nie odczytywałbym jednak jako
pesymistycznego. Aronofski pokazuje, jaką trzeba zapłacić cenę za absolut.
Zawsze za wysoką. Ale czy to znaczy, że nie warto. Twarz Niny w końcowej scenie
przeczy temu. Czarny i biały łabędź połączyły się w jedność, dopełniły się.
Nina odnalazła siebie, zrozumiała, kim jest. Dotknęła szczytu, dotknęła
doskonałości, sama stała się doskonałością, poczuła coś, co innym jest
niedostępne. Intensywność emocjonalna sprawiła, że poczuła jakby ta chwila była
ostatnia w jej życiu… i dla niej może być ona ostatnia .
Dążenie
do doskonałości reżyser ukazuje nie tylko na płaszczyźnie sztuki, film możemy
bowiem odczytać jako opowieść o dochodzeniu do kobiecości. Nina to mała
dziewczynka zamknięta w ciele kobiety. Konstrukcja przestrzeni jej pokoju
idealnie oddaje świat dzieciństwa. Ciepłe, pastelowe barwy, z dominacją różu.
Pokój, wypełniony pluszakami, które dają poczucie harmonii i bezpieczeństwa,
zamyka przestrzeń przed złowieszczą rzeczywistością. Na noc kołysanka z
pozytywki i kołdra szczelnie otulająca ciało. A wokół wszechwładna matka,
troskliwa i opiekuńcza, która swoją inwigilacją jeszcze bardziej zacieśnia jej
rzeczywistość.Świat Niny jest uporządkowany, czysty, harmonijny, pozbawiony
niemal wszystkiego, co nie wiąże się z tańcem. Dziewczyna nie pali, nie pije,
nie wychodzi z domu, nie ma chłopaka ani znajomych, nie ogląda telewizji, nie
używa komputera. Jej problemem jest ,że żyje poza swoim ciałem, nieświadoma
swej zmysłowości. Ciało jest tylko narzędziem potrzebnym do tańca. Stąd
seksualność jest postrzegana przez nią jako niebezpieczeństwo, przemoc, źródło
destrukcji. Za tłumienie erotyczności Niny bez wątpienia odpowiedzialna jest
matka. Psychologizm Aronofskiego nie jest jednak nachalny, reżyser niczego nie
podaje wprost. Możemy się jednak domyśleć, że matka projektuje na córkę swoje
negatywne doświadczenia z mężczyznami. Paradoks polega na tym, że Nina jest
efektem tym negatywnych kontaktów. Ale jej narodziny zniszczyły- przynajmniej w
mniemaniu matki – karierę tancerki. Oczywiste więc, że z jednej strony chce
uchronić córkę przed swoimi błędami, z drugiej chce zachować ja dla siebie.
Emocjonalny szantaż, uzależnienie, nadopiekuńczość odcinają Ninę całkowicie od
realnego świata.
Ale
sama Nina, kiedy ją poznajemy, nie wydaje się buntować przeciw temu. Jest w
niej zakodowane wewnętrzne przekonanie, że wielka sztuka ma charakter duchowy,
że wielki tancerz musi być nieskazitelny, czysty w sprawach ziemskich. To
romantyczne wyobrażenie artysty staje się narzędziem opresji wobec własnego
ciała i seksualności. Stłamszenie kobiecości, naiwność emocjonalna są jednak
przeszkodą do zatańczenie obu ról w baletowym spektaklu. Choreograf chcąc ją
wydobyć z kokonu schematyczności i zasad, każe w ramach pracy domowej dotykać
się w celach erotycznych. To coś więcej niż tylko rozbudzenie zmysłów, to
poznanie swego ciała, jego granic, bo trzeba je znać, jeśli chce się je
przekroczyć, poczuć coś więcej, odkryć w sobie to coś.
Bohaterka
ma bowiem instynkt seksualny. Idzie przecież do Thomasa walczyć o rolę
uzbrojona w czerwoną szminkę – ukradzioną zresztą Beth, muzie Thomasa. Problem
w tym, że boi się mężczyzn, a raczej nie zna ich i nie wie, jak się zachować.
Stąd na pocałunek reżysera reaguje ugryzieniem. Jak mała dziewczynka. Ale to
ugryzienie świadczy też o tym, iż Nina skrywa siłę seksualną. Budzenie się zmysłów
nabiera charakteru dramatycznego, staje się doznaniem bolesnym, na granicy
tortury. Nina zmaga się z nim, walczy. Bo dojrzeć i dorosnąć, to stać się jak
matka i Beth. A to oznacza nie tylko być starym, to znaczy być przegranym,
skończonym, odtrąconym. Nina zdaje sobie sprawę, że choć matka mitologizuje
swój talent artystyczny, to przestała tańczyć po jej urodzeniu. Dorosłość w jej
oczach to zdeformowane ciało i niewydolność fizyczna, które niszczą w kobiecie
artystkę Ciało zawodzi, zdradza. To w usta Beth, podstarzałej tancerki,
naznaczonej dodatkowo kalectwem, wkłada słowa, których panicznie się boi: Jestem
niczym. Jest więc w zachowaniu Niny naturalny strach przed dorośnięciem,
próba zatrzymania czasu. Potrzebna jest jej świadomość, iż jeszcze może a sięgnąć
po marzenie, że wciąż się wznosi, a nie opada.
Świat
baletu jest pod tym względem bezlitosny. Ninę wciąż dręczy strach przed klęską,
słabością, a więc i fizycznością. Dziewczynie seksualność kojarzy się z
przemocą , bólem, wstydem, wizją zmieniającego się ciała. Stąd silnie obecny
motyw krwi. W tym duchu można też zinterpretować drapanie się Niny po plecach.
Jako sposób na wyładowanie frustracji erotycznej, zwłaszcza że matkę ten fakt
wprowadza w panikę. I choć Nina się miota, widzimy, że dojrzewa jako kobieta.
Naturalną konsekwencją takiego myślenia jest scena miłosnego zbliżenia z Lily.
Po pierwsze jest ona kobietą, po drugie jest jej lustrzanym odbiciem. To jakby
pomost prowadzący do uwodzenia mężczyzn. I choć cała scena jest tylko marzeniem
Niny, otwiera jej możliwość odrzucenia niewinności dziewczynki. Bunt przeciw
matce, chęć wyprowadzenia się, wyrzucenie maskotek to zewnętrzne przejawy tej
przemiany. Ważniejsza stanie się konfrontacja z matką i Beth. Wyzwolenie się
spod ich wpływu pozwala jej uwierzyć w swoją siłę, to, że może już sama kreować
swoje życie, nie potrzebuje opiekuna ani mentora. Ostateczna batalia to
spektakl. Czy wbicie sobie kawałka szkła to próba zamordowania w sobie małej
dziewczynki, czy po prostu ostateczny gest rzeźbienia siebie jako kobiety?
Jedno jest pewne – powrotu nie ma. Dojrzewanie według Aronofskiego to
traumatyczne, bolesne, destrukcyjne doświadczenie. Ale niekoniecznie negatywne.
W finale- jak wiemy- Nina jest szczęśliwa, osiągnęła doskonałość. Bo wszystko
jest częścią procesu tworzenia, również niszczenie.

Czy o
dochodzeniu do kobiecości myślała Natalie Portman, nazywając film
feministycznym? Być może. Wszak świat Czarnego łabędzia to świat kobiet.
Jedynym mężczyzną jest Thomas, choreograf. A jego rola też nie jest w filmie
jednoznaczna. Czy to umiejętny obserwator i psycholog, genialny kreator,
artysta umiejący wydobyć z kobiet to, co najcenniejsze, czy cyniczny
manipulator wykorzystujący swoje tancerki? Odpowiedź nie jest łatwa.
Niezależnie jednak od roli Thomasa, to Nina musi zmagać się sama ze sobą, musi
znaleźć swoją tożsamość, swoje ja. A Nina to Natalie Portman. To jedna z
najwspanialszych ról kobiecych ostatnich lat, perfekcyjna, powalająca. Portman
jest cały czas w centrum, niemal nie spuszczamy z niej oka. I nie można oderwać
od niej wzroku. Dzięki jej grze możemy niemal wejść do jej wnętrza, zobaczyć
każdą emocję, bez jednoczesnego dopowiedzenia. Jest równie przekonywująca jako
krucha, zalękniona dziewczyna, trochę nie z tego świata, jak i mroczna, demoniczna
kobieta, zdolna do wszystkiego. Wspaniale też oddaje przemianę, subtelnie
rysuje długo tłumione uczucia i pragnienia. Jej gra jest pełna niuansów, a
jednocześnie niezwykle sugestywna i gorączkowa.
Całość
to oszałamiający, gęsty, intrygujący obraz, wizualnie dopracowany w
najmniejszym szczególe. Zawsze uwielbiałem Aronofskiego za wyobraźnię, mroczną
i poetycką jednocześnie wizję świata. Aronofsky i jego przyboczny operator
Matthew Libbatique zawsze potrafili świetnie opowiadać obrazami. Ale najważniejsze
jest to, że jak w pozostałych filmach, potrafił Aronofsky doskonale dobrać
sposób opowiadania do historii. Czarny łabędź to przejmujące studium
obłędu, pokazane w sposób logiczny i niebanalny. Oczywiście pojawią się zarzuty
o oczywistość symboliki, o nadużywanie pewnych efektów, ale zasadzie żadna
scena nie jest zbędna. Skondensowana kompozycja, podkreślona jest jak zwykle
perfekcyjnie muzyką, kolorem, odpowiednim katem kamery. Film jest spójny,
doskonale dopracowany, inteligentnie skonstruowany. Wiele elementów w nim
zasługuje na podziw. Filmy powinny zachwycać i ten zachwyca .Jest
wielowarstwowy, piękny i wstrząsający jednocześnie. To emocjonalna śruba,
zwłaszcza jeśli założymy, iż spektakl Jeziora Łabędziego odbył się tylko w
umyśle Niny. A tego wykluczyć nie można. I dlatego film Aronofsky’ego
autentycznie zachwyca