poniedziałek, 30 czerwca 2008

Cień


W KOLORZE SZAROŚCI



Lubię argentyńskie kino. Przy całej egzotyczności, jest bardzo europejskie. Nastrojowe, subtelne , pełne psychologicznych niuansów, intensywnie emocjonalnie, a jednocześnie oszczędne i chirurgicznie precyzyjne. Sugestywne zdjęcia , dbałość o szczegóły, znakomite aktorstwo.



I wszystko to znajdziemy w bardzo dobrym filmie Rodrigo Moreno Cień, kameralnym dramacie o ochroniarzu pewnego ministra. To zawód , który budzi od razu dreszcz emocji i kojarzy się nam z amerykańskimi filmami sensacyjnymi( Bodyguard , Na linii ognia i wiele innych). Oglądając Rubena ,dochodzimy jednak do wniosku , że nie ma nic nudniejszego pod słońcem i że praca w bibliotece jest bardziej emocjonująca .Zawód jego bowiem polega na wielogodzinnym sterczeniu na pustym korytarzu i wyglądaniu przez okno . Jedyną atrakcją staje się palenie papierosa czy picie wody z papierowego kubka. Dla odmiany może te godziny spędzić w samochodzie. Marazm, nuda, monotonia, schematyczność. Jednocześnie specyfika pracy polega na ustawicznej gotowości., czekaniu na coś .Problem w tym , że nic się zdarzyć nie może. Minister , choć cieszy się pewną popularnością mediów, jest postacią niewiele znaczącą , więc jedynym odstępstwem od żmudnego czekania jest odtransportowanie szefa do łazienki . Inną zmorą tej profesji jest brak emocjonalnego związku z nią i pracodawcą . Zadaniem bohatera jest być niezauważalnym, w zasadzie nie istnieć .Zawsze z tyłu, milczący, pozbawiony myśli i uczuć , niemal osobowości - jak cień ; traktowany jak przedmiot, który czasem bywa użyteczny


Absolutnie anonimowy człowiek w absolutnie anonimowej przestrzeni .Jakieś sale konferencyjne, korytarze, poczekalnie ,hotele, - pozbawione szczegółów, charakteru , znaków rozpoznawczych. I wydaje się, że Ruben jest idealnym elementem tego bezosobowego świata. Nieruchoma twarz ochroniarza przypomina maskę .Prawie nigdy się nie odzywa, z nikim nie rozmawia. Potrafi przesiedzieć wiele godzin w samochodzie z szoferem ministra i nie zamienić z nim słowa. Jakby reprezentowali zupełnie różne światy. I rzeczywiści nie znajdziemy w filmie rozmów z innymi ochroniarzami, opowiadanych sobie pikantnych historyjek , wspólnych spotkań przy piwie w tym samym barze. Wszyscy funkcjonują tu oddzielnie, a Ruben wydaje się w tym brylować.


Warto zadać sobie pytanie- czy to zawód uczynił go typem introwertycznym, czy odwrotnie, wybór zawodu był podyktowany naturą Rubena.? Odpowiedź pewnie jest skomplikowana, ale wydaje się , że bardziej to pierwsze. Potwierdza to nijakość i miałkość jego prywatnego życia , które niemal nie istnieje. Odwiedziny u nieco zbzikowanej siostry, która jest ślepo przekonana o wokalnych umiejętnościach własnej córki, krąg niewydarzonych znajomych , których widzimy jedynie na urodzinach Rubena, i od czasu do czasu prostytutka dla rozładowania napięcia. Niewiele tego , ale też niewiele czasu ma on dla siebie, jest dyspozycyjny i wciąż w drodze.


Wydaje się , że polski tytuł idealnie oddaje specyfikę tej postaci. Cień , czyli nikt, niematerialny, pozbawiony znaczenia, szary , mały człowieczek. Pozornie. Niewidoczną kreską argentyński reżyser maluje nam portret człowieka głębszego, być może pulsującego życiem. Jedną ze wskazówek są jego rysunki. Nie tyle może kryją one jego talent, co zdolność obserwacji, odczuwania, dostrzegania piękna. Problem w tym , że rzeczywistość temu przeczy .Otaczający świat jest nie tyle zły, co trywialny, głupkowaty, płaski, mały- podobnie jak ochraniany minister. Reprezentuje on wszystkie wady świata polityków- zakłamanie, teatralność , przesadną ambicję , pragnienie władzy, płytkość. Może dlatego Ruben woli otaczać się przedmiotami. Kamizelka, broń , luneta-przedmioty są dla niego prawdziwsze, pewniejsze, nie zawodzą człowieka , nie oszukują .Są czym są.


Bohater nie jest postacią jednowymiarową , ale niewiele możemy powiedzieć na temat jego wewnętrznego życia, więc kiedy w finale Ruben zabija ministra z zimną krwią , jesteśmy oszołomieni , zszokowani. Chcemy film obejrzeć jeszcze raz, pewni , że coś przegapiliśmy. I rzeczywiście, trzeba być uważnym obserwatorem , aby spod nieruchomej twarzy wspaniałego Julio Chaveza wydobyć wskazówki co do jego działania . A są – zarówno w następujących po sobie wydarzeniach , jak i wyjątkowo subtelnych gestach ,mimice, przede wszystkim spojrzeniu. W jego przypadku frustracja rośnie powoli, niezauważalnie, co jest oczywiste ,jeśli się jest Panem Cieniem. Jednak kiedy przyjrzymy się mu bliżej – finał wydaje się tylko żelazną konsekwencją Jego życie to pasmo upokorzeń . Upokorzeniem jest wizyta u prostytutki, która mieszka z matką , upokorzeniem jest wizyta u niezrównoważonej siostry, która ośmiesza siebie i jego. Upokarza go córka ministra, zarówno swoja młodością , jak i bezczelnością . Szczytem upokorzenie jest sytuacja, w której minister chcąc pokazać swoją wyższość nad francuskimi znajomymi , zmusza go do narysowania portretu. Głupi gest, który sprowadził Rubena do roli marionetki, klowna.



Te drobne zdarzenia składają się na przejmującą mozaikę psychologiczną , zamkniętą swoistą klamrą . Początkowo wydaje się nam , że zostajemy wrzuceni w życie Rubena w dowolnym momencie i punkcie, kolejne wydarzenia służą tylko sportretowaniu bohatera. Okazuje się , że oglądamy moment, w którym Ruben przekracza granicę odporności. Wszystko nabiera zupełnie innego charakteru .Zwłaszcza powtarzający się widok podwórza- studni, które widzimy z perspektywy stojącego na górze Rubena. .Z jednej strony symbol klaustrofobicznego życia ochroniarza, zamkniętego , zduszonego, stłamszonego, z drugiej świadomość małości i nijakości. .Obraz przesuwających się samochodów i ludzików przypomina grę planszową, zabaweczki ustawione na małej przestrzeni. Rzeczywistość przytłacza, dusi, pozera. I nie ma , gdzie uciec. .Także od swojej przeszłości. Tuż przed samym końcem dowiadujemy się z banalnej wymiany zdań z drugim ochroniarzem że Ruben był snajperem i cieszył się dużą sławą . Powinien zajść wyżej. Czy to dlatego zabija? Ze świadomości , że miernoty tego świata mają nad nim władzę . W jakimś stopniu na pewno, ale osobiście widzę w tym też specyficzną litość. Ruben dobrze maskuje swoje emocje, swoją frustrację , ale szaleńcem nie jest. Kiedy patrzy na śpiącą ofiarę , a mamy takie dwie sceny, jest w jego spojrzeniu ciekawość , próba zrozumienia istoty ludzkiej, przeniknięcia jej czynów.



Ale najsilniejszy motyw leży gdzie indziej . W obrazie morza, w którym nigdy Ruben nie pływał. Ta prosta chęć urasta do rangi marzenia o wolności, przestrzeni, pięknie. Kiedy w końcu znajduje się nad oceanem , jest możliwość zrealizowania pragnienia. Inny ochroniarz proponuje nawet popilnować rzeczy i pożyczyć kąpielówki. Pokusa jest silna, ale nim zdąży się zastanowić , musi pilotować ministra do ubikacji.

Strzał jest więc wyzwoleniem się , odrzuceniem tego miernego i pustego światka.. W ostatniej scenie Ruben wyłania się z cienia, jego twarz nabiera barwy, wyrazu, gości na nim coś na wzór zadowolenia, zrozumienia. Może w końcu wykąpać się w morzu.


Film Cień nie próbuje być ani efekciarski, , ani napuszony. To psychologiczny portret , pełen niuansów, zaskakujący także formą . Bo główny bohater często okazuje się być na drugim planie. Już pierwsze ujęcia ukazują Rubena, z tyłu, boku, niekompletnego-część ciała, część twarzy, plecy. Wystudiowane zdjęcia to takie swoiste miniatury, szkice – podobnie jak rysunki Rubena.Całość dopiero pozwala spróbować uchwycić esencję jego życia.Spróbować , bo film nie pretenduje do wnikliwej wiwisekcji natury człowieka, widzimy tylko niewielki wycinek, bez początku i tak naprawdę końca.Czy to jest sugestia jak wielką tajemnicą jest człowiek ?Znakomity Julio Chavez potrafił pokazać nam , że pod postacią Cienia kryje się żywy człowiek, a skoro tak, to może w nas także .Musimy zrzucić tylko maski,.Ale cena może być wysoka.

niedziela, 29 czerwca 2008

XXY



Na ścieżkach płci

Skoro jestem taka wyjątkowa, to dlaczego nie mogę o tym mówić?

To zdanie głównej bohaterki ( świetna Ines Efron )oddaje w zasadzie całą istotę problematyki filmu Puento .Bo film jest o wyjątkowej istocie. Istocie dziwnej, niebanalnej, która z jednej strony budzi fascynację , podziw , z drugiej strach, obrzydzenie, niezrozumienie. Obecność Y zamiast X w układzie genetycznym czyni ja bowiem hermafrodytą , osobą posiadającą cechy obu płci. Rzadki przypadek, budzący zaciekawienie i jednocześnie sprzeciw .Nie dziwi więc, że rodzice chcąc ochronić ją , wyjeżdżają do samotni w Urugwaju , gdzie z dala od cywilizowanego świata i zainteresowania ludzi próbują ją wychować . Ale dziewczyna dorasta .Okres dojrzewania zawsze jest bolesny , zwłaszcza w aspekcie biologicznym i erotycznym W jej przypadku proces jest znacznie boleśniejszy , bowiem łączy się z poszukiwaniem tożsamości płciowej .Puenzo trafnie jednak nie czyni hermafrodyzmu jako elementu dominującego w osobowości Alex. Dziewczyna jest sama w sobie wyjątkowo skomplikowana i intrygująca, choć na to niewątpliwy wpływ ma też dwupłciowość .Temperament, buntowniczy charakter, inteligencja i duża wrażliwość tworzą mieszankę wybuchową .Jest jednocześnie agresywna, odważna, silna i zagubiona, słaba , bezradna. Bogata osobowość to pewnie także zasługa mądrych, niebanalnych rodziców, zwłaszcza ojca, który nie przypadkowo w filmie jest biologiem i interesuje się problemami płciowości.

Problem w tym, że nikt już nie radzi sobie z zaistniałą sytuacją .Kłótnia Alex z najlepszym przyjacielem, opór miejscowych ludzi, odrzucenie leków hormonalnych- pokazują rodzicom, że nadszedł czas rozstrzygnięć .Matka zaprasza znajomych, z których jedno jest chirurgiem mogącym przeprowadzić operację . Ojciec trwa w milczącym oporze, bowiem już wcześniej podjął decyzję , że nie będzie żadnych operacji. Jednak zdaje sobie sprawę , że nie da uciec się od problemu, że nadeszło to, co zawsze miało nadejść .Alex znalazła się na rozdrożu i tak czy inaczej musi podjąć decyzję . Albo oni. Od odpowiedzialności nie da się uciec.

Tym, kto pomaga jej określić się jest nastoletni Alvaro, syn wspomnianych znajomych. Pociąga Alex, może dlatego, że jest ze zewnątrz, może dlatego, że nie przypomina niczym miejscowych chłopaków, może dlatego, że jest na swój sposób dziwny, zamknięty w sobie, odizolowany. Ta dwójka nie bardzo wie, jak ze sobą rozmawiać, jak się ze sobą obchodzić. W ich relacjach jest wiele nieporadności ,niepewności. Rodzi się między nimi fascynacja, podszyta zdziwieniem, może nawet strachem.  Jednocześnie ich relacje są szczere, spontaniczne, nieudawane. W końcu bohaterowie nazwą tą miłością, co znajdzie kulminację w zaskakującej scenie erotycznej, gdzie to Alex spełni rolę męskiego osobnika, niemal gwałcąc Alvaro. Dla obu stron jest to szokujące, ale na swój sposób odkrywcze. Ale nie przynosi to wcale wyzwolenia, jeszcze bardziej komplikuje emocje i myśli Alex. Dramat narasta

Ale nie mniejszy dramat przeżywają rodzice, zwłaszcza, że ojciec jest świadkiem sceny erotycznej. Są bezradni, zagubieni, widzą , że ich córka staje się chłopcem, że im się wymyka, i nie potrafią temu zaradzić .Miotają się , szukają idealnego wyjścia, zdając sobie sprawę , że jest to jednak niemożliwe. Desperacja rośnie, co widać szczególnie w scenie, w której ojciec w nocy jedzie na stację benzynową, gdzie mieszka hermafrodyta. Przejmująca scena, kiedy to wpatruje się chciwie w twarz mężczyzny, szukając ..no właśnie czego ?… cech kobiecych, obrazu własnego dziecka, czy może po prostu szczęścia. Bolesne doświadczenie , którego nie ukoi rozmowa. Podczas tej rozmowy padną ważne słowa: wywoływanie lęku przed własnym ciałem... to najgorsze, co można zrobić dziecku. Takie słowa właśnie wznoszą film na wyższy poziom. Bo reżyserce udało się coś niesamowicie ważnego, wyjść poza krąg osobliwości, odrzucić punkt widzenia niezdrowej ciekawości widza. Potrafiła postaci Alex nadać charakter ogólnoludzki, uniwersalny.

Osiąga to w dwojaki sposób . Z jednej strony wpisuje historię w szerszy aspekt konfliktu między kulturą a naturą . Bardzo subtelnie, ale wyraźnie obrazuje hermafrodytę jako część przyrody. Bo jesteśmy jej tworem, jej elementarnym składnikiem .Alex też .Lepszym czy gorszym – nie ma znaczenia. Ale do bohaterki dobijają się społeczne i kulturowe wymogi- Alex nie może być, kim jest, musi wybrać, musi się określić, musi założyć maskę jakiejś płci. Świat człowieka nie zostawia jej wyboru. To przecież t , co tak genialne opisał Gombrowicz. Gwałt zadawany nie tylko dziwnej istocie, ale każdemu z nas.


To, co dla mnie jednak ciekawsze, to relacja rodzice – dzieci, bo na tej linii rozgrywają się największe dramaty. Wątek Alvaro uzmysławia nam, że problem Alex wcale nie jest odosobniony , i niekoniecznie jest trudniejszy. Alex ma szczęście, że ma takich rodziców. opiekuńczych , zatroskanych, mądrych .Prymat wiedzie tu ojciec, który poprzez pracę próbuje zrozumieć swoje dziecko, zbliżyć się do niego, pomóc za wszelka cenę . Zaraz na początku filmu Alex chłopakowi stawia kluczowe pytanie: Lubisz swoich rodziców? Odpowiedź jest wymijająca, przecież to rodzice. Ale Alex chce się dowiedzieć, i słusznie, czy po prostu ich lubi. Najprostsze pytanie, które jednak zapada głęboko, i wraca w innej ważnej scenie rozmowy Alvaro z ojcem. Odpowiedź ojca jest wstrząsająca i normalna jednocześnie: Mniej więcej . Normalna, bo większość z nas lubi swoje dzieci czy to rodziców mniej więcej. Ta nieokreśloność jest jednak straszna i tłumaczy, dlaczego tak trudno odnaleźć się w świecie. Ojciec Alvaro w przypływie szczerości pozbawia go złudzeń, że jest kochany, rozumiany, szanowany, lubiany. Jest kimś niepotrzebnym. Czemu? Odpowiedź była zasugerowana subtelną kreska już wcześniej, ale w końcu pada bezpośrednio-bo uważa go za ciotę. Odrzucenie z punktu widzenia kultury macho, która ukształtowała ojca, jest oczywiste.

Problem Alex i Ricardo jest więc taki sam , jak większości dzieci, nastolatków. Rodzice obawiają , ze ich dziecko będzie inne, że nie go nie zrozumieją , nie zaakceptują , dzieci natomiast pragną za wszelką cenę akceptacji, chcą widzieć w rodzicach oparcie, wzór.

Puento potrafiła znaleźć odpowiednia formę dla swoich rozważań. Piękne ujęcia, nienachalna poetyckość pewnych ujęć , subtelna symbolika, sugestywność gry aktorów, bez zbędnej ekspresji- tworzą obraz prawdziwych emocji .Nie czujemy ani próby moralizowania, ani aury sensacyjności. Znajdziemy za to szczerość i lekkość opowiadania przy jednocześnie umiejętnym tworzeniu gęstego nastroju uczuć
Film nie ma happy endu i nie może go mieć .Alex i Alvaro dopiero tak naprawdę zmierzą się z rzeczywistością , są na początku trudnej i bolesnej drogi. Ale to spotkanie ich wzbogaciło, coś odkryło .Alex zrobiła ważny krok ku poznaniu swojej osobowości, zmierzyła się z problemami ,nie uciekła od trudnych pytań .Na tym właśnie polega dojrzałość. Ostatnia scena nie tyle daje nadzieję , co pozwala zobaczyć harmonię. Obraz spokojnego , rozlewającego się na cały ekran oceanu budzi metafizyczną obecność tajemnicy, wyższego porządku, niemal boskiej siły i wielkości, ale też ładu .Ten ład bohaterowie odnajdują w sobie, w rodzinie, miłości. Widok zespolonej , splecionej rodziny Alex przywraca choć na moment wiarę w człowieka i jego piękno. I wtedy już tylko słyszę słowa ojca Alex , kiedy zobaczył ją po raz pierwszy po urodzeniu

Była doskonała...Od chwili gdy tylko ją ujrzałem. Doskonała.

Jak wyglądałby fajnie świat, gdybyśmy potrafili tak patrzeć na swoje dzieci , mimo ich wad, ich niedoskonałości















piątek, 27 czerwca 2008

Amores Perros

SKUNDLONE PIęKNO MIłOśCI


Rewelacyjne kino, wstrząsające, żrące, zapierające dech w piersiach. Brutalne piękno i wzruszająca prawda o człowieku i świecie A to wszystko w debiucie meksykańskiego reżysera Alexandro Gonzaleza Inarritu

Amores Perros, to trzy meksykańskie nowele, opowiadające o trzech różnych wydarzeniach dziejących się w tym samym czasie i miejscu. Konstrukcja filmu jest jednak przewrotna, misterna i zaskakująca. Łamie czas filmowy, cofamy się bowiem w przeszłość, ale i wybiegamy w przyszłość. Punktem kulminacyjnym, zwrotnym wydarzeniem jest wypadek. Śledzimy zarówno wydarzenia, które do niego doprowadziły, jak i jego konsekwencje. W tragicznym wypadku zderzają się życia trojga spośród 20 milionów mieszkańców Meksyku. Choć żyją obok siebie, należą do różnych światów. Gdyby nie kolizja, najprawdopodobniej nigdy by się nie spotkali. 20-letni Octavio mieszka z liczną rodziną w biednej dzielnicy miasta. Chce uciec od dotychczasowego życia z żoną swojego brutalnego brata. Aby zdobyć pieniądze na nowe, urojone życie, wystawia do walk psów swojego rottweilera Cofi. Nie waha się także nasłać na brata bandytów. Jednakże obrana przez niego droga przemocy okazuje się ślepym zaułkiem. Wygrywając walkę za walką ,naraża się lokalnemu zbirowi. To właśnie przed nim ucieka z rannym psem, kiedy zderza się z samochodem pięknej modelki Valerie. To dla Valerii , Daniel, redaktor wielkiego magazynu, porzuci żonę i dzieci. W dniu, w którym świętują początek nowego, wspólnego życia, Valeria zostaje tragicznie okaleczona w wypadku samochodowym. Traci nie tylko nogę, ale kontakt ze światem zewnętrznym. To koniec jej kariery. W jednej chwili raj, w którym już widział się Daniel, zamienia się w piekło, w którym przychodzi mu żyć z Valerią. Gwoździem do trumny staje się wypadek z ukochanym pieskiem Valerie, który wpada do dziury pod podłogą. Trzecim bohaterem jest Chivo, który staje się świadkiem wypadku. Kiedy inni zajmują się ofiarami kolizji, on bierze pod opiekę rannego psa. Chivo jest złamanym przez życie idealistą. Zarabia jako płatny morderca i czułość okazuje tylko towarzyszącej mu sforze psów. Wcześniej jednak był intelektualistą, który porzucił rodzinę dla rewolucji, za co spędził 20 lat w więzieniu Paradoksalnie obcowanie z psem zabójcą skłania go do podjęcia próby powrotu do życia. Kiedy w gazecie natrafia na nekrolog żony, idzie na pogrzeb, gdzie spotyka swoją córkę. Wracają wspomnienia, pojawiają się wyrzuty sumienia. Postanawia odszukać córkę , a osobom uwikłanym w kolejne zlecenie morderstwa postanawia dać nauczkę.

Każda część to inny gatunek, inny film, punkt widzenia. Inny rytm, inne tempo. Pierwsza to naturalizm, brutalność, impulsywność i krzyk. Tętni latynoskim rytmem, meksykańskim rapem. Dużo tu przemocy, krwawych walk psów, agresywnych uczuć. Druga część ma spokojny ,niemal monotonny rytm, rodem z telenoweli, co wzmacnia wysoki status społeczny bohaterów. Ale nie brak tu elementów rodem z horroru. Wreszcie trzecia to rodzaj moralitetu i stadium samotności w jednym. Kameralność podszyta muzyką Gustavo Santaolalla i parabolicznym wydźwiękiem.

Inarritu nie przypadkowo umieścił akcję swego filmu w Mexico City. Meksykański tygiel nadaje się idealnie na miejsce akcji, bo daje możliwość określenia egzystencjalnych cech charakteru człowieka w kontekście uwarunkowań historycznych, kulturowych, politycznych i ekonomicznych Stworzył w ten sposób portret łacińskiej aglomeracji miejskiej, molocha , gdzie bardzo mocno ścierają się wpływy europejskie z kulturą indiańską. Mexico ofiarowuje bogactwo kulturowe, ale też bogactwo kontrastów, sprzeczności, konfliktów. To świat zmienny, dynamiczny , dychotomiczny. To miasto, które popycha mieszkańców do aktów desperacji, to miasto agresywne, w którym wciąż wszyscy pragną czegoś więcej, chcą czegoś nowego, chcą się wspinać wyżej. To miejsce ofiarowuje ogromne możliwości, choć nie bardzo wiadomo jakie. Ofiarowuje też tłok, dynamiczne tempo życia, bezwzględność i chaos.


I w tym właśnie chaosie żyją bohaterowie. Z dnia na dzień, zagubieni, osamotnieni, wyalienowani, sfrustrowani, zrozpaczeni. Chcą walczyć, ale stworzenie utopi jest niemożliwe. Meksykański moloch nie pozwala na dyskrecję, intymność, subtelność. Jest wrogiem człowieka, którego atakuje wszędzie, nawet w domu, wśród najbliższych. Atakuje ich człowieczeństwo. Bo bohaterzy przyjemni nie są . Są egoistyczni, pełni złych emocji, nie potrafią odrzucić swoich słabości, swoich grzechów. Świat Inarritu to świat skundlony, pełen brudu, nienawiści, agresji i bólu. I to bólu bezsensownie zadawanego. Połączenie cywilizacyjnego zagubienia i zwierzęcej natury daje efekt łacińskiej maksymy- człowiek człowiekowi wilkiem. A jednak bohaterowie nie poddają się , nie tracą nadziei, próbują okiełznać wrogi sobie świat. Tym, co ich łączy, jest miłość.

Ale co to za miłość, sugestywnie podpowiada tytuł. Pieska miłość, miłość jak suka, jak dziwka. Miłość jest tu brutalna, ostra, rozdygotana, impulsywna. Bohaterowie nie myślą, lecz działają, oddają się uczuciom. Miłość jest gorzka, miłość to udręka, miłość to grzech, miłość to śmierć .Miłość to piekło, ale też nadzieja na opuszczenie tego piekła. Bo choć brutalna, trudna, to ona daje siłę do zmiany. Co nie oznacza, że zmienia.

Scenariusz Arriagi splata ze sobą losy trzech bohaterów w różnych stadiach życia -młodość, dojrzałość i starość .W każdym płaci się za miłość wysoką cenę .Najmłodszym bohaterem jest Octavo, który mieszka wraz z bratem i matką w dzielnicy nędzy. W ich rodzinie widać wyraźny brak ojca, zwłaszcza, że matka nie jest dla Octavia autorytetem. Octavio w ogóle pozbawiony jest autorytetów, moralnego kośćca, a nawet kulturowego zakorzenienia. Jest młody ,popędliwy, łatwo ulega pokusie posiadania, łatwo też wchodzi w świat agresji i przemocy. Kieruje się emocjami, pragnieniami .Ma siłę ,energię i wiarę ,ale jednak przegrywa. Traci wszystko. Śmierć przyjaciela, utrata psa, rozpad rodziny, odejście Suzanny, wypadek składają się na jego porażkę. Cena jest bardzo wysoka, nagrody jednak nie ma. Bohater nic nie zyskał. Tylko wiedzę, ale tej wiedzy nie potrafi wykorzystać. Jest za młody, zbyt dziewiczy psychicznie, by wziąć swą osobowość w swoje ręce. Jego klęskę pokazuje ostatnia scena .Samotny, przegrany, rozgoryczony i bezsilny zamiast wsiąść w autobus i zacząć od nowa, wraca z powrotem tam, gdzie nic i nikt na niego nie czeka.

Daniel także wszystko traci w imię miłości. Traci więcej niż Oktawio, więcej bowiem zaryzykował. To przykład człowieka ,który ma wszystko – pieniądze, pozycję, rodzinę, dobrą pracę .Ale to tylko rola społeczna, którą całe życie grał. Kiedy osiągnął to wszystko, zauważył, że jest tak naprawdę pusty i samotny. Że jego życie emocjonalne od lat stoi w miejscu. Piękna Valery ma mu tę pustkę zrekompensować. Wypadek jednak powoduje konfrontację wyobrażeń z rzeczywistością .Okaleczona modelka przestaje być synonimem doskonałości, maski opadają , pojawia się niezrozumienie, wrogość i obcość. Zamiast dojrzałej miłości rodzą się ślepe namiętności, tworzy się spirala wzajemnych pretensji, pozostaje w końcu osad żalu i poczucia oszukania. Daniel jest już dojrzalszą wersją Octavo, jego klęska to konsekwencja jego wyborów. Wie, że powrót do rodziny niczego by nie zmienił. Dla niego jest szansa. Jeśli potrafi przekroczyć rozczarowanie i porzucić marzenia, jego związek ma szansę stać się dobrą miłością.

Najciekawszą postacią jest Chivo. Po pierwsze łączy oba światy reprezentowane przez poprzednich bohaterów. Był na samym szczycie i na samym dnie, poznał świat idei i świat pieniądza, poznał dobro i zło .Podróż po bezdrożach piekła skończyła się tym, że został płatnym mordercą .Ale nie robi tego dla pieniędzy, żyje jak nędzarz w całkowitej izolacji od świata. To znak jego rozczarowania do tego świata i ludzi. Marzenia o lepszym świecie się nie ziściły Dlatego bardziej kocha psy. I to spotkanie z Coffim, morderczym psem, jest przełomowe, bo ma charakter spojrzenia w lustro. Kiedy pies Octavia morduje inne jego psy, El Chivo pojmuje, że robił tylko to, czego go nauczono- zabijał -tak jak i on. Spojrzenie w głąb siebie niesie za sobą przebaczenie. A to- otworzenie się na miłość do córki. Chivo odkrywa w sobie człowieczeństwo, siłę do udźwignięcia ojcostwa, do zmiany swojego życia .
Pojmuje to, co dla innych jest niedostępne- przemoc i okrucieństwo są złem i zawsze mają charakter destrukcyjny. I może dlatego jedyny bohater trzyma los w swoich rękach, potrafi to wykorzystać . Czyni rozrachunek ze swoim życiem i wyrusza w podróż na spotkanie jutra.

Film ukazuje różne odcienie miłości- także do psa. A może inaczej- Inarritu stawia znak równości między człowiekiem i zwierzęciem. Miłość do psa staje się miernikiem wartości uczucia. Może dlatego, że jak sam Inarritu twierdzi - bohaterowie Amores perros zapominają o swojej boskości i zanurzają się głęboko w swojej zwierzęcej naturze, aby odkupić siebie samych, swoje decyzje i ich konsekwencje poprzez ból, tym niemniej pięknie i odważnie, z godnością i nadzieją. Dlatego dają się lubić: bywają niewierni, ale nigdy nielojalni. I może dlatego w konstruowaniu postaci Inarritu nas zwodzi. Nie ułatwia polubienia bohaterów, ale też subtelnie zmienia nasze wyobrażenie o nich. Wciąż musimy ich na nowo definiować, przewartościowywać. To nie są martwe, puste marionetki, lecz prawdziwi, wrażliwi ludzie. Dlatego są oni namacalni, pełnokrwiści, budzą wyjątkowe emocje. Scenarzysta Ariaga chciał, aby bohaterowie byli pełni sprzeczności i paradoksów, zdolni do intensywnego życia i przygotowani, aby za to płacić: śmiercią, okaleczeniem, zniewoleniem : chciałem zawrzeć opowieść, która nie trywializowałaby przemocy i śmierci. Opowieść, która zmusiłaby widza do odczucia tragedii morderstwa, okrutnych konsekwencji wypadku samochodowego, przyczyn zdrady, destrukcyjnej siły zakazanej miłości. Opowieść zdolną przekazać ból, zagubienie, smutek, radość, nicość i nadzieję, które niesie ze sobą życie. Opowieść ludzką do granic bólu, wolną od obrzydliwej tyranii politycznej poprawności, która haniebnie okalecza istotę człowieczeństwa. Opowieść, której bohaterowie musieliby przejść przez piekło i miotając się pomiędzy dobrem i złem, szukać zgody z własną naturą..

Film jest mocny, dogłębny, momentami szorstki, z drugiej strony pełen pasji, emocji, nerwowego napięcia. Wymowa jest gorzka i ponura, zwycięstwo jest jednocześnie porażką . Inarritu zostawiając otwarte zakończenie, nie rozstrzyga, czy miłość może uleczyć nasze troski. A jednak, odzierając nas ze złudzeń, zostawia odrobinę nadziei. Nadziei, że można zacząć wszystko od nowa.

środa, 25 czerwca 2008

Paranoid Park

ZAGUBIONY W LABIRYNCIE SAMOTNOŚCI


Nie można odmówić Van Santowi konsekwencji . Od czasów Gerry każdy kolejny film powtarza w pewien sposób poprzedni. Ta sama forma- minimalistyczna, oszczędna, poetycka, z długimi ujęciami i specyficznym podkładem muzycznym. I muszę powiedzieć, że podoba mi się ten Van Sant. Po średnio udanym flircie z kinem hollywoodzkim, powrócił do sposobu opowiadania z czasów kultowego Mala noche czy Moje własne Idaho. Ale jeśli nawet uznamy jego ostatnie filmy za monotonne i nużące, to trzeba przyznać, że potrafi on opowiadać o młodych ludziach jak mało kto. Może dlatego, że nie próbuje się nikomu przypodobać, a może dlatego, że ten świat jest mu bliski i nie patrzy na niego z góry. To zaangażowanie emocjonalne, bliski kontakt z własnymi bohaterami daje się wyczuć także w filmie Paranoid Park .Co nie mniej ważne- potrafi Van Sant powiedzieć bardzo dużo w wyjątkowo skondensowany i jednocześnie oryginalny, niebanalny sposób. Paranoid Park nie jest filmem wybitnym, ale w inteligentny i jednocześnie błyskotliwy sposób mówi coś ważnego o kondycji ludzkiej. To obraz wyrafinowany, umiejętnie skupiający uwagę na szczególe, niuansie, co dzisiaj w kinie dość rzadkie. Widzimy szacunek dla wrażliwości widza i jego dociekliwości. Kilka rewelacyjnych scen i twarz Alexa zapadają w pamięć. A to już dużo.

Paranoid Park, choć może budzić mieszane uczucia, wydaje mi się nie tylko interesującą,  ale co ważne udaną próbą spenetrowania samotności młodego człowieka. Bo dla mnie to film przede wszystkim o samotności. Na medium, niezwykle sugestywne, wybrał nieznanego zupełnie młodego aktora, Gabe Nevinsa, który idealnie wpisał się w konwencję filmu. Z jednej strony twarz typowego nastolatka, z drugiej- natura niemal autystyczna. Nieprzenikniona, niemal się niezmieniająca twarz oddaje jego całkowitą izolację, zawieszenie w swoistej próżni. Pustka nie wydaje się tylko cechą osobowości. Nie potrafi jej bowiem zapełnić ani szkoła, ani dom, ani znajomi, ani dziewczyna. W obrazie szkoły reżyser daleki jest od stereotypowego portretowania. Nie znajdziemy tutaj typowych obrazków ani szablonowych postaci. Nie ma tutaj ani karykatury, ani realizmu. Szkoła wydaje się funkcjonować na obrzeżach życia Alexa. Widzimy jedynie ciche, leniwie prowadzone lekcje i puste niemal korytarze; a kiedy pojawiają się ludzie, jesteśmy oddzieleni od szkolnego gwaru muzyką. Podobnie reżyser portretuje rodzinę. Choć rodzice się właśnie rozwodzą, nie dostrzegamy większego wpływu tego faktu na naszego bohatera. Żadnej traumy, żadnych psychicznych zjazdów. Ciekawym zabiegiem jest to, że niemal wcale nie widzimy twarzy rodziców. Albo są rozmyte, albo ich brak, gdyż ukazane są tylko plecy. Trudno rozstrzygnąć czy to oznaka braku tożsamości dorosłych ludzi, czy braku kontaktu z ich latoroślą. Tak czy inaczej młody człowiek jest pozostawiony sam sobie, nie potrafi odnaleźć wspólnego języka ze światem dorosłych. Kontakty z nimi są powierzchowne, beznamiętne, a kiedy są potrzebni, po prostu ich nie ma .Paradoksalnie najlepiej wydaje się rozumieć go prowadzący śledztwo policjant, Lu, ale ten ze zrozumiałych względów powiernikiem być nie może. Niewiele jednak lepiej wygląda świat rówieśników- dziewczyna, Jennifer, choć może nie ostatnia idiotka, traktuje go instrumentalnie i wykorzystuje, aby stracić dziewictwo. Najbliższy kolega, Jared, też ma ciągle jakieś swoje sprawy. Van Sant nie demonizuje społeczeństwa jako zbiorowości, ani pojedynczych ludzi, ukazuje jedynie, że młody człowiek jest sam, zdany tylko na swoją niedojrzałą, nieukształtowaną osobowość. Alex jest zagubiony i wyalienowany, żyje jakby na marginesie. Ale poza może większą wrażliwością, chłopak nie wyróżnia się specjalnie wśród swoich rówieśników. Jego samotność, to samotność everymana.

Ale samotni poszukują swego miejsca na ziemi. Może dlatego swoistym domem, azylem staje się dla bohatera Paranoid Park. Choć może lepsze określenie to ziemia obiecana, cudowna kraina sketowego parku, gdzie można zapomnieć , poczuć się lepiej , zatopić się w myślach. .I nie tyle chodzi o samą jazdę , co możliwość patrzenia, obcowania z tymi ludźmi. Ogromną rolę odgrywa tutaj praca operatora Christophera Doyle’a. Spowolniony, lekko odrealniony rytm jego zdjęć ,z jednoczesnym naciskiem na surowość ujęć z ręki -oddają swobodę jazdy, jakąś swoistą harmonię, piękno. Surowe i chropowate, ale piękno. Zdjęcia te mają inną fakturę , inną kolorystykę , inną poetykę , bo oddają inny świat , inny stopień wrażliwości. Twórca Słonia uciekł jednak od pokusy sportretowania subkultury sketowskiej i jej apologii, zwłaszcza, że oni sami podkreślają ,że się w zasadzie nie znają, ,że tylko jeżdżą na desce . Spojrzenie reżysera ma bardziej charakter impresjonistyczny, próbuje uchwycić to , co jest w zasadzie nieuchwytne.
Paranoid Park to takie miejsce , gdzie nie tyle gromadzą się grupy skateowskie, ale zagubione młode dusze, poszukujące ukojenia, zrozumienia, może po prostu ucieczki. Jak mówi sam Alex- Odrzucone dzieciaki... Nieważne, jak złe było twoje życie rodzinne, ci goście mieli gorzej. Nie wiem, czy taki był zamiar, ale sposób kreowania sketerów skojarzył mi się z bitnikami. Kerouac ukazywał ich w swojej słynnej powieści z jednej strony jak pionierów, pradawnych zdobywców Ameryki, z drugiej lekkomyślne, naiwne dzieciaki. Zagubionych, znużonych , rozczarowanych, którzy w pędzie, podróżowaniu szukali wrażeń, wolności, próbowali zrozumieć świat. U Van Santa skaterzy wydają się spadkobiercami beatnikowej tradycji. Ich jazda na desce staje się protestem przeciw banalności i pustce egzystencji. Odnajdziemy tu spontaniczność , swobodę , braterstwo, swoistą niewinność. Może dlatego kulminacyjne wydarzenie rozgrywa się na torach. Alex poznaje młodego mężczyznę , który zabiera go na przejażdżkę towarowym pociągiem. Tylko zamiast radości i swobody mamy przypadkowe morderstwo.

A zmierzamy do niego powoli, jakby koliście. Zbliżamy się i oddalamy. Jest to w dużej mierze wynik narracji. Narratorem jest sam Alex, który pisze swoisty list –spowiedź , rodzaj luźnego pamiętnika. A pisarzem nie jest, więc jego zapiski są chaotyczne , poszatkowane, nieskładne .Impresjonistyczna konstrukcja wydaje się więc logiczna. Budowa jest w ogóle intrygująca- reżyser zmienia wielokrotnie rytm, tempo opowiadania, poetykę , czas wydarzeń . Wraca do tych samych punktów, ale nadaje im nieco inny charakter;a w to jeszcze wplecione są filmowe obrazy jazdy na desce Trzeba przyznać , że robi to wrażenie. I nie wydaje się to wcale tylko formalnym majstersztykiem. Moim zdaniem oddaje to psychikę bohatera .Bo choć narracja jest pierwszoosobowa, to mamy do czynienia z dziełem dalekim od psychologicznej wiwisekcji rodem z Dostojewskiego. Nie wiemy , co bohater tak naprawdę myśli, co czuje, czym motywuje swoje postępowanie. Zastosowana przez Van Santa technika behawiorystyczna skupia się tylko na zewnętrznych elementach. Współgra to z ascetyczną , nieruchomą twarzą bohatera, ale też oddaje bezradność emocjonalną młodego człowieka. Nie oszukujmy się – to nie błyskotliwy, oczytany, nieprzeciętny Raskolnikow, a jedynie zagubiony, normalny nastolatek, który nie wie, co myśleć i co czuć . Nie potrafi się określić , być może ma problem ze znalezieniem tożsamości seksualnej. Van Sant delikatnie tylko sugeruje to, choćby niechęcią do aktu erotycznego ze swoją dziewczyną, a w końcu zerwaniem z nią .Ale zarówno to, jak pójście z obcym mężczyzną na przejażdżkę pociągiem można wytłumaczyć zupełnie inaczej. Reżyser nie jest nachalny, być może dlatego ,że to , co najważniejsze w jego dziele, to bezradność , samotność , wyobcowanie. Aleks ucieka od tego , co zrobił, bo nie potrafi tego ogarnąć , nazwać .Behawioryzm oddaje jego pustkę emocjonalną , a właśnie obrazi muzyka mają oddać szamotaninę myśli , fragmentaryczność uczuć . Tylko raz reżyser dopuszcza myśli Alexa do głosu – w najlepszej moim zdaniem scenie filmu. Tuż po zabójstwie, kiedy ucieka z miejsca zbrodni- nakładające się jego głosy pokazują straszny dramat wyboru i niemocy.

Zagubionemu w końcu poda dłoń istota nieco podobna do niego, koleżanka- ani ładna, ani specjalnie mądra. Ale jej wrażliwość , a może intuicja pozwalają zaproponować metodę prostą , jednak skuteczną .Ma napisać list, w którym opowie to, co się stało. Potem może z tym listem zrobić , co zechce – na przykład spalić .Ważne , by to spisać , w ten sposób można się tego pozbyć . I Alex to robi. Czy to wystarczy ? Pewnie nie .Ale pozwoli mu uporać się z tym , żyć dalej, zaakceptować swój czyn, może nazwać go . I nie traktujmy tego jako wyparcie się winy. Być może po prostu nie udźwignął ciężaru czynu, a może wybrał drogę trudniejszą, bo tylko pozornie cisza jest lżejsza.
Zakończenie filmu to znów niepretensjonalne obrazy jazdy na desce. Podpisem pod nimi mogłyby być słowa ze wspomnianej przeze mnie powieści Kerouaca W drodze:
Zdawaliśmy sobie sprawę z tego , że zostawiamy za sobą zamęt , bezsens, a wykonujemy jedynie godną siebie i naszego czasu czynność, mianowicie :JEDZIEMY


sobota, 21 czerwca 2008

Cytatologia



Milan Kundera

WALC POŻEGNALNY



  • Największą szlachetnością jest kochać ludzi, chociaż są mordercami
  • Lecz oto ta kobieta ukazała mu sie niespodziewanie nie związana z tym wszystkim , nie związana z jego życiem , przyszła z zewnątrz, objawiła się , objawiła sie mu nie tylko jako piękna kobieta , ale też jako uosobienie piękna, i powiadomiła go , że można było żyć tu inaczej i dla czegoś innego , że piękno to coś więcej niż sprawiedliwość , że piękno to coś więcej niż prawda, że jest bardziej realne, bezsporne, a nawet łatwiej osiągalne, ze piękno przerasta wszystko inne
  • Nie wiedział , dlaczego czeka. Wiedział jedynie , ze będzie czekać długo , choćby całą noc , a nawet wiele nocy . Albowiem zazdrosnemu czas płynie z niebywałą szybkością . Zazdrość absorbuje mózg jeszcze bardziej niż ulubiona praca umysłowa . Nie pozostawia ani sekundy do własnej dyspozycji. Kto zazdrości , ten nie wie, co to nuda...Zazdrość jest jak silny ból zęba. Nie można przy niej nic robić , nie można nawet siedzieć

  • Pan zawsze widzi wszystko gorsze niż jest, taki już z pana piołun, taki zantropomorfizowany ocet. Jest pan wypełniony kwasami ...Oddałby pan życie za to , by odkryć wokół siebie szpetotę , którą nosi pan w sobie. Jedynie w taki sposób może pan choć przez chwilę czuć się pogodzony ze światem. Gdyż świat , który jest piękny , dla pana jest okropny, męczy pana i swoją siłą odśrodkową nieustannie wyrzuca na zewnątrz