środa, 25 czerwca 2008

Paranoid Park

ZAGUBIONY W LABIRYNCIE SAMOTNOŚCI


Nie można odmówić Van Santowi konsekwencji . Od czasów Gerry każdy kolejny film powtarza w pewien sposób poprzedni. Ta sama forma- minimalistyczna, oszczędna, poetycka, z długimi ujęciami i specyficznym podkładem muzycznym. I muszę powiedzieć, że podoba mi się ten Van Sant. Po średnio udanym flircie z kinem hollywoodzkim, powrócił do sposobu opowiadania z czasów kultowego Mala noche czy Moje własne Idaho. Ale jeśli nawet uznamy jego ostatnie filmy za monotonne i nużące, to trzeba przyznać, że potrafi on opowiadać o młodych ludziach jak mało kto. Może dlatego, że nie próbuje się nikomu przypodobać, a może dlatego, że ten świat jest mu bliski i nie patrzy na niego z góry. To zaangażowanie emocjonalne, bliski kontakt z własnymi bohaterami daje się wyczuć także w filmie Paranoid Park .Co nie mniej ważne- potrafi Van Sant powiedzieć bardzo dużo w wyjątkowo skondensowany i jednocześnie oryginalny, niebanalny sposób. Paranoid Park nie jest filmem wybitnym, ale w inteligentny i jednocześnie błyskotliwy sposób mówi coś ważnego o kondycji ludzkiej. To obraz wyrafinowany, umiejętnie skupiający uwagę na szczególe, niuansie, co dzisiaj w kinie dość rzadkie. Widzimy szacunek dla wrażliwości widza i jego dociekliwości. Kilka rewelacyjnych scen i twarz Alexa zapadają w pamięć. A to już dużo.

Paranoid Park, choć może budzić mieszane uczucia, wydaje mi się nie tylko interesującą,  ale co ważne udaną próbą spenetrowania samotności młodego człowieka. Bo dla mnie to film przede wszystkim o samotności. Na medium, niezwykle sugestywne, wybrał nieznanego zupełnie młodego aktora, Gabe Nevinsa, który idealnie wpisał się w konwencję filmu. Z jednej strony twarz typowego nastolatka, z drugiej- natura niemal autystyczna. Nieprzenikniona, niemal się niezmieniająca twarz oddaje jego całkowitą izolację, zawieszenie w swoistej próżni. Pustka nie wydaje się tylko cechą osobowości. Nie potrafi jej bowiem zapełnić ani szkoła, ani dom, ani znajomi, ani dziewczyna. W obrazie szkoły reżyser daleki jest od stereotypowego portretowania. Nie znajdziemy tutaj typowych obrazków ani szablonowych postaci. Nie ma tutaj ani karykatury, ani realizmu. Szkoła wydaje się funkcjonować na obrzeżach życia Alexa. Widzimy jedynie ciche, leniwie prowadzone lekcje i puste niemal korytarze; a kiedy pojawiają się ludzie, jesteśmy oddzieleni od szkolnego gwaru muzyką. Podobnie reżyser portretuje rodzinę. Choć rodzice się właśnie rozwodzą, nie dostrzegamy większego wpływu tego faktu na naszego bohatera. Żadnej traumy, żadnych psychicznych zjazdów. Ciekawym zabiegiem jest to, że niemal wcale nie widzimy twarzy rodziców. Albo są rozmyte, albo ich brak, gdyż ukazane są tylko plecy. Trudno rozstrzygnąć czy to oznaka braku tożsamości dorosłych ludzi, czy braku kontaktu z ich latoroślą. Tak czy inaczej młody człowiek jest pozostawiony sam sobie, nie potrafi odnaleźć wspólnego języka ze światem dorosłych. Kontakty z nimi są powierzchowne, beznamiętne, a kiedy są potrzebni, po prostu ich nie ma .Paradoksalnie najlepiej wydaje się rozumieć go prowadzący śledztwo policjant, Lu, ale ten ze zrozumiałych względów powiernikiem być nie może. Niewiele jednak lepiej wygląda świat rówieśników- dziewczyna, Jennifer, choć może nie ostatnia idiotka, traktuje go instrumentalnie i wykorzystuje, aby stracić dziewictwo. Najbliższy kolega, Jared, też ma ciągle jakieś swoje sprawy. Van Sant nie demonizuje społeczeństwa jako zbiorowości, ani pojedynczych ludzi, ukazuje jedynie, że młody człowiek jest sam, zdany tylko na swoją niedojrzałą, nieukształtowaną osobowość. Alex jest zagubiony i wyalienowany, żyje jakby na marginesie. Ale poza może większą wrażliwością, chłopak nie wyróżnia się specjalnie wśród swoich rówieśników. Jego samotność, to samotność everymana.

Ale samotni poszukują swego miejsca na ziemi. Może dlatego swoistym domem, azylem staje się dla bohatera Paranoid Park. Choć może lepsze określenie to ziemia obiecana, cudowna kraina sketowego parku, gdzie można zapomnieć , poczuć się lepiej , zatopić się w myślach. .I nie tyle chodzi o samą jazdę , co możliwość patrzenia, obcowania z tymi ludźmi. Ogromną rolę odgrywa tutaj praca operatora Christophera Doyle’a. Spowolniony, lekko odrealniony rytm jego zdjęć ,z jednoczesnym naciskiem na surowość ujęć z ręki -oddają swobodę jazdy, jakąś swoistą harmonię, piękno. Surowe i chropowate, ale piękno. Zdjęcia te mają inną fakturę , inną kolorystykę , inną poetykę , bo oddają inny świat , inny stopień wrażliwości. Twórca Słonia uciekł jednak od pokusy sportretowania subkultury sketowskiej i jej apologii, zwłaszcza, że oni sami podkreślają ,że się w zasadzie nie znają, ,że tylko jeżdżą na desce . Spojrzenie reżysera ma bardziej charakter impresjonistyczny, próbuje uchwycić to , co jest w zasadzie nieuchwytne.
Paranoid Park to takie miejsce , gdzie nie tyle gromadzą się grupy skateowskie, ale zagubione młode dusze, poszukujące ukojenia, zrozumienia, może po prostu ucieczki. Jak mówi sam Alex- Odrzucone dzieciaki... Nieważne, jak złe było twoje życie rodzinne, ci goście mieli gorzej. Nie wiem, czy taki był zamiar, ale sposób kreowania sketerów skojarzył mi się z bitnikami. Kerouac ukazywał ich w swojej słynnej powieści z jednej strony jak pionierów, pradawnych zdobywców Ameryki, z drugiej lekkomyślne, naiwne dzieciaki. Zagubionych, znużonych , rozczarowanych, którzy w pędzie, podróżowaniu szukali wrażeń, wolności, próbowali zrozumieć świat. U Van Santa skaterzy wydają się spadkobiercami beatnikowej tradycji. Ich jazda na desce staje się protestem przeciw banalności i pustce egzystencji. Odnajdziemy tu spontaniczność , swobodę , braterstwo, swoistą niewinność. Może dlatego kulminacyjne wydarzenie rozgrywa się na torach. Alex poznaje młodego mężczyznę , który zabiera go na przejażdżkę towarowym pociągiem. Tylko zamiast radości i swobody mamy przypadkowe morderstwo.

A zmierzamy do niego powoli, jakby koliście. Zbliżamy się i oddalamy. Jest to w dużej mierze wynik narracji. Narratorem jest sam Alex, który pisze swoisty list –spowiedź , rodzaj luźnego pamiętnika. A pisarzem nie jest, więc jego zapiski są chaotyczne , poszatkowane, nieskładne .Impresjonistyczna konstrukcja wydaje się więc logiczna. Budowa jest w ogóle intrygująca- reżyser zmienia wielokrotnie rytm, tempo opowiadania, poetykę , czas wydarzeń . Wraca do tych samych punktów, ale nadaje im nieco inny charakter;a w to jeszcze wplecione są filmowe obrazy jazdy na desce Trzeba przyznać , że robi to wrażenie. I nie wydaje się to wcale tylko formalnym majstersztykiem. Moim zdaniem oddaje to psychikę bohatera .Bo choć narracja jest pierwszoosobowa, to mamy do czynienia z dziełem dalekim od psychologicznej wiwisekcji rodem z Dostojewskiego. Nie wiemy , co bohater tak naprawdę myśli, co czuje, czym motywuje swoje postępowanie. Zastosowana przez Van Santa technika behawiorystyczna skupia się tylko na zewnętrznych elementach. Współgra to z ascetyczną , nieruchomą twarzą bohatera, ale też oddaje bezradność emocjonalną młodego człowieka. Nie oszukujmy się – to nie błyskotliwy, oczytany, nieprzeciętny Raskolnikow, a jedynie zagubiony, normalny nastolatek, który nie wie, co myśleć i co czuć . Nie potrafi się określić , być może ma problem ze znalezieniem tożsamości seksualnej. Van Sant delikatnie tylko sugeruje to, choćby niechęcią do aktu erotycznego ze swoją dziewczyną, a w końcu zerwaniem z nią .Ale zarówno to, jak pójście z obcym mężczyzną na przejażdżkę pociągiem można wytłumaczyć zupełnie inaczej. Reżyser nie jest nachalny, być może dlatego ,że to , co najważniejsze w jego dziele, to bezradność , samotność , wyobcowanie. Aleks ucieka od tego , co zrobił, bo nie potrafi tego ogarnąć , nazwać .Behawioryzm oddaje jego pustkę emocjonalną , a właśnie obrazi muzyka mają oddać szamotaninę myśli , fragmentaryczność uczuć . Tylko raz reżyser dopuszcza myśli Alexa do głosu – w najlepszej moim zdaniem scenie filmu. Tuż po zabójstwie, kiedy ucieka z miejsca zbrodni- nakładające się jego głosy pokazują straszny dramat wyboru i niemocy.

Zagubionemu w końcu poda dłoń istota nieco podobna do niego, koleżanka- ani ładna, ani specjalnie mądra. Ale jej wrażliwość , a może intuicja pozwalają zaproponować metodę prostą , jednak skuteczną .Ma napisać list, w którym opowie to, co się stało. Potem może z tym listem zrobić , co zechce – na przykład spalić .Ważne , by to spisać , w ten sposób można się tego pozbyć . I Alex to robi. Czy to wystarczy ? Pewnie nie .Ale pozwoli mu uporać się z tym , żyć dalej, zaakceptować swój czyn, może nazwać go . I nie traktujmy tego jako wyparcie się winy. Być może po prostu nie udźwignął ciężaru czynu, a może wybrał drogę trudniejszą, bo tylko pozornie cisza jest lżejsza.
Zakończenie filmu to znów niepretensjonalne obrazy jazdy na desce. Podpisem pod nimi mogłyby być słowa ze wspomnianej przeze mnie powieści Kerouaca W drodze:
Zdawaliśmy sobie sprawę z tego , że zostawiamy za sobą zamęt , bezsens, a wykonujemy jedynie godną siebie i naszego czasu czynność, mianowicie :JEDZIEMY


Brak komentarzy: