gorzki smak niewinności
Nie będę ukrywał, że Niewinność mnie zaskoczyła. Jan Hrebejk, mój ulubiony
czeski reżyser, dotychczas kojarzył mi się z raczej komediowym spojrzeniem na rzeczywistość. Nawet przy
poważnej tematyce, jak choćby w filmie Musimy
sobie pomagać, dało się wyczuć pogodę ducha i pozytywne nastawienie do
bohaterów. Jego kino, choć nieco melancholijne, czasem może nawet gorzkie,
tchnęło optymizmem i autentycznie bawiło. Pozytywna ironia i brak ferowania
wyroków nadawały jego bohaterom ludzką aurę.
Po obejrzeniu Niewinności miałem podobne odczucia
jak po spotkaniach z filmami Michaela Haneke, choć obraz Czecha
operuje zupełnie inną poetyką. Zostawia wyjątkowo gorzki posmak i niemal egzystencjalny smutek.
Duża dawka pesymizmu nie bierze się jednak ani z chłodnego, analitycznego
spojrzenia, ani z drastyczności
obrazowania. Przez większość seansu mamy nawet wrażenie, że temperatura filmu
jest letnia, a historia pozbawiona jest
chwytów dramaturgicznych i wyrazistych akcentów. Wszystko zmienia zakończenie
filmu. I ta właśnie emocjonująca i emocjonalnie intensywna peunta stanowi o sile tego filmu.
Pierwsze kilkadziesiąt minut
filmu zdaje się być wcześniejszą
wariacją słynnego duńskiego Polowania
Vinterberga, czyli historią lekarza niesłusznie oskarżonego o molestowanie seksualnie .
Dramat kryminalny stara się ukryć nie
tylko dramat rodzinny, ale tragedię miłosną niemal o proweniencji antycznej. Początek
niczego jednak takiego nie zapowiada.

Film otwiera zdjęcie rodzinne, które
nadaje obrazowi niemal arkadyjski klimat. Pocztówkowa ekspozycja zostaje
poszerzona i wzmocniona kolejnymi scenami. Oto kochająca się, czuła rodzina.
Wspólne posiłki, gdzie przy stole siadają trzy pokolenia, wzajemna troskliwość,
otwartość, sympatia ; dom bohaterów to przestrzeń, gdzie jest miejsce dla
wszystkich. Głowa rodziny, pan Walter, to uznany autorytet i przywódca klanu lekarskiego, obdarzany
szacunkiem i miłością . Głównego bohatera, Tomasza, poznajemy jako człowieka
dojrzałego i odpowiedzialnego, profesjonalnego lekarza, który bardzo poważnie
podchodzi do swojego zawodu, ale też otwartego ojca, który na urodzinach nastoletniej
córki jest duszą towarzystwa- gra w ping ponga z jej koleżankami czy wygłupia
się w basenie. Jego żona Milada nie ma problemu, aby zaprosić byłego męża na
kawę. Brak wrogości pozwala na harmonijne wychowywanie upośledzonego syna. Jej
młodsza siostra ,Lida, która zresztą mieszka razem z nimi, nie tylko opiekuje
się ojcem, ale odwiedza oddziały onkologiczne i domy opieki, gdzie rozśmiesza i
zabawia tych, którzy tego śmiechu najbardziej potrzebują. A jeszcze zajmuje się
czasem siostrzeńcem. Pozornie wydaje
się, że mamy do czynienia z rodziną, w której wszyscy się lubią i poważają.

No właśnie, pozornie. Dość szybko
dostajemy przesłanki, że nie wszystko jednak gra, jak w scenie, kiedy
nastoletnia Teresa nie chce na swoich
urodzinach upośledzonego brata. Ale Hrebejk
świadomie odwraca naszą uwagę i
konstruuje wizję zagrożenia z zewnątrz w postaci 14-letniej Olinki, zakochanej pacjentki Tomasza. To ona
wydaje się winną tego, co się dzieje, rzucając oskarżenie o molestowanie. To w
niej upatrujemy wroga, który chce
zniszczyć spokój rodziny. Reżyser nie ułatwia nam zresztą zaakceptowania tej
postaci. Olinka bowiem nie tyle jest demoniczna, co irytująco infantylna. Tworzy niebezpieczną , jak się okazuje,
mieszankę młodzieńczej naiwności i wyrafinowania lolitki. Od samego początku
otrzymujemy też informację, że dziewczynka jest mitomanką i uwielbia
konfabulować. A sprawę komplikuje fakt, że śledztwo prowadzi Lada, wspomniany
pierwszy mąż, który ma możliwość wzięcia
odwetu na dawnym przyjacielu i byłej żonie. Tomasz od początku zyskuje więc naszą sympatię, a niemal niepodważalny
fakt jego niewinności jeszcze to uczucie wzmacnia. Sekundujemy mu, zwłaszcza że
rzeczywistość nie szczędzi mu upokorzeń w postaci napastliwych mediów,
kreujących go na zwyrodnialca, jak i uwłaczających badań. Zdemaskowanie lolity
jawi się nam jak triumf sprawiedliwości i oczekujemy już klasycznego happy
endu. I niemal do ostatniej chwili jesteśmy pewni, że nastąpił. Wolny już
Tomasz jedzie do domku nad jeziorem. Tam oczekuje na niego nagroda w postaci
wiernej i kochającej kobiety. Sielankowa
aura tego miejsca zdaje się budować klasyczną klamrę i pozwala nam uwierzyć ,iż
rodzinny ład został przywrócony. Problem
w tym, iż ukochaną kobietą okazuje się jego szwagierka –Lida. Nie chodzi
tutaj tylko o zaskoczenie, godne thrillera, ale bardziej o nasz dyskomfort.
Maski opadają, a to, co widzimy, zaczyna nas coraz bardziej uwierać.
Ta część filmu nie tylko zmienia
akcenty, układy miedzy bohaterami, ale wymowę całego filmu. Świadczy o dużej
odwadze reżysera i – jeśli zaakceptujemy ten zwrot akcji- o wadze i sile filmu.
Dlaczego pojawiła się uwaga o odwadze? Bo zakończenie nakręcone jest zupełnie w
innej tonacji, ma oryginalna formę, niepasującą do całości. Kilkunastominutowy
monolog Lidy odbywa się w pejzażu niemalże romantycznym. Widzimy parę kochanków na tle czerwonego nieba odbitego w
stawie. Zarówno kolorystyka, jak i estetyzujące zdjęcia tworzą obraz niemal
poetycki. Zamiast jednak monologu miłosnego otrzymujemy spowiedź i oskarżenie
jednocześnie. Słowa Lidy pozwalają zupełnie inaczej na nią spojrzeć . Zamiast
szarej myszy, samotnej kobiety, która poświeciła swoje życie innym, prostej,
dobrej duszy, odkrywamy swoistą demoniczną kobietę, która na wzór mitycznej
Medei zdolna jest do wszystkiego w imię miłości. Rywalizacja z siostrą nabiera
znamion zazdrości, jeśli nie powiedzieć nienawiści. Destrukcyjne myślenie
zabarwiały nawet myśli o zamordowaniu siostrzenicy. Jej miłość ma charakter
obsesji, pasji- wypełniła całe jej życie. Okazuje się wyrachowana, bezwzględna,
pozbawiona hamulców. Wszystkie jej szlachetne porywy, poświecenia, rezygnacja
ze studiów, praca na rzecz upośledzonych umysłowo, opieka nad ojcem były tylko
maską skrywającą jej prawdziwą naturą. Całe jej życie było kłamstwem. Przez te
kilkanaście lat była zupełnie kimś innym.
Ale nie ona okazuje się czarnym
charakterem tej historii. Monolog Lidy,
poprzez liczne retrospekcje, przesuwa też środek ciężkości na przeszłość
i nagle rzuca zupełnie inny pogląd na
Tomasza i całą sprawę molestowania . Tomasz, który zdążył już zdobyć naszą sympatię, przeistacza
się z zaszczutej, niewinnej ofiary w
człowieka pozbawionego skrupułów, perfidnego i okrutnego. Podczas dawnych
wspólnych wakacji uwiódł 14- letnią Lidę.
Oskarżenie jest straszne, choć wyartykułowane językiem miłości. Przez te wszystkie lata okłamywał i oszukiwał wszystkich.
Jawi nam się jako egoistyczny, nieodpowiedzialny mężczyzna, który w swoim życiu zdążył
zdradzić i żon , i przyjaciela, i kochankę.
Rozpada się nam w ten sposób obraz całej rodziny, którą przez
te wszystkie lata toczyła choroba zawiści, egoizmu i hipokryzji. I dopiero
teraz pewne wcześniejsze sceny zaczynają
nabierać posępnego charakteru. Dobroduszny
starzec jako głowa rodziny ustawia swoje dzieci i wnuki jak figury na
szachownicy, a swojej najmłodszej córce cały czas wypomina, że zrezygnowała z
medycyny na rzecz bycia – jak twierdzi- błaznem. Sfrustrowana Milada najprawdopodobniej wybrała wygodniejsze, lepsze życie w osobie Tomasza i teraz płaci cenę, jaką jest oziębłość męża. Jej
córka Teresa jest pozbawiona empatii
wobec upośledzonego brata. Za wszystkim kryją się kompleksy i niechęć do
siebie. Zupełnie też innego wymiaru nabierają informacje o przeglądaniu stron
pornograficznych przez Tomasza czy sceny na basenie, gdzie wyluzowany tatuś
bawi się z nastoletnimi przyjaciółkami swojej córki. Pojawia się niemiły posmak
w ustach.
Wyjątkowo więc cierpko smakuje
świadomość, że oprócz upośledzonego
Daniela nikt w filmie nie jest niewinny. Ale też tytułowa niewinność zupełnie
innego znaczenia nabiera w świetle unaocznionych faktów i inaczej konfiguruje postać Oliny. To nie
ona zrujnowała rodzinę, była tylko katalizatorem, czynnikiem, który ujawnił
wszystkie rany i blizny rodzinne. Ponadto łącząc w niej wyrachowanie kobiece z marzycielstwem i romantycznym infantylizmem Hrebejk
na swój sposób uniewinnia ją. Bo czy
można dostrzec niemoralność w zniekształconym postrzeganiu rzeczywistości? To
nie tyle kłamczucha, co mitomanka. Paradoksalnie jej miłość do Tomasza jest
czysta i niesamowicie mocna. W finale reżyser to jej zresztą oddaje głos- pisze ona list do siedzącego
w areszcie Tomasza, że go kocha i będzie
na niego czekać; i jej wierzymy.

Jej miłość ma charakter obsesji, ale
uczucie to w filmie Hrebejka w ogóle zostaje dotkliwie zdegradowane. Miłość tu
ma różne twarze, ale wszystkie zdeformowane. Za tym słowem kryje się raczej
niedostatek miłości- pogarda, obojętność, obowiązek, zauroczenie,
uzależnienie, lekkomyślność, egocentryzm. I to brak miłości jest głównym
czynnikiem destrukcyjnym rodziny. Wnikając w jej głąb, zanurzamy się w ciemnej
otchłani, a wszystkie działania bohaterów są mieszanką żalu, zazdrości i
nienawiści. Na prawdziwego potwora wyrasta
Tomasz . Bo to on swoim egoistycznym,
wstrętnym uczynkiem uformował, a raczej zdeformował osobowość nastoletniej Lidy. Czyniąc z niej swoją
kochanką pozbawił jej nie tyle dziewictwa, co właśnie niewinności. Zniszczył,
nie ponosząc żadnych konsekwencji. Nie przypadkowo wspomina w swoim monologu,
że właśnie wtedy, kiedy miała 14 lat, Tomasz ją zamordował
Decyzję Lidy w finale trzeba więc uznać
za przejaw ekspiacji. Przez te wszystkie lata nie mogła się od Tomasza uwolnić,
cały czas uciekała, ale piętno miłości nie chciało zniknąć. Nieporozumieniem
jest opinia, że kobieta przez te
wszystkie lata czekała na zemstę- ona dojrzewała w niej od momentu sprawy z
Olinką. Początkowo broni kochanka, nawet
przed siostrą, wiedziona miłością , ale powoli, choć nie do końca świadomie,
identyfikuje się z czternastolatką. Proces
dobiega końca, kiedy widzi po raz
pierwszy twarz Olinki. Tak jakby zobaczyła się w lustrze. Podobieństwo obu aktorek nie jest przypadkowe. Wątek ten
reżyser poprowadził konsekwentnie. W finale zlewa te dwie kobiety w jedną
osobę. Widzimy w pewnym momencie twarz
Lidy zamiast Olinki, ale w tle słyszymy
fragment listu młodej dziewczyny. Historia zatoczyła koło. Nie ma już więc
większego znaczenia, czy doszło do
czegoś między doktorem Kotvą a jego pacjentką.. Jak mówi w swojej
spowiedzi Lida . Hrebejk wydaje się nie zostawiać nam wątpliwości, co do
winy Tomasza. W scenie więziennej
widzimy go grającego w ping ponga wraz z przywódcą bałkańskiej mafii,
odpowiedzialnego za śmierć młodej dziewczyny]. Nie wiem, czy taka była intencja
reżysera, ale to tak jakby uczynił ich równych sobie
Niestety wyraz twarzy doktora i
świadomość widza, że widział go już w podobnej scenie nie pozwala na optymizm.
Tomasza nie dotknęła żadna refleksja, a tym bardziej poczucie winy. A przecież
zabił Lidę. I jej samobójstwo, które jest jednocześnie narzędziem
sprawiedliwości, stawia ją w kategorii
czystego tragizmu. Na ile jest ofiarą, a na ile sprawczynią ? Czy jest
odpowiedzialna za swoje czynny, skoro
została pozbawiona świadomie niewinności? Odpowiedź nie jest
jednoznaczna. Śmierć jest dla
niej samej uwolnieniem ale pesymizm
zakończenia tkwi w tym, że ma już swoją
godną następczynie, gotową dla „miłości” zrobić wszystko.
Hrebejk nie wychodzi
publiczności naprzeciw. Jego mroczna opowieść, pozbawiona postaci
pozytywnych, nie jest łatwa w odbiorze.
Trudno jednak nie docenić pomysłowo skonstruowanej
fabuły i doskonałych występów aktorskich, szczególnie Anny Geislerowej Duet Hrebejk i Jarchovsky (
stały partner w tworzeniu historii) rozgrywa
mistrzowsko zróżnicowane relacje międzyludzkie, ukazuje skomplikowany labirynt
ludzkich emocji. Łączy skandynawską surowość spojrzenia operatora Martina Sacha
z intensywnością greckich dylematów dramaturgicznych
Film na długo zostaje w głowie